Wyrok FIA w sprawie McLarena
Jak się nie poprawicie to Was ukażemy! Czyli straszenie w wykonaniu FIA
Kilka dni temu Norbert Haug odpowiedzialny za współpracę firmy Mercedes-Benz z McLarenem straszył, że jest niewykluczone, że niemiecki gigant motoryzacyjny będzie musiał zrezygnować z udziału w wyścigach Formuły 1. Straty wartości 1,7 milarda dolarów jakie wykazał za pierwsze miesiące tego roku w swoim raporcie Daimler mogły z pewnością być podstawą dla tego rodzaju oświadczenia. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że niedawne wypowiedzi Lewisa Hamiltona co do jego braku przekonania do występowania na torze obliczone były na to, aby wpłynąć na decyzję Trybunału co do konsekwencji kłamstw jakimi zawodnik i szefostwo zespołu McLaren Mercedes poczęstowali sędziów po GP Australii. Drobne zabiegi marketingowe?
Martin Whitmarsh, szef zespołu McLaren Mercedes |
fot. Mercedes
|
Sam Lewis już w kilka dni po wyścigu został ukarany odebraniem trzeciego miejsca. McLaren przykładnie zwolnił ze skutkiem natychmiastowym dyrektora sportowego Dave’a Ryana a nowy szef zespołu Martin Whitmarsh po kilku dniach napisał do FIA list z przeprosinami. O całym zajściu pisaliśmy w materiale „Lewis kłamczuszek„.
W środę 29 kwietnia Światowy Trybunał Sportów Motorowych podjął decyzję, że dodatkowo za „wprowadzenie w błąd” sędziów zespół zostaje ukarany zakazem startu w trzech wyścigach z zawieszeniem kary na okres 12 miesięcy. Wyrok wydany na podstawie Art. 151c Międzynarodowego Kodeksu Sportowego utrzymany zostanie w mocy w przypadku jeśli nie pojawią się nowe fakty w sprawie złamania przepisów przez zespół McLarena w trakcie GP Australii i nie popełni on następnych wykroczeń.
W uzasadnieniu zawieszenia kary sędziowie oświadczyli, że wzięli pod uwagę – otwarty i uczciwy sposób w jaki szef zespołu McLaren Martin Whitmarsh zwrócił się do trybunału i zmiany w kulturze jakim zespół został poddany.
Najnowsze
-
Test Skoda Enyaq Coupe RS Maxx. Ile warta jest najdroższa Skoda w historii?
Kiedy debiutowała na rynku, wielu przecierało oczy w niedowierzaniu. Elektryczna Skoda wyceniona na ponad 300 tys. złotych zwiastowała poważną zmianę wiatru w ofercie czeskiego producenta. Co otrzymamy, kupując najdroższy model w historii marki? Sprawdziłyśmy to, testując model Enyaq Coupe w topowej wersji wyposażenia RS Maxx. -
Gosia Rdest z kolejnym podium w tym roku!
-
Brak miejsca na pieczątki w dowodzie rejestracyjnym. Czy trzeba wymieniać go na nowy?
-
Ford Puma 2024 – test. Miejski crossover ze sportowymi korzeniami
-
La Squadra One Shoot – do takich samochodów wzdychają fani motoryzacji!
Zostaw komentarz: