Uwaga! „Grażyna” już jeździ motocyklem
Nasza przysłowiowa „Grażyna” w pewnym momencie życia uwierzyła, że mając 154 cm wzrostu, nigdy nie będzie mogła jeździć motocyklem. Po 14 latach, jedna rozmowa rozniosła te przekonania w drobny mak! Teraz @grazyna.na.motocyklu nabiera wprawy i już wkrótce przystąpi do egzaminu na kat. A.
Motocyklistką zostałaś całkiem niedawno?
Tak, motocyklistką jestem od niedawna! Zaczynam właśnie swój drugi sezon na motocyklu. To jest przygoda, o której marzyłam od 14 lat. Przez ten czas nie miałam w sobie odwagi, by próbować nowych rzeczy, bo zawsze nie spełniałam czyichś oczekiwań i bałam się, że zawiodę. Dobrze, że wolność była we mnie silniejsza i nauczyłam się, że nie można uzależniać swojej wartości oraz możliwości od poglądów innych osób.
Gdy byłam nastolatką marzyłam o tym, żeby zrobić prawo jazdy na samochód i właśnie z tego powodu nie mogłam doczekać się osiemnastych urodzin. Mój entuzjazm był jednak szybko studzony, bo często słyszałam „żarty” znajomych, że nie dosięgnę do pedałów w aucie i chyba będę musiała jeździć w foteliku dziecięcym. Faktycznie, nie jestem wysoką osobą: mam 154 cm wzrostu. Dopiero po pół roku od osiągnięcia pełnoletności zdecydowałam się na kurs kategorii B i doszłam do wniosku, że przy okazji mogę zrobić prawo jazdy na kategorię A (ponieważ mój ówczesny instruktor prowadził kurs na obie kategorie). Okazało się jednak, że instruktor bardzo odradzał mi jazdę na motocyklu, ze względu na mój wzrost. Stwierdził, że stworzę zagrożenie w ruchu lądowym i to nie jest zajęcie odpowiednie dla mnie. Uwierzyłam mu, bo w końcu był specjalistą w swoim fachu i jego opinia musiała być rzetelna. I tak przez około 14 lat powyższe przekonanie tkwiło w mojej głowie.
To co sprawiło, że się przełamałaś po tylu latach? Co zrzuciło z Ciebie to przekonanie o zbyt niskim wzroście do jazdy motocyklem?
Wszystko zaczęło się pięknego, majowego dnia, 2 lata temu, u… fizjoterapeuty. W trakcie wizyty temat zszedł na motoryzację i zapytałam go, czy widział ten piękny motocykl, który stał na pobliskim parkingu (lśniąco czarny Suzuki Bandit). On tylko się zaśmiał i odparł, że tak – bo motocykl należał właśnie do niego. Wtedy opowiedziałam mu swoją historię, a on zasugerował, żebym zapisała się na doszkolenie jazdy na 125-tce i chociaż spróbowała, czy jazda na motocyklu jest dla mnie. I… namówił mnie! Potem bardzo wspierał mnie w trakcie kursu – za co jestem mu wdzięczna, ponieważ dodał mi mnóstwo odwagi i podbudował wiarę we własne umiejętności. Po rozmowach i przemyśleniach zdecydowałam, że 1 czerwca (Dzień Dziecka) będzie idealnym momentem, żeby zrobić sobie prezent i w końcu spełnić swoje marzenia!
Po pierwszym sezonie, już na własnej 125-tce – zdecydowałam się na dalsze kroki. Podjęłam decyzję, że będę robiła prawo jazdy na pełne A. Teraz jestem już po egzaminie teoretycznym, a przede mną część praktyczna.
Opanowanie jazdy motocyklem było dla Ciebie wyzwaniem czy łatwizną?
Jak to się mówi: „Coś niecoś potrafię” (śmiech). Z racji tego, że miałam przez 13 lat kategorię B, to nie musiałam zdawać egzaminu, żeby jeździć na 125-tce. Uczęszczałam jednak na doszkalanie do szkoły jazdy, ponieważ wychodzę z założenia, że zawsze warto mieć u swojego boku specjalistę (choć te 14 lat temu nienajlepiej na tym wyszłam). Chodziłam na kurs do dwóch szkół jazdy. W pierwszym OSK miałam wrażenie, że instruktor nie do końca angażuje się w lekcje – dostałam motocykl i miałam sobie nim jeździć po placu, nie wiedząc zupełnie nic. Jako osoba, która nigdy wcześniej nie jeździła na motocyklu, a wręcz ma w głowie nabytą przez lata blokadę – czułam, że coś jest nie tak. Podczas rozmowy z moim fizjoterapeutą (który teraz już jest moim motocyklowym kolegą), dowiedziałam się, że ojciec jego pacjenta ma szkołę jazdy. I to było to!
Bardzo się cieszę, że trafiłam na tak kompetentną osobę, która w żaden sposób nie krytykuje, a wręcz wspiera, dodaje sił i motywuje. Na kursie ćwiczyliśmy wszystkie manewry, które obowiązują na „dużym” motocyklu – od ósemek, poprzez slalomy, przeciwskręty, po jazdę po mieście. Nigdy nie zapomnę swojego pierwszego wyjazdu na asfalt gdyńskich dróg – połączenie ekscytacji oraz strachu, czyli totalna mieszanka wybuchowa. Przezwyciężyłam swoje lęki i teraz nie mogę się doczekać kolejnych jazd!
Ten niski wzrost to faktycznie tak duży problem?
Najtrudniejsze było dla mnie opanowanie ciężaru motocykla. Na początku zbyt nonszalancko traktowałam ten pojazd i czasami, przy zatrzymywaniu się, po prostu się przewracałam. Gdy motocykl lekko się przechylił, to nie byłam w stanie utrzymać jego ciężaru na jednej nodze. Z czasem jednak opanowałam odpowiednią technikę i teraz, z racji większego doświadczenia, takie incydenty już mi się nie zdarzają.
Ale pierwszą glebę mam już za sobą. Utrata równowagi na motocyklu przy 60 km/h i szuranie ciałem o beton – nie jest najfajniejszym uczuciem. Boli bardzo. W sumie nie wiem co bardziej boli: duma czy bark (śmiech). Przez moment nawet przeszło mi przez myśl, żeby rzucić to wszystko i przestać się pchać, gdzie nie powinnam. Nie jest łatwo zaakceptować, że ból jest częścią tego życia, a te „trudne” emocje mają swoje miejsce i nie można ich zignorować, jeśli chcemy iść naprzód. „Złe wybory oznaczają również wzrost”. Nie mogę oczekiwać, że każdy wynik będzie dla mnie korzystny, więc odpuściłam sobie. Pozbyłam się potrzeby kontrolowania tego, co dzieje się dalej… Tak to jest, że złe decyzje uczą nas najwięcej o sobie. Podsumowując – teraz już wiem, że jechanie 60 km/h po śliskiej powierzchni było tym „złym wyborem” (śmiech).
Ale teraz to się przecież nie poddasz?
Moja „choroba motocyklowa” zdecydowanie się rozwinęła, dlatego podjęłam decyzję o powrocie do tej samej szkoły i zrobieniu prawa jazdy na pełną kategorię A. Niedługo zaczynam jazdy i nie mogę doczekać się egzaminu i zostania „pełnoprawną” motocyklistką. W planach mam również odwiedzenie toru w Pszczółkach i doszkalanie swoich umiejętności. Jeszcze dużo nauki przede mną, ale wokół siebie mam mnóstwo wspaniałych osób, dzięki którym to wszystko staje się łatwiejsze. Począwszy od mojego męża, po nowopoznane (dzięki Instagramowi) osoby. Mój mąż sam motocyklami nie jeździ, ale mocno mi kibicuje, jest autorem zdjęć na moim Instagramie, jeździ ze mną oglądać nowe motocykle i z uwagą wysłuchuje moich moto-historii. Dużym zaskoczeniem było dla mnie to, że zostałam tak ciepło przyjęta w motocyklowej społeczności i jestem za to niesamowicie wdzięczna. Nie jest też tak, że w moim życiu są jedynie puchate jednorożce, które skaczą po tęczy (śmiech). Rodzice oraz dziadkowie mniej przychylnie patrzą na moją pasję. Staram się ich zrozumieć i tłumaczę sobie, że wynika to z ich troski o mnie.
Ostatnio dużo myślałam o ryzykowaniu i o tym, że tak naprawdę chodzi tylko o przezwyciężenie swoich lęków. Prawda jest taka, że za każdym razem, gdy podejmujesz duże ryzyko w swoim życiu, bez względu na to, jak to się skończy – zawsze cieszysz się, że je podjąłeś. Tak było u mnie. To, że motocykle pojawiły się w moim życiu, pomogło mi przezwyciężyć własne słabości.
Jaka była historia wyboru pierwszego motocykla? Dobrze się spisuje?
Obecnie posiadam czarną Hondę CBR125R z 2008 roku. Długo zastanawiałam się nad wyborem odpowiedniego motocykla dla siebie, bo ciężko jest podjąć taką decyzję, jeżeli nie posiada się dużego doświadczenia. Porady znajomych też nie do końca się sprawdzają, ponieważ każdy szuka czegoś innego. Na szczęście jest tak ogromny wybór w markach, modelach oraz pojemnościach, że każdy może znaleźć coś dla siebie. Jedynie czego potrzeba to czasu, aby móc tego doświadczać.
Przymierzałam się do różnych modeli. Ze względu na mój wzrost – na początku myślałam głównie o chopperach, ponieważ ich siedzisko jest bardzo nisko. Nawet oglądałam kilka egzemplarzy, jednak jeżdżenie z nogami do przodu to zdecydowanie nie mój klimat. Rozmawiałam na ten temat z instruktorem i zażartował, że zupełnie nie pasują do mnie takie motocykle, a ja wiedziałam, że ma rację. Chociaż sugerował mi nakeda, to ja przymierzyłam się do Hondy CBR 125R w malowaniu Repsol i przepadłam! Moje serce zabiło szybciej, spodobała mi się pozycja jazdy i wiedziałam, że to będzie mój motocykl. Chwila poszukiwań i jest ze mną taka czarna CBR-ka.
Niektórzy komentują, że mam TYLKO 125-tkę – nie rozumiem dlaczego… Wydaje mi się, że warto zaczynać przygodę od czegoś mniejszego po to, aby zrozumieć i poczuć o co w ogóle chodzi w jeździe na motocyklu. Mój wybór ma zalety. Przewróciłam się w garażu i skrzywiło się koło? Naprawa jest mega prosta i bezkosztowa. Zarysowałam? To okleję folią. Ten motocykl służy mi do nauki i do poczucia się pewniej na dwóch kołach. Uważam, że każdy motocykl jest piękny, niezależnie od jego pojemności i marki.
A jaki jest ten wymarzony motocykl, który zakupisz w przyszłości?
W szkole, w której się uczę, jest obniżona Yamaha MT07 i na niej będę zdawała egzamin. Nie będę ukrywała, że mój wzrost bardzo zawęża wybór kolejnego motocykla, natomiast mam już coś upatrzonego. Na pewno będzie to motocykl ze sportowym zacięciem, jednak chcę mieć pewność, że siedząc na nim dosięgnę stopami do ziemi. Znalezienie odpowiedniego jednośladu, przy takim wzroście jak mój, jest nie lada wyzwaniem. Chyba odwiedziłam już wszystkie możliwe salony motocyklowe w Trójmieście, ponieważ chciałam zapoznać się z ofertą każdej marki. Zdecydowanie szukam sportowego motocykla, ponieważ taki rodzaj najbardziej ze mną rezonuje. Może to ta leżąca pozycja i bardzo bliski kontakt z maszyną? Sama nie wiem, ale na pewno wiem, do czego chcę dążyć – do bycia „pełnoprawną” motocyklistką.
Rozwijasz się na kontach społecznościowych, kręcisz filmiki – lubisz to robić?
Założyłam konto na Instagramie dla zabawy i aby mieć „pamiętniki z wakacji” przy robieniu kursu na kategorię A. Lubię wracać wspomnieniami do ważnych dla mnie momentów, a fotografie to znacznie ułatwiają. Gdy zrobię przystanek podczas jazdy na motocyklu, panie przechodzące obok mnie często pytają o jednoślad oraz doświadczenia z nim związane. Dostaję również dużo wiadomości z pytaniami o moje początki. Osoby, które mnie obserwują na Instagramie opowiadają mi również o swoich wątpliwościach co do jazdy na motocyklu i szukają w jakimś sensie motywacji. Bardzo dobrze wiem, w jakim momencie życia są, ponieważ sama niedawno tam byłam. Nadal jest to dla mnie dopiero początek przygody i jestem totalnym żółtodziobem, ale jest mi niezmiernie miło, że moje konto na Instagramie kogoś zainspirowało do zmian w swoim życiu.
Długo zastanawiałam się, czy będę prowadziła jakiekolwiek media społecznościowe, ponieważ ze względu na zobowiązania zawodowe i prowadzenie własnej działalności gospodarczej – czas jakim dysponuję jest bardzo deficytowym towarem. Pomimo tego, chęć poznania nowych osób z podobnymi zainteresowaniami wygrała i bardzo się z tego cieszę, ponieważ w moim życiu pojawiło się dużo ciekawych ludzi. Wiem też, że Instagram czy TikTok mogą być miejscami, gdzie człowiek non stop poddawany jest ocenie. Dlatego, żeby trochę zdjąć z siebie ten ciężar, nazwałam siebie „Grażyną na motocyklu”, by nikt nie miał wobec mnie zbyt dużych oczekiwań. Chciałam też, aby nazwa profilu pokazywała moje poczucie humoru i dystans do siebie.
Pasja motocyklowa zdecydowanie otworzyła Ci drzwi do nowych znajomości?
Zdecydowanie tak i nadal jestem w szoku, że zupełnie obcy ludzie zagadują do mnie i opowiadają mi swoje historie. Motocykl to taki otwieracz rozmów! Ostatnio, gdy czyściłam motocykl w garażu, podszedł do mnie 70-letni sąsiad i opowiedział o swoich podróżach na BMW R1250 GS. Gdy odwiedziłam Westerplatte na motocyklu, podeszła do mnie dziewczyna, która również podróżuje w ten sposób. Pytała o Hondę oraz jak mi się jeździ w skórzanym kombinezonie. Nie wiem, czym bardziej się zgrzałam – staniem w pełnym skórzanym kombinezonie w palącym słońcu, czy tą rozmową (śmiech).
Nie ukrywam, że Instagram jest dla mnie również swego rodzaju terapią, ponieważ w realnym życiu jestem zdecydowanie odludkiem. Dzięki mediom społecznościowym mam możliwość otworzenia się na ludzi, pokazania swojej wrażliwości poprzez twórcze zajęcia. Przede wszystkim jednak zyskałam wiarę, że jeżeli tak niskiej dziewczynie udaje się jeździć na sportowym motocyklu, to nie ma rzeczy niemożliwych! (śmiech)
Motoryzacja odgrywa dużą rolę w Twoim życiu?
Jeżeli chodzi o zainteresowanie motoryzacją, to już jako dzieciak pomagałam tacie, gdy naprawiał samochód w garażu. Świeciłam latarką sobie, a nie jemu, a także podawałam śrubki oraz narzędzia. Dodam, że tata z wykształcenia jest mechanikiem, więc można powiedzieć, że to u nas rodzinne – w moich żyłach płynie smar (śmiech).
Duża część mojego życia jest związana z motoryzacją. Podczas studiów przez rok pracowałam w autoryzowanym salonie Forda. Tam poznałam wspaniałych ludzi, z którymi miałam okazję dzielić swoją pasję. Dużo moich znajomych ma podobne zainteresowania, choć głównie jest to świat czterech kołek. Po uzyskaniu prawa jazdy, w każde wakacje pomagałam rodzicom w prowadzeniu działalności – byłam wtedy ich kierowcą i jeździłam dostawczakiem. Już wtedy byłam śmiałkiem i demonem prędkości, a przynajmniej tak uważa moja mama (śmiech).
W Twoim garażu jest jeszcze jedno spełnione marzenie motoryzacyjne?
Tak! W marcu odebrałam jeden z wymarzonych samochodów: BMW M440i z silnikiem 3.0. To jest miłość od pierwszego wejrzenia! Dosłownie wejrzenia, a nie jeżdżenia, ponieważ samochód został zamówiony jeszcze zanim dostępny był jakikolwiek egzemplarz pokazowy. Wybraliśmy auto w białym lakierze, jednak już zmieniło swoje barwy, na takie przypominające słońce w Sopocie. BMW ma wprawdzie w swoim asortymencie lakier o nazwie Sao Paulo Yellow, który bardzo spodobał się mi i mojemu mężowi – niestety nie był on dostępny w tym modelu samochodu, dlatego podjęliśmy decyzję o oklejeniu auta folią. Nazwaliśmy samochód „Sopot Yellow”, z uwagi na kolor oraz fakt, że obecnie nasze życie toczy się głównie w Trójmieście.
Instagram: https://www.instagram.com/bmw.sopot.yellow/
W planach mam również jeszcze jeden usportowiony pojazd, ale ze względu na trudności z dostępnością samochodów, muszę uzbroić się w cierpliwość. I pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno temu mogłam jedynie pomarzyć o sportowym samochodzie. Swoją przygodę z motoryzacją zaczynałam od Daewoo Lanos, którego dostałam od swoich rodziców. On również brzmiał sportowo, szczególnie gdy miał dziurawy tłumik… Upamiętniłam ten moment filmikiem i do tej pory uśmiecham się, gdy pamięcią wracam do tamtych czasów. Jestem mega dumna i szczęśliwa, że znajduję się w takim momencie swojego życia, że mogę spełniać swoje motoryzacyjne marzenia!
Zostaw komentarz:
Najnowsze
-
Gosia Rdest z kolejnym podium w tym roku!
Autodromo Nazionale di Monza docenia zazwyczaj tych kierowców, którzy nie boją się wysokich prędkości, podejmują próby wyprzedzania w nielicznych zakrętach i wykorzystują błędy popełnione przez rywali. To właśnie oni, najlepsi z najlepszych, mają szanse stanąć na podium na włoskiej ziemi. Gosia Rdest w ostatnim wyścigu sezonu dowiodła, że należy do tego grona, zajmując trzecią pozycję w klasie Challenger. -
Brak miejsca na pieczątki w dowodzie rejestracyjnym. Czy trzeba wymieniać go na nowy?
-
Ford Puma 2024 – test. Miejski crossover ze sportowymi korzeniami
-
La Squadra One Shoot – do takich samochodów wzdychają fani motoryzacji!
-
8 typowych błędów, jakie polscy kierowcy popełniają na rondach
Komentarze:
Agnieszka - 27 kwietnia 2022
Jeżdżąc motocyklem z niską pojemnością też słyszałam, że nie mam się czym chwalić i że nie jestem prawdziwą motocyklistką. Zgadzam się z Grażyną, że liczą się umiejętności kierowcy i miłość do motoryzacji, a nie pojemność. Ciekawa historia!
Mocarny Krzysztof - 26 kwietnia 2022
Dziekuje, historia o daewoo lanos zainspirowala mnie to do podjęcia wyzwań. Lepiej przeżyć rok rokiem tygrysa niż 10 lat życiem żółwia.
Pozdrawiam