Test Suzuki SX-4 S-cross – zaskakujący podróżnik
Do redakcyjnego testu trafił model Suzuki, który ku naszemu zdziwieniu okazał się większy niż... Vitara. Suzuki S-cross jest autem pełnym niespodzianek i wybitnie zaskakującym. Ale czy pozytywnie?
O crossoverach pisałyśmy już nieraz i to wcale nie jest koniec. Tym razem w moje ręce trafił samochód producenta, który doskonale wie, jak budować lekkie i dzielne samochody terenowe. Znany jest głównie z offroadowych modeli Vitara i świetnego Jimny, ale ma w swojej ofercie auto, które sprosta wymaganiom nowoczesnego kierowcy. Naprawdę.
Przeczytaj też: Test Suzuki Jimny 1.5 VVT 5 MT – za tym wszyscy tęskniliśmy
Suzuki, jako doświadczony producent aut 4×4, zorientował się, że by w dalszym ciągu odnosić sukcesy nie wystarczy mieć w ofercie jedynie modeli offroadowych. W 2006 roku pokazał więc światu model SX4, który był wspólną konstrukcją z mniej popularnym w Polsce Fiatem Sedici. Niewielkich rozmiarów modny crossover szybko znalazł rzeszę sympatyków, a producent z powodzeniem produkował model do 2013 roku. Wtedy nastąpił przełom, bo do salonów sprzedaży trafił Suzuki SX4 drugiej generacji. Model jest już konstrukcją własną japońskiego producenta, a dla odróżnienia go od poprzednika do nazwy dodano człon „S-Cross”. I słusznie. Bo mówimy o zupełnie innej jakości samochodu.
Suzuki połączyło w tym miejskim crossoverze to, co najlepsze w napędzie na wszystkie koła i ubrało w sprytnie zaprojektowane nadwozie napompowanego kompaktu. Samochód ma długość 4300 mm i rozstaw osi 2600 mm. Prześwit 180 mm gwarantuje wygodne wsiadanie do wnętrza. To tyle. Koniec testu.
To żart, ale naprawdę – ten samochód mnie wyjątkowo pozytywnie zaskoczył. Dlaczego? Zacznijmy od wyglądu. S-cross ma masywną atrapę chłodnicy z przodu, więc trudno go pomylić z innym autem. Krawędź maski jest podwyższona, maska wybrzuszona przez ładne przetłoczenia, więc samochód wygląda jak na sterydach – groźnie.
Na bokach widać ładny wzór reflektorów wykonanych w technologii LED, a wokół zderzaków zamontowano nakładki – całość przywodzi na myśl auta uterenowione i to może się podobać. Podobnie z tyłu zastosowano LED-owe światła. Dach zdobią srebrne relingi (w wersji Comfort Plus czarne). Całość osadzono na 17-calowych, polerowanych felgach z lekkich stopów, a w niższych wersjach do wyboru są 16-stki (Comfort Plus) lub 17-stki (bez polerki, wersja Premium).
Wnętrze S-cross – wysoko i szeroko
Siedziska foteli (z opcją podgrzewania) zamontowane są na takiej wysokości, że nie nadwyrężycie sobie kręgosłupa podczas zajmowania miejsca. Same fotele prezentują dobry poziom, jeśli chodzi o wygodę. Nie są może przesadnie obszerne, ale poprawnie podpierają ciało. Kierownicę można regulować w pionie i poziomie, co sprzyja znalezieniu optymalnej pozycji za sterem. Podoba mi się podłokietnik, który – pełniąc jednocześnie funkcję schowka -, da się przesuwać, idealnie podpierając łokieć, a nie jest to wcale oczywiste w tej klasie aut. W środku kryje złącze usb. Owszem, boczki drzwi zostały wykonane z twardszego plastiku i nieco uginają się po ich naciśnięciu. Może Suzuki celowo zaoszczędziło na materiale, by zbytnio nie przytyć i – co ważniejsze – nie zdrożeć. A finalnie właśnie cena robi różnicę – czyż nie? Za to w środkowej części drzwi, gdzie dotykamy najczęściej wkładając np. wodę w boczną kieszeń, mój łokieć natrafił na miękki materiał, więc szybko zapominamy o elementach, które dostrzegają głównie… czepliwi dziennikarze motoryzacyjni. Deska rozdzielcza również wykonana podobnego plastiku, ale tylko w miejscach, których zwykle nie dotykamy. Jej środek jest miękki i przyjemny w dotyku. Tak, jak lubię.
Z tyłu na pasażerów czeka klasyczna kanapa, która pomieści trzy całkiem obszerne ciała. Uwagę muszę zwrócić na długie siedzisko, które doskonale „współpracuje” z udami, dając im pewne podparcie. Dodatkowo, stopy mieszczą się pod fotelami przedniego rzędu, więc podczas podróży można prawie wyprostować nogi w kolanach. Zewnętrzne siedziska wyposażone zostały seryjnie w mocowania dla systemu IsoFix. Podróżując ze stolicy w góry na dłuższym dystansie, część przejechałam z tyłu, w towarzystwie mniejszej istoty – mojej córki – i obie miałyśmy ogrom przesrzeni zarówno na wysokości głowy, ramion i nóg (siedziałam za kierowcą o wzroście 180 cm). Oparcie tylnej kanapy można regulować, wieć mamy wybór między większą przestrzenią bagażnika, lub odprężającym pochyleniem oparcia. Między skrajnymi siedziskami z tyłu można odchylic podłokietnik, w którym zlokalizowano dwa uchwyty na kubki, a na przednich fotelach umieszczono praktyczne kieszenie do pomieszczenia książek, iPada, czy innych płaskich przedmiotów.
Bagażnik ma pojemność 430 litrów i podwójną podłogę, pod którą można schować wiele drobiazgów. Plus za klasyczną, sztywną półkę kryjącą bagaż. Gdy ją zdemontujemy okazuje się, że bagażnik pomieści pół mieszkania, a na pewno spacerówkę, mały rowerek i bagaż na tygodniowy, rodzinny wypad. Kanapa dzieli się w stosunku 60:40 i po opadnięciu oparć uzyskujemy prawie płaską podłogę. W kufrze znajdziemy też gniazdko 12V i zaczepy do kotwiczenia toreb, a także dwa boczne uchwyty do przytrzymania bagażu.
Silnik SX-4 S-cross – zaskakująco energiczny
Najfajniejsze w SX4 S-Cross jest jednak to, czego nie widać. Testowy egzemplarz wyposażony został w czterocylindrowy, doładowany motor benzynowy o pojemności 1.4 litra. Jego moc to 140 KM, co przy niewielkiej masie – 1150 kg – i niezłym momencie obrotowym wynoszącym 220 Nm (w zakresie 1500 – 4000 obr./min.), czyni z Japończyka małą wyścigówkę. Ok, może przesadzam, ale to auto naprawdę żwawo reaguje na mocne dodanie gazu. Silnik współpracuje z 6-biegową automatyczną skrzynią biegów, a napęd przenoszony jest na wszystkie koła. Jednostka jest fantastycznie odizolowana od przedziału pasażerskiego i w ruchu miejskim prawie jej nie słychać. Nawet, gdy wkręca się w okolice pięciu tysięcy obrotów na minutę, jej dźwięk pozostaje przyjemny dla ucha. Nie odkryję Ameryki pisząc, że najlepiej radzi sobie z rozpędzaniem nadwozia w przedziale od 0 do 120 km/h, choć i szybka jazda autostradą nie jest dla S-crossa problemem. Silnikowi 1.4 BoosterJet nie brakuje elastyczności, a żeby sprawnie przyspieszyć automat natychmiast redukuje poszczególne przełożenia. Zużycie na trasie można utrzymać na poziomie 5 l/100 km, a w mieście będzie dokładnie o 1 litr wyższe. Podczas dynamicznej jazdy nie przekroczyło 6.7 l na 100 km, co uważam za wynik godny uznania.
Lekki jak piórko
Uwaga, zatankowany samochód ma masę jedynie 1200 kg, a bez napędu na wszystkie koła AllGrip może być jeszcze o 100 kg lżejszy. Nowoczesny crossover ma jednak sens tylko wtedy, jeśli napędzane są wszystkie koła. Mój test przypadł na moment, w którym pogoda nas nie rozpieszczała, dzięki czemu mogłam wypróbować walory użytkowe Suzuki. Pokrętło sterowania napędem możemy ustawić w tryb Snow, ale ten jest dla mięczaków. System stabilizuje samochód i rozdziela moment obrotowy tak, że nawet z błota SX4 S-Cross rusza dynamicznie i bez uślizgów. Gwarantuję jednak, że częściej korzystać będziecie z trybu Sport. Przenosi on preferencje napęd na tylną oś, więc z każdego szutrowego zakrętu wychodzić będziecie efektownym „slajdem”. W tym aucie każdy może być królem driftu. Pomyliłam przeznaczenie tego modelu i grupę docelową? Oczywiście. Ale nie mogłam się oprzeć, bo na lekkim szutrze S-cross dostaje jakby drugiego życia. Dynamiczna jazda po luźnej nawierzchni daje mnóstwo frajdy, a prowadzenie jest tak łatwe, że szybko zechcecie wyłączyć kontrolę trakcji, by móc dalej szkolić swój rajdowy talent. W razie niepowodzenia ustawiamy tryb Lock i układ pozwala na przeniesienie części momentu obrotowego na koła tylnej osi, aby umożliwić nam wyjechanie z błota lub piasku, czy śniegu. Na codzień jeździmy w trybie auto, nastawionym na obniżenie zużycia paliwa w typowych warunkach drogowych, który aktywnuje napęd 4×4 w razie wykrycia poślizgu.
Jasne jest, że większość nabywców S-crossa nie będzie go wykorzystywać w opisany wyżej sposób. Z pewnością będą cieszyć się bezpieczną jazdą w każdych warunkach pogodowych. A w mieście? Zawieszenie dobrze wybiera nierówności i można je określić mianem komfortowego. Jedynie krótkie poprzeczne garby są bardziej wyczuwalne, ale trzeba się już postarać, żeby na nie wjeżdżać. Aute pakuje się wyjątkowo przyjemnie, bo jest mocno przeszklony, wyposażony w czujniki parkowania z przodu i z tyłu, a jego gabaryty pozwalają na mieszczenie się na przeciętnych powierzchniach postojowych.
Wydajny napęd na wszystkie koła można także wykorzystać do ciągnięcia przyczepy, bo Suzuki SX4 S-Cross jest w stanie pociągnąć mobilny dom o ciężarze do 1200 kilogramów.
Gadżetów moc
Przed oczami kierowcy możemy śledzić – na wyświetlaczu między zegarami – m.in. zużycie paliwa, zasięg, wybrany tryb jazdy, wskaźnik zmiany biegu. Podoba mi się nawigacja, która szybko reaguje na polecenia dłoni i do tego nie zawiesza się przy próbie zmiany rozmiaru mapy. Na 7-calowym wyświetlaczu szybko sparujemy smartfona – dodatkowo możemy się połączyć z komputerem pokładowym za pomocą Apple CarPlay i Mirror Link. Za to księgowy powinien dostać karę klęczenia na grochu za oszczędności w systemie audio. Głośniki brzmią jak wyjęte ze starego radia, a przy próbie wyciągnięcia bardziej efektownego brzmienia grać zaczynają nie tylko głośniki, ale również boczki drzwi. Na szczęście importer, chyba świadomy problemu, proponuje klientom rozbudowę systemu o opcjonalną stację multimedialną Kenwood i głośniki marki Hertz. I z tego absolutnie należy skorzystać! Muzykę możemy słać przez bluetooth a rozmowy telefoniczne odbierzemy bez użycia rąk, za pomoca wygodnych przycisków na kierownicy.
Auto nafaszerowano systemami wsparcia, także ostrzega (przed kolizją), wspomaga (hamowanie i ruszanie pod górę), chroni (piszych i pasażerów auta w razie zderzenia – 7 poduszek), a czasem nawet automatycznie zahamuje – przed przeszkodą. Jest wyposażone w wygodny, adaptacyjny tempomat.
Czyli jaki?
Suzuki SX4 S-Cross nie jest samochodem drogim w zakupie, szczególnie biorąc pod uwagę jego zdolności offroadowe. Cennik otwiera wersja 1.0 BoosterJet z trzycylindrowym motorem o mocy 111 KM, manualną skrzynią biegów i napędem na przednią oś. Auto kosztuje wyjściowo 67 900 złotych. Dobrze wyposażony egzemplarz w wersji z silnikiem 1.4 BoosterJet o mocy 140 KM, automatyczną skrzynią biegów i napędem na wszystkie koła AllGrip, to wydatek 96 900 złotych, ale w wersji wyposażenia Elegance Sun przekroczy granicę 100 000 i kosztować będzie od 108 900 złotych. Za sprawą ciągle zaostrzanych norm emisji spalin, do cennika trafi również ekologiczna odmiana silnika 1.4 wyposażona w układ miękkiej hybrydy. Auto o mocy systemowej 129 KM, ma kosztować od 76 900 złotych.
Suzuki SX4 S-Cross to bardzo udany crossover, który jest przestronny, dobrze wyposażony i świetnie daje sobie radę zarówno na asfalcie, jak i poza nim. A jeśli traficie na pustą drogę i luźną nawierzchnię, uśmiech na długo zagości na waszych twarzach.
NA TAK
– dynamiczny silnik;
– sprawny i wydajny układ napędowy;
– niewielka masa pojazdu;
– przestronne wnętrze;
– pokowny bagażnik.
NA NIE
– słabej jakości fabryczny zestaw audio.
Dane techniczne Suzuki SX-4 S-cross
Silnik |
Turbodoładowany, R4 |
Pojemność skokowa |
1373 cm3 |
Moc |
140 KM przy 5000 obr./min |
Maksymalny moment obrotowy |
220 Nm przy 1500 – 4000 obr./min |
Skrzynia biegów |
Automatyczna, 6-biegowa |
Prędkość maksymalna |
200 km/h |
Przyspieszenie 0-100 km/h |
10,2 s |
Długość/szerokość/wysokość |
4300/1785/1585 mm |
Zostaw komentarz:
Najnowsze
-
Elektryczny SUV Cadillac Vistiq wjedzie do salonów w 2025 roku
Cadillac coraz chętniej wkracza w świat elektrycznych samochodów. Po zaprezentowaniu modeli takich jak Celestiq czy Escalade IQ, teraz przyszedł czas na kolejnego elektrycznego SUV-a. Cadillac Vistiq ma być autem, dzięki któremu amerykańska marka będzie miała swój ,,luksusowy” model w każdym segmencie SUV-ów. -
Alfa Romeo Junior jednym z finalistów konkursu „Car of the Year”
-
Kia EV3 w gronie finalistów konkursu Car of the Year 2025
-
Europejska premiera BYD Sealion 7
-
Cupra Formentor VZ5 w edycjach specjalnych
Komentarze:
Anonymous - 5 marca 2021
Obiektywna ocena tego auta, które faktycznie ma wiele niedocenianych zalet. Pierwszy mój Sx4 S-cross doskonale i absolutnie bezawaryjnie służył mi pięć lat i dlatego pozostałem wierny marce i modelowi kupując kolejnego S-crossa 2020 w wersji Hibrid.