Test Citroen C4 Cactus BlueHDi Shine – kłuje w oczy?
Marzyliście kiedyś o samochodzie, na którego widok przechodnie zatrzymają się, by go obejrzeć? Wcale nie musicie mieć grubego portfela i prowadzić Lamborghini, Ferrari czy Porsche. Tę możliwość da wam... Citroen, Citroen C4 Cactus. Zaskoczeni?
Citroen przyzwyczaił nas do aut nieprzeciętnych, choć – mimo wszystko – trudno wychwycić je z tłumu. Ten model zauważy każdy i z pewnością każdy będzie się mu z uwagą przypatrywać. To Citroen C4 Cactus. Awangardowy, designerski i… w dobrej cenie – od 51 900 złotych w przypadku wersji benzynowej i 68 500 złotych, gdy pod maską pracuje turbodiesel.
C4 Cactus to indywidualista. Na tle innych aut najbardziej wyróżnia się plastikowymi elementami, umieszczonymi w najbardziej newralgicznych miejscach, tych narażonych na przytarcia czy obicie. Zastosowano tu ciekawe rozwiązanie w postaci nakładek na boczne drzwi – zarówno przednie jak i tylne, tzw. airbumps. Ich zadaniem jest chronić auto przy lekkich uderzeniach. Tym sposobem nieduże obcierki (np. gdy ktoś za mocno otworzy drzwi obok Twojego auta na parkingu) nie są już nikomu straszne, ponieważ plastikowe elementy odkształcają się, chroniąc nadwozie. O zgrozo, zmora dla lakierników i blacharzy! Podobne rozwiązanie zastosowano również wokół reflektorów, na nadkolach i w zderzakach. Mam poczucie, że to auto jest idealnym, odpornym miejskim crossoverem, szczególnie w sam raz pasującym do „bywalców” Mordoru na Domaniewskiej (przyp. red.: zwyczajowa nazwa rejonu stolicy, gdzie mieści się wiele dużych korporacji), gdzie parkuje się na milimetry. Przyznam się, że sama nie sprawdzałam właściwości bocznego poszycia, ale nawet gdyby się coś jednak stało, to nie musicie się martwić – plastikowe nadkola czy też airbumpy możemy sobie po prostu wymienić. Mało tego – dostępne są w różnych kolorach. Można więc szaleć, chociaż w przypadku testowanej wersji dobór kolorystyczny był idealny i bardzo dobrze zestrojony z resztą samochodu: przyciemnianymi tylnymi szybami: bocznymi i wsteczną, czarnymi relingami, jak i przeszklonym panoramicznym dachem (niestety za dopłatą 2000 złotych).
Ekstrawagancko choć prosto
Wnętrze Cactusa jest równie awangardowe, co jego nadwozie. Jak mówi producent – ma służyć dobremu samopoczuciu. A dobre samopoczucie to przecież wygoda. Stąd od razu po wejściu do środka auta da się zauważyć fotele, które nawiązują swoją stylizacją do wygodnej sofy. Są miękkie, komfortowe i nieco szersze niż w standardowych modelach. I jak to na kanapie – trzymanie boczne jest zdecydowanie mniejsze. Jednak Cactus nie jest demonem prędkości, więc nie musicie się obawiać, że w zakręcie z siedziska wypadniecie.
Na pokładzie Cactusa jest też kilka ciekawych rozwiązań. Pierwsze to brak standardowych rączek na drzwiach. Zamiast nich mamy uchwyty – jak od walizki. Wbrew pozorom to bardzo wygodny patent. Kolejna rzecz to poduszka pasażera, którą umiejscowiono w dachu! W jej standardowym miejscu mamy 8,5-litrowy schowek, który pomieści nawet sporych rozmiarów damską torebkę.
Przejdźmy do deski rozdzielczej, bo tutaj chyba najwięcej się dzieje… albo i najmniej. Zaraz po zajęciu miejsca na fotelu kierowcy i uruchomieniu auta zauważycie, że Cactusa pozbawiono wszelkich zegarów. Nie macie co szukać wskazówek standardowego prędkościomierza. Mamy wyświetlacz, który m.in. wskazuje prędkość, poziom paliwa, ale został pozbawiony dla mnie jednej z ważniejszych elementów – obrotomierza! Niestety o zmianie biegu na wyższy jesteście informowani albo za pomocą strzałki na wyświetlaczu albo… na „czuja”, wsłuchując się w pracę silnika.
Cała obsługa Cactusa – od temperatury, poprzez radio czy też nawigację – odbywa się z poziomu 7-calowego ekranu dotykowego (w standardzie w każdym modelu). Pod ekranem w testowanej wersji zainstalowano jedynie 6 przycisków: ogrzewanie przedniej i tylnej szyby, światła awaryjne, centralny zamek, wspomaganie parkowania, wyłączenie systemu kontroli trakcji. Z jednej strony dość sprytny zabieg, z drugiej strony osoby starsze, które jednak nie są za pan brat ze smartfonami, tabletami, mogą mieć problem i potrzebować czasu na przyzwyczajenie. A co dzieje się z tyłu? 3-osobowa kanapa i… kolejne zaskoczenie w postaci otwierania tylnych szyb. Nie są elektryczne czy też nawet na korbkę, ale uchylne. Z kolei bagażnik o pojemności 358 litrów nie czyni Cactusa największym w swojej klasie, ale to po prostu dobra średnia. Niestety, aby zwiększyć jego przestrzeń musimy złożyć całą tylną kanapę, przez co jedynie w dwie osoby możemy kontynuować dalszą podróż.
Miejska jazda
Wprawdzie wyświetlacz nad kierownicą wygląda jak ten z aut rajdowych klasy R2, ale na tym podobieństwo do sportowych samochodów się kończy (przyspieszenie do 100 km/h – 10,7 s). Testowana wersja to najmocniejszy turbodiesel o mocy zaledwie 99 koni mechanicznych. Pod maską silnik 1,6 BlueHDi, który poza miastem trochę się męczy.
W trasie, przy prędkości nieco ponad 100 km/h mocno przeszkadzają z kolei relingi dachowe, wydające tak niemiłosiernie irytujące, piszczące dźwięki, że moja podróż z Warszawy do Torunia i z powrotem była jednym wielkim koszmarem. Do tego jazda Citroenem C4 Cactus przypominała na trasie raczej jazdę małym traktorem. Z pewnością w tych warunkach brakowało mi 6. biegu, dzięki czemu w kabinie byłoby nieco ciszej, a zużycie paliwa mogłoby jeszcze trochę zmaleć. 5-biegowa manualna skrzynia pracuje za luźno, a przełożenia wskakują mało precyzyjnie.
Zapotrzebowanie na paliwo również nie powaliło mnie swoim wynikiem. Może faktycznie nie było zbyt duże, jednak aby osiągnąć takie, jakie podaje producent – 3,1 l/100 km w cyklu pozamiejskim, trzeba mieć naprawdę lekką nogę. I pewnie jest to do wykonania (producenci stosują w tym celu rozmaite zabiegi), ale niestety przy dozwolonych prędkościach na autostradzie uzyskałam wynik praktycznie dwukrotnie wyższy. W mieście? Litr mniej. Zawieszenie, tak jak wnętrze, nawiązuje do komfortowej sofy – Cactusem podróżuje się miękko i wygodnie. Możemy zapomnieć o śmiałym pokonywaniu zakrętów z dużą prędkością, ale za to w mieście i poza nie odczujemy dziurawych ulic, studzienek czy też progów zwalniających na drodze. Z łatwością też wjedziemy na wysokie krawężniki.
Kłuje czy koi?
Wersja testowana to koszt ponad 80 tysięcy złotych. W wersji Shine w standardzie znajdziemy kamerę cofania oraz czujniki parkowania z tyłu. Za dodatkową opłatą możemy zakupić system Park Assist, który pomaga znaleźć miejsce parkingowe i automatycznie przeprowadza manewr parkowania.
Cactus dość mocno kłuje… w oczy. Jednych pozytywnie, innych mniej – w końcu to kwestia gustu. Na pewno nikt nie przejdzie wokół niego obojętnie. Niemniej jednak polecam go tym, którzy parkują w małych szczelinach i obawiają się zarysowania swojego samochodu. Do tego chcą się wyróżnić i mieć fajnie wyglądające auto za rozsądną cenę. A to co pod maską? Nie robi im kompletnie żadnej różnicy, poza względami ekonomicznymi.
NA TAK:
– airbumps;
– ciekawy design i ciekawa gama kolorystyczna – do wyboru aż 10 kolorów nadwozia i 4 kolory nakładek airbumps;
– magic wash – spryskiwacze zamontowano w wycieraczkach, przez co płyn rozprowadzany jest wyłącznie po szybie a nie po całym samochodzie;
– mimo że zużywa więcej od deklaracji producenta, silnik Cactusa jest oszczędny;
– przyjemny sposób wybierania nierówności.
NA NIE:
– mało dynamiczny silnik;
– brak obrotomierza i wskaźnika temperatury silnka;
– brak lusterka w osłonie przeciwsłonecznej pasażera;
– brak oświetlenia w lusterku w osłonie przeciwsłonecznej kierowcy;
– obsługa klimatyzacji tylko z poziomu ekranu dotykowego;
– oparcie kanapy rozkładane tylko w całości.
Dane techniczne: Citroen C4 Cactus 1,6 BlueHDi Shine
Silnik: turbodiesel
Pojemność: 1560 cm3
Moc maksymalna: 99 KM przy 3750 obr/min
Maksymalny moment obrotowy: 254 Nm przy 1750 obr./min
Napęd: na przednią oś
Masa własna: 1070 kg
Pojemność bagażnika: 358 litrów
Zostaw komentarz:
Najnowsze
-
Cena ropy naftowej w 2025 r. będzie spadać. Czy potanieją też paliwa?
Analitycy są przekonani, że trwający od ponad pół roku trend spadkowy na rynku ropy naftowej utrzyma się również w przyszłym roku. Nie ma jednak wśród nich zgody na temat jego skali. Jedni przewidują umiarkowane obniżki cen giełdowych, inny wieszczą drastyczne spadki. Ale czy spowoduje to spadki na stacjach paliw w Polsce? Jest taka szansa, ale wiele zależy od kursu dolara. -
Joanna Modrzewska – pierwsza Polka z Pucharem Świata w sportach motocyklowych za 2024 rok
-
Range Rover L460 SV Serenity – TEST – kiedy “zwykły” luksus to za mało
-
W pełni elektryczny SUV Volvo EX30 zdobywa 5 gwiazdek w najnowszych testach Euro NCAP
-
MotoMikołajki.pl 2024 edycja XVI
Komentarze:
Anonymous - 5 marca 2021
Cudne I zajebiste Autko no coz To wlasnie Citroen Jedyny!!!!!
Anonymous - 5 marca 2021
Cudne I zajebiste Autko no coz To wlasnie Citroen Jedyny!!!!!
Anonymous - 5 marca 2021
Alez brednie piszesz!Chyba nawet w tym autku niesiedzialas!!
Anonymous - 5 marca 2021
Jedno z paskudniejszych aut w historii motoryzacji 😉 W moim prywatnym rankingu chyba zaraz za Ponitiaciem Aztec’kiem 😉
Za to tytułowa fotka super!
Anonymous - 5 marca 2021
Cudne I zajebiste Autko no coz To wlasnie Citroen Jedyny!!!!!