Test Mercedes G500 – rzeki przepłynąłem, góry pokonałem…
Jest jak George Clooney, dla którego czas zatrzymał się w miejscu. Lata biegną, a uroda zdaje się drwić z procesu starzenia. W dniu ślubu aktora na Ziemi dało się słyszeć miliony pękających serc. Na szczęście drogie Panie jest jeszcze drugi George Clooney: wolny i do wzięcia. Mercedes klasy G - czy warto dać się uwieść?
Jego narodziny miały miejsce w 1979 roku. Miał być prawdziwym żołnierzem poruszającym się na czterech kołach. Niezniszczalna konstrukcja szybko zyskała grono wielbicieli, a toporny osiłek zaczął być wcielany do szeregów armii w różnych zakątkach świata. Minęły długie lata zanim producent zdecydował się pójść o krok dalej. Krok, który bezsprzecznie był siedmiomilowym. Niemiecki komandos ubrany w gustowny garnitur trafił do sprzedaży dla wybrednych i zamożnych. Od tej pory „samochód marzeń” nabrał dla ludzkości zupełnie nowych kształtów.
A to właśnie kształty tworzą historię tego samochodu. Trzydzieści pięć lat minęło jak jeden dzień, a Mercedes klasy G nadal wygląda jak w dniu swoich narodzin. Wprawdzie producent obdarował go światłami w technologii LED, nie pożałował też chromu na atrapie chłodnicy, ale nadwozie nadal w całości składa się z kątów prostych, opierając się jakimkolwiek trendom ostatnich dziesięcioleci. Aby dosiąść tego pokaźnego tura, do kabiny pasażerskiej trzeba odbyć prawdziwą wspinaczkę. Uchylam drzwiczki tak małe, jak w domku dla lalek. „Za mundurem panny sznurem” jak mawia wojskowe przysłowie.
Wnętrze – zbędny botoks
O ile wygląd zewnętrzny skutecznie stawił czoła nowoczesnej stylistyce, o tyle kabina pasażerska tę bitwę przegrała. Luksus i elegancja przybrały tak nowoczesną formę, że skutecznie zabiły ducha tego twardziela. Wprawdzie w poprzedniej generacji wszelkich udogodnień również było pod dostatkiem, ale ich oprawa nie pozostawała w konflikcie zbrojnym z surowym wizerunkiem auta. Aluminiowe przyciski oraz dotykowy tablet niczym doklejony do kokpitu pasują do tego samochodu niczym śledzie do miodu: ryby są zdrowe, a miód jest przepyszny, ale oba te składniki parę tworzą słabą. Niemniej jednak wszystko jest tu wykonane z najwyższej jakości materiałów, a duch Gelendy wciąż unosi się w powietrzu. Niemal symboliczna deska rozdzielcza oraz nieduży uchwyt naprzeciwko pasażera to właśnie te elementy, które są obecne we wnętrzu od samego początku. Kto pierwszy raz zasiądzie za kierownicą tego bojownika może być mocno rozczarowany gabarytami kabiny. Muskularne nadwozie ani przez chwilę nie zdradza, że w środku bardziej rosłym pasażerom może być po prostu ciasno. Nie jest to jednak samochód do podróżowania, lecz do bezkompromisowej walki w terenie. Po trzech nieudanych próbach w końcu zatrzaskuję bardzo ciężkie drzwi i wywołuję z lasu tego wilczura.
Jazda – do boju
G klasa to twardziel najprawdziwszy z prawdziwych. Na dowód tego producent zamieścił pod maską mocarny, paliwożerny i ryczący w niebogłosy benzynowy silnik V8. W dobie, kiedy świat motoryzacji jest na krótkiej smyczy ekologów, taka jednostka napędowa to prawdziwy dinozaur. Trudno tu mówić o stadzie koni mechanicznych, bo 387 KM to już całe ranczo. Drzemie pod maską i tylko czeka na aż popuścimy mu lejce, naciskając pedał gazu. Konie mają jednak pracę nie lekką, bo Gelenda to zawodnik wagi ciężkiej – masa samochodu wynosi 2455 kilogramów. O ile wprawienie tego czołgu w ruch nie jest zbytnim wyzwaniem, o tyle jego zatrzymanie w miejscu wymaga całego popołudnia. Poruszając się po zatłoczonych ulicach miast warto o tym pamiętać. A skoro już o mieście mowa – zdecydowanie nie jest to środowisko naturalne Mercedesa klasy G. Mimo że samochód słabej jakości dróg oraz krawężników się nie lęka, to już parkowanie, skręcanie oraz zawracanie tym tankowcem urasta do rangi prawdziwej sztuki. Poza miastem jest jeszcze gorzej – przednia szyba postawiona na baczność generuje wręcz rekordowo wysokie opory powietrza. W efekcie tego jazda przypomina poruszanie się pionową ścianą – na liczniku mamy 90 km/h, ale odczuwamy jedynie 30. Do tego wewnątrz robi się równie głośno, co na Paradzie Miłości w Berlinie. Plusem jest widoczność – wręcz podręcznikowa. Szyby są duże, a maska idealnie płaska, zatem nic nie umknie uwadze kierowcy. Jednak kiedy z horyzontu znika droga utwardzona, G-klasa powraca do swoich korzeni. Stały napęd na obie osie, reduktor, a całość oparta na ramie drabinkowej. Tak, to prawdziwy Rambo, a nie żaden szeregowiec ukryty pod udanym kamuflażem. Kiedy błoto zaczyna gęstnieć pod oponami, a teren nas połykać, do dyspozycji kierowcy pozostają trzy, cenne przyciski, służące do zablokowania nie tylko centralnego mechanizmu różnicowego, ale również przedniego i tylnego mostu. A wtedy, jak to śpiewał Notorius B.I.G: „Sky is the limit”.
Werdykt – niepokonany
Oryginalny, uwielbiany, po prostu pożądany. Ten samochód to nic innego, jak góra mięśni oraz bezkompromisowy charakter ukryte pod niepowtarzalnym kształtem karoserii. Za każdym razem, kiedy uruchamia się jego potężny silnik, gdzieś na świecie obumiera jedno drzewo. Poruszając się w cyklu miejskim ciężko wykarmić tego żarłoka (25 l/100 km). W trasie jego apetyt maleje symbolicznie (20 l/100 km). Ale kochają i wielbią go wszyscy niezależnie od wieku, płci oraz szerokości geograficznej. Jego ceny startują od 416 500 złotych. Za tę kwotę otrzymamy egzemplarz z silnikiem diesla V6 o pojemności 2987 cm3 i mocy 211 KM. Za testowany egzemplarz trzeba zapłacić od 486 800 złotych. To już bardzo dużo, ale za tę kwotę otrzymujemy coś więcej, niż tylko samochód. Otrzymujemy niezatapialną legendę.
Na TAK:
– niepowtarzalny design
– wolnossący silnik V8
– wybitne właściwości jezdne w terenie
– podgrzewana tylna kanapa
Na NIE:
– zbyt nowoczesna kabina
– mało miejsca dla wyższych pasażerów
Dane techniczne Mercedes G500:
Silnik – benzynowy, V8, wolnossący
Pojemność – 5461 cm3
Moc – 387 KM przy 6000 obr/min
Moment obrotowy – 530 Nm przy 2800-4800 obr/min
Skrzynia biegów – automatyczna, 7-biegowa 7-G TRONIC PLUS
Napęd – na wszystkie koła, stały
Masa – 2530 kg
Średnica zawracania – 13,6 m
Pojemność zbiornika paliwa – 98 l
Długość/szerokość/wysokość – 4662/1760/1931
Najnowsze
-
Cena ropy naftowej w 2025 r. będzie spadać. Czy potanieją też paliwa?
Analitycy są przekonani, że trwający od ponad pół roku trend spadkowy na rynku ropy naftowej utrzyma się również w przyszłym roku. Nie ma jednak wśród nich zgody na temat jego skali. Jedni przewidują umiarkowane obniżki cen giełdowych, inny wieszczą drastyczne spadki. Ale czy spowoduje to spadki na stacjach paliw w Polsce? Jest taka szansa, ale wiele zależy od kursu dolara. -
Joanna Modrzewska – pierwsza Polka z Pucharem Świata w sportach motocyklowych za 2024 rok
-
Range Rover L460 SV Serenity – TEST – kiedy “zwykły” luksus to za mało
-
W pełni elektryczny SUV Volvo EX30 zdobywa 5 gwiazdek w najnowszych testach Euro NCAP
-
MotoMikołajki.pl 2024 edycja XVI
Zostaw komentarz: