Test Nissan Quashqai 1.2 DIG-T – receptura doskonała

Nie trzeba być Magdą Gessler, aby zrobić schabowego. Przepis na polski specjał zna każdy z nas. Jednak aby zrobić dobrego crossover-a, trzeba być Japończykiem. Najnowszy Nissan Quashqai dowodzi, że to właśnie Japonia ma najlepszy przepis na ten segment samochodów.

Kiedy polska restauratorka w programie „Kuchenne Rewolucje” wchodzi do kolejnej, polskiej restauracji to znak, że wszystko, łącznie ze sztućcami, stanie na głowie. Dokona prawdziwego spustoszenia w dążeniu do perfekcji, czym już niejeden lokal uratowała od bankructwa. Japończycy z równie dużą dokładnością zabierają się do produkcji kolejnego auta. Może nie wszystko w tych samochodach przywodzi na myśl prawdziwą sztukę, ale patrząc na nie z dystansu to bardzo udane i solidne produkty. Sztuką z pewnością w poprzednim modelu nie było wnętrze. O ile Nissan Quashqai z zewnątrz prezentował się ładnie i skutecznie podbił polski rynek, to wnętrze zbytnio przypominało Nissana Navarę – samochód stworzony do harowania, nie rozpieszczania.

Galeria zdjęć Nissan Quashqai 1.2 DIG-T tutaj.

Nissan Quashqai 1.2 DIG-T
fot. Anna Nazarowicz

Pierwsze wrażenia na widok nowego Quashquai’a to mieszanka zdziwienia i zaskoczenia ze szczyptą uśmiechu. Zmienił się tak bardzo, że gdyby zasłonić znaczek Nissana niejeden automaniak miałby problem z identyfikacją marki. Samochód nieco urósł, zmężniał, jednym słowem dojrzał. A przynajmniej bardzo skutecznie sprawia takie wrażenie; liczby nie kłamią i na papierze samochód jest dłuższy od poprzednika jedynie o 47 mm oraz minimalnie niższy i szerszy. Nabrał jednak dosć ostrych rysów „twarzy” i przyznaję, że to zdecydowanie udana metamorfoza. Już narobił zamieszania w mojej głowie, a przecież jeszcze nie wsiadłam do środka.

Przeczytaj nasze inne testy Nissanów:
Nissan Micra
Nissan 370Z Nismo
Nissan Note
Nissan Navara
Nissan Juke N-Tec

Słodkie nadzienie
Największa fala tsunami przeszła jednak wewnątrz samochodu. To design, który bardziej na myśl przywodzi droższych braci ze stajni Infiniti, niż znanego wszystkim od lat Nissana. Zmieniło się tu dosłownie wszystko: poczynając od materiałów, z jakich wnętrze zostało wykonane, a na twardości foteli kończąc. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w kabinie pasażerskiej zdecydowanie przybyło miejsca. Z tyłu wygodną pozycję na czas przykładowej podróży Warszawa-Amsterdam zajmie dwóch rosłych pasażerów. Dla komfortu trzech osób trzeba by skrócić dystans wycieczki co najmniej o połowę.

Nissan Quashqai 1.2 DIG-T – ładne, uporządkowane wnętrze.
fot. Anna Nazarowicz

Na solidną piątkę zapracowały fotele; z płaskich i przeciętnych zamieniły się w duże i komfortowe. Można spędzić za kierownicą cały tydzień i gwarantuję, że nikt z Was nie odczuje efektów tego tournée. Tylna kanapa zyskała nieco dłuższe siedzisko, a wraz z nim równie wysoką notę w oczach jej użytkowników. A skoro już o podróżowaniu mowa to na gromkie brawa zasługuje z pewnością bagażnik. W porównaniu z  poprzednim modelem jego objętość wzrosła o 20 litrów oferując przy rozłożonej tylnej kanapie 430 litrów. Na tym nie koniec: klapa otwiera się o 150 mm wyżej a podwójna podłoga szybko okazuje się bardzo praktyczną. Zbudowana z dwóch części daje nam tyle możliwości konfiguracji bagażnika, ile tylko podsunie nam fantazja. Dodatkowo z jednej strony została pokryta łatwą do wyczyszczenia gumą – można tu wpakować dosłownie wszystko, o brudzie nie myśląc. Jeżeli to wciąż zbyt mało, po złożeniu oparć tylnej kanapy otrzymujemy idealnie płaską powierzchnię, co zapewne nie tylko w moich oczach zawsze zdobywa maksymalną ilość punktów.

Degustacja jazdy
Informacja dotycząca silnika brzmi jak niezły żart. Ciężko inaczej określić benzynową jednostkę o skromnej pojemności 1.2 litra. Jak dziecko dałam się zwieść pozorom wierząc, że Nissan poległby w tak kluczowym momencie budowy swojego rynkowego hitu. Niepozorny jednak motor 1.2 DIG-T został wyposażony w turbosprężarkę – taki duet oddaje do dyspozycji kierowcy 115 K mocy i 190 Nm momentu obrotowego. Oczywiście tego typu liczby na nikim nie zrobią wrażenia, ale też masa samochodu nie jest tak zawrotna (1318 kg), aby oczekiwać pod maską całego stada koni. Już po kilku przebytych kilometrach moją głowę zalewają pozytywne emocje. Samochód jest zwrotny, cichy i nie taki zupełnie leniwy. Wprawdzie łatwo można wyczuć, że turbosprężarka budzi się dopiero w okolicach 2000 obrotów, ale to w żaden sposób nie psuje miłych wrażeń z jazdy. Tych najbardziej sceptycznych kierowców szybko przekona swoim asem z rękawa. A jest nim apetyt na paliwo… a raczej jego brak. Bez moich zbędnych starań za kierownicą, przestrzegania zasad ekonomicznej jazdy oraz włączonej klimatyzacji, Quasqai „skubnął” jedynie 8 litrów na sto kilometrów w cyklu miejskim. Jeszcze lepsze efekty udało się osiągnąć w trasie: jedynie 6,2 litra na każde 100 kilometrów. Komputer pokładowy równie chętnie, co tymi wynikami, pochwali się również ile CO2 zdołał oszczędzić naszej planecie. Zuch nie samochód.

Nissan Quashqai 1.2 DIG-T
fot. Anna Nazarowicz

Testowany egzemplarz został wyposażony w 6-biegową, manualną skrzynię biegów. Jej praca również musi zostać przeze mnie nagrodzona; przełożenia są krótkie i bardzo precyzyjne. W dobie, kiedy coraz więcej kierowców decyduje się na bardziej komfortowe rozwiązanie w postaci automatu, ja nie mam ochoty przestać używać klasycznego drążka, kiedy pracuje on tak wzorowo. Ale nowy Quasqai ma wiele innych zalet, a pakiet Safety Pack niewątpliwie jest jednym z nich. W przypadku zbyt małej odległości od poprzedzającego nas pojazdu komputer ostrzeże o zagrożeniu kolizją. Nie pozostanie obojętny również w sytuacji, kiedy wykryje nieumyślną próbę zmiany pasa przez kierującego i przeczyta każdy znak drogowy dotyczący prędkości. Ostrzeżenie o pojeździe znajdującym się w martwym punkcie również wchodzi z skład pakietu, ale boczne lusterka są tak ogromne, że nic przed nami się w nich nie ukryje.

Czytelne zegary – Nissan Quashqai 1.2 DIG-T
fot. Anna Nazarowicz

Czy warto mieć na niego apetyt?
Warto, bo to kolejny udany samochód spod szyldu Nissana. Wprawdzie rodzą się pytania o trwałość tak mocno wyżyłowanej jednostki napędowej, ale ten „trend” zaczyna obowiązywać we wszystkich markach, bez wyjątku. Jeżeli jednak skoncentrujemy się na wrażeniach z jazdy i wyglądzie zamiast szukaniu dziury w całym, otrzymamy bardzo ekonomiczny, a jednocześnie ładny samochód, który dodatkowo jest naprawdę bardzo, ale to bardzo wygodny. Jego ceny zaczynają się od 74 500 złotych. Za tę kwotę otrzymamy egzemplarz z testowanym (i jedynym w ofercie) silnikiem benzynowym. Quasqai z silnikiem diesla to już kwoty startujące od 84 000 złotych. Po dodaniu kilku przyjemnych opcji cena oczywiście wzrasta, ale w porównaniu z konkurencją to kandydat naprawdę godny rozważenia.

Na TAK:

– ładny wygląd zarówno w środku jak i na zewnątrz

– przestronna kabina pasażerska

– bardzo wygodne fotele oraz duża tylna kanapa

– ekonomiczny silnik

Na NIE:

brak większych jednostek benzynowych w ofercie

Nissan Quashqai 1.2 DIG-T dane techniczne:

Silnik – benzynowy, rzędowy, 4- cylindrowy DIG-T

Pojemność – 1197 cm3

Moc – 115 KM przy 4500 obr/min

Moment obrotowy – 190 Nm przy 2000 obr/min

Masa – 1318 kg

Skrzynia biegów – manualna, 6-biegowa

Napęd – na przednią oś

Długość/szerokość/wysokość – 4380/1806/1590 mm

Komentarze:

Anonymous - 5 marca 2021

Tragedia ten silnik od kosiarki

Odpowiedz

Anonymous - 5 marca 2021

Szmelc, bierze olej. Odradzam

Odpowiedz

Anonymous - 5 marca 2021

Testujący chyba nigdy nie jechał tym autem . Wyjący silnik , spala olej silnikowy jak toyoty wiadrami w serwisie mówią tak mam być , rdzewieje w oczach , skrzynia biegów charczy po dwóch latach galopująca rdza szczególnie po przednimi błotnikami i nie tylko strach się bać . to po prostu szmelc księgowy !

Odpowiedz

Anonymous - 5 marca 2021

Fajne auto

Odpowiedz
Pokaż więcej komentarzy
Pokaż Mniej komentarzy
Schowaj wszystkie

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze