Test Honda CB1000R – czerń pasuje każdej kobiecie!
Jedziemy odebrać motocykl. Mamy do przejechania jakieś 20 kilometrów i w tym czasie nasze kobiece głowy intensywnie pracują, przetwarzając milion myśli na sekundę. Podekscytowanie wynikające z chęci przejażdzki CB 1000R i nasuwający się natłok pytań kołaczą się po głowie. Jaki on będzie?
Dojechałyśmy na miejsce. Emocje szaleją 😉 Nerwowo rozglądamy się po parkingu, poszukując „naszej” testowej Hondy CB1000R. Jest! Wreszcie! Pierwsze spojrzenie, głęboki wdech… i? Chwilowy spadek entuzjazmu – co to za felerne malowanie?!
(Ciekawostka: wiecie, że statystycznie więcej mężczyzn niż kobiet kupując motocykl kieruje się jego kolorem? Sprawdziłyśmy w naszej mini ankiecie!).
Spojrzenie CB niektórych może przestraszyć. |
![]() |
fot. Blanka Naborowska
|
Dywagacje nad… wyglądem
Na pierwszy rzut oka motocykl wygląda jak po solidnym szlifie, jakby ktoś chciał ukryć kolizje i kupił brakujące owiewki z innej CB1000R. Nam, zagorzałym zwolenniczkom motocykli jednobarwnych, tricolor skojarzył się z niektórymi rasami psów (beagle czy shih tzu). O ile psom jednak takie umaszczenie bardzo pasuje, o tyle Hondzie CB1000R już nie bardzo.
Złote felgi i złota kierownica niespecjalnie przypadły nam do gustu – kojarzą się nieco z kiczowatym, niebieskim Subaru. Te elementy zupełnie nie pasują do „umaszczenia” w wersji tricolor. Na dodatek złoty barwnik jest rozmieszczony bez żadnej konsekwencji – część elementów występuje w zupełnie innym jego odcieniu (kierownica i i lagi) niż pozostałe. Pytanie dlaczego? Czyżby Japończykom zabrakło złotej farby?
Jeżeli potencjalna klientka jest osobą idealnie dobierająca odcienie i kolory, to potraktuje to malowanie jako kiepski żart. Pojawia się wrażenie zupełnie niedopracowanego kolorystycznie sprzętu, a Honda CB1000R w tej wersji ceni się na około 44 600 tysiąca złotych (rocznik 2012, bez ABS)…
O gustach ponoć się nie dyskutuje, dlatego też nie będziemy się dłużej na ten temat rozwodzić. Alternatywą dla przyszłych kupujących jest wybranie innego koloru spośród dwóch: białego lub czarnego.
Z wizualnych aspektów na pochwałę zasługuje jednoramienny wahacz, który pięknie się prezentuje i wprowadza szczyptę asymetrii w całą bryłę motocykla – to obecnie bardzo modne, trendy i cool. Sylwetka maszyny prezentuje się zresztą całkiem elegancko, a nieco drapieżny wygląd z przodu przyciąga spojrzenia zarówno mężczyzn, jak i kobiet.
Spore lusterka zapewniają dobrą widoczność do tyłu. |
![]() |
fot. Blanka Naborowska |
Głośniej!
Odpalamy motocykl i tu znów… chwila konsternacji. Dźwięk? Gdzie jest jakieś brzmienie? Dlaczego jest tak cicho? Nic nie słyszymy, a w zasadzie słyszymy cichutkie mruczenie, które w żaden sposób nie pasuje ani do tego typu silnika, ani do motocykla… Cóż CB1000R pracuje wyjątkowo bezszelestnie jak na motocykl prawie sportowy, oczywiście mowa o niskim i średnim zakresie obrotów. Ma się wrażenie, jakby ktoś włączył funkcję „mute”, której niestety nie da się wyłączyć. Przez ten przeszkadzający nam brak charakterystycznego dźwięku, motocykl traci na swojej agresywności i sportowym odbiorze.
Co więcej, ładny stylistycznie wydech konkretnie wykastrował duży litrowy silnik. Na szczęście nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – konstruktorzy z Akrapovic’a nie zapomnieli o wyprodukowaniu odpowiedniej końcówki układu wydechowego do tej Hondy, która odpowiednio się prezentuje, ma zadziorny styl, a przede wszystkim daje podniecający, donośny dźwięk. Akcesoryjny wydech kosztuje ponad jednak 2 tysiące złotych.
Pierwsze kilometry
Wyjeżdżamy na ulicę. Pierwszą przeszkodę – rondo – CB1000R pokonuje należycie, składa się w ten „miejski zakręt” aż miło. Jedziemy na drogę ekspresową, która jest – jak większość w Polsce – w remoncie (brak latarni, wielkie dziury, nierówności) i tu również Honda świetnie sobie radzi. Wspaniale się zbiera z miejsca, lekko i łatwo się prowadzi, daje poczucie precyzji manerwowania. Czuć, że motocykl ma umieszczony nisko środek ciężkości, co przekłada się na jego przyjemne użytkowanie – docenią to zwłaszcza kobiety. Na pochwałę, z uwagi na komfort jazdy po nierównościach, zasługuje uniwersalnie zestrojony przedni widelec.
Jadąc w nocy, podczas „polskiego testu łosia”, czyli omijania wielkich jak Chiny dziur, dało nam się we znaki oświetlenie motocykla. Diodowa lampa pozycyjna z przodu oraz reflektor światła mijania fatalnie oświetlają drogę. Byłyśmy zmuszone do włączenia świateł drogowych, mimo tego, że z przeciwka mijały nas samochody (z góry przepraszamy i współczujemy, ale ochrona felg i naszego zdrowia okazała się ważniejsza). W przypadku nakeda, czyli typowego motocykla do miasta, brak odpowiedniego oświetlenia zasługuje na duży minus.
Mimo wszystko nie poddajemy się i jedziemy dalej. Wyjeżdżamy na kawałek odremontowanej nawierzchni, prawidłowo oświetlonej, bez dziur i nierówności. Mamy chwilę czasu na zastanowienie się nad naszą pozycją za kierownicą oraz pozycją pasażera. Kierowca ma możliwość dobrania idealnej, ergonomicznej pozycji, komfortowej dla pleców i nadgarstów, co przekłada się na optymalne rozłożenie masy ciała, a co za tym idzie, wytrzymania w siodle długich dystansów. Mimo pokonania dużej liczby kilometrów, czujemy się na CB1000R bardzo dobrze, wygodnie i nadal bezpiecznie.
Honda CB1000R w pełnej krasie – ładna sylwetka w nietrafionym malowaniu. |
![]() |
fot. Blanka Naborowska |
Z „plecaczkiem”, czy bez?
Na pochwałę zasługuje siedzenie, które zostało wykonane z wodoodpornego materiału zwanego Alcantarą (opcja). Przypominająca skórę zamszu kanapa jest miękka, wygodna w codzienniej eksploatacji (nie ślizga się w kontakcie z różnymi spodaniami motocyklowymi), a w upalne dni nie rozgrzewa się na słońcu do czerwoności. Pozycja pasażera jest również wyjątkowo ergonomiczna – z tyłu nie siedzi się za wysoko, więc można idealnie schować się za kierowcą. Co więcej nie czuje się odrętwienia nóg od dziwnej pozycji chińskiego S, co zwykle się dzieje w tego typu motocyklach u konkurencji (np. w Kawasaki Z1000).
Jeśli nie ma konieczności wożenia za sobą tzw. „plecaczka” (pasażer z tyłu), można śmiało zakupić atrakcyjną wizualnie, akcesoryjną pokrywę tylnego siedzenia (500 złotych).
Powracamy do układu jezdnego i mocy silnika (125 KM). Motocykl łagodnie oddaje przeciętną w tej klasie moc (dla porównania, Kawasaki Z1000 w najnowszym wydaniu ma 136 KM mocy). Nie ma tu denerwujących szarpnięć, nie czuć jakiejś niekontrolowanej dzikości jednostki – wszystko dzieje się płynnie. Ma się wrażenie, że przejechało się już wiele kilometrów na tej maszynie – bardzo szybko można się w nią wczuć. Argumenty wielu osób o strachu przed jazdą motocyklem z silnikiem o pojemności 1000 cm3 w tym wypadku są bezpodstawne. Motocykl jest posłuszny, wybacza błędy. Mimo nieznacznego deficytu mocy, moment obrotowy jest wystarczający aby dostarczać radości z jazdy.
Honda CB1000R o zmierzchu i nocą, przy jeździew po dziurach wymaga użytkowania świateł drogowych. |
![]() |
fot. Blanka Naborowska |
My chcemy zakrętów!
O śmiganiu po zakrętach na CB1000R możnaby pisać wiele ciepłych słów. Honda pokonuje je płynnie, łatwo i przyjemnie. Masa pojazdu nie przeszkadza w radosnym przekładaniu maszyny w sekwencji zakrętów lewo prawo. Dostosowanie odpowiedniej pozycji kierowcy do jazdy na winklach nie jest kłopotliwe.
Nie może być jednak tak słodko: zwróciłyśmy uwagę, że dość daleko od nadgarstka jest umieszczony przełącznik kierunkowskazów. Przez pierwsze 200 kilometrów miałyśmy problem z włączaniem i wyłączaniem kierunków. Procedura ta nie działa się intuicyjnie -wymagała skupienia, by nie wcisnąć klaksona, który znajduje się tuż obok (co w grubych rękawicach motocyklowych stanowi pewien problem). Odległość przełączników od manetek jest zatem niezbyt naturalna, choć, prawdopodobnie, to kwestia przyzwyczajenia.
Układ hamulcowy zintegrowany z C-ABS, w połączeniu z wyjątkowym podwoziem, zasługuje na miano idealnego na miejskie drogi. Skradł nasze serca – w szczególności stabilnością podczas hamowania.
Podsumowując: mimo drobnych mankamentów, z ogromnym żalem rozstałyśmy się z tą maszyną. Za stabilność prowadzenia, precyzję wykonania i hamulce, wybaczamy Hondzie CB1000R nawet te złoto i nietrafione lakierowanie.
Jak mawiał Henry Ford o Fordzie T – i miał naszym zdaniem rację również w stosunku do Hondy CB1000R: „można ją kupić w każdym kolorze, pod warunkiem, że będzie to kolor czarny…”
Zostaw komentarz:
Najnowsze
-
Wąskie gardło na S1! Dlaczego Ministerstwo Infrastruktury rezygnuje z trzeciego pasa?
Czy ekspresówka S1 na Górnym Śląsku stanie się kolejnym wąskim gardłem polskich dróg? Ministerstwo Infrastruktury zdecydowało się na przebudowę trasy bez dodania trzeciego pasa, mimo że prognozy wskazują na szybko rosnący ruch. Czy to decyzja, która już wkrótce sparaliżuje ruch na jednej z najważniejszych tras w regionie? Sprawdzamy, dlaczego resort nie posłuchał zaleceń ekspertów i jakie będą konsekwencje tej decyzji dla kierowców. -
Chcesz mieć nowego Seata Ibizę? Ta cena w Polsce może cię pozytywnie zaskoczyć
-
Kobiety w sporcie motorowym – za kierownicą Mazdy MX-5
-
Tysiące kierowców ignoruje zakazy. Policja ujawnia szokującą skalę problemu!
-
Ta kwota cię zszokuje: oto jak ubezpieczyciele oszczędzają na twoim wypadku samochodowym
Komentarze:
Anonymous - 5 marca 2021
Test kompletnie z dupy.
Pitolenie o malowaniu i o seryjnym wydechu to porażka.
Liczy się jazda prowadzenie, to że kawa ma kilka koni więcej nic nie znaczy
Anonymous - 5 marca 2021
Zupełnie nie zgadzam się w kwestii malowania – Honda trochę odważniej podeszła do tematu. Wolę coś takiego niż nudne do bólu białe lub czarne malowanie.
Anonymous - 5 marca 2021
Cześć. Można wiedzieć ile masz wzrostu i czy pięty miałaś obie na ziemi? Pozdrawiam.