Test Audi A7 Sportback w Chile – galeria i film
Upał, milcząca pustynia, hałaśliwe nadmorskie kurorty, chilijskie wino i śpiew - kondora "oblatywacza" nad A7 Sportback. Po 2500 kilometrów jazdy nowym modelem Audi po drogach Ameryki Południowej, zamieszczamy obszerny raport naszych emocji.
Audi A7 Sportback nad brzegiem Oceanu Spokojnego. |
fot. Katarzyna Frendl
|
W kraju ziąb, mróz złowrogo skrzypi śniegiem pod butami. Tymczasem wskakuję w letnim ubraniu do samolotu, by po 14 godzinach lotu poczuć na twarzy powiew Santiago de Chile. Nazajutrz zerkam ochoczo na samochód, którego styliści zainspirowali się modelem Audi 100 Coupé S z 1971 roku – uroczym zabytkiem w klimacie amerykańskiego muscle car – toż to było cudo! Tegoroczne auto będzie mi towarzyszyć przez najbliższych sześć dni podczas podróży po upalnym Chile, a teraz wita mnie błyskiem reflektorów rodem z A8, nafaszerowanych diodami LED.
Na wstępie Audi A7 Sportback – bo o nim mowa -frapuje brakiem designerskich ozdób, zbędnych ekstrawagancji i stoickim usposobieniem – liczy się czysta funkcjonalność. Ale czy taka, bądź co bądź, czteroosobowa limuzyna, przypominająca – jednak przy odrobinie wysiłku – sportowe coupe, potrafi przyspieszyć moje tętno? Czy jest – tak jak lubię – nieco szalona?
Zauroczenie
Na razie warto się do samochodu zmieścić i nie chodzi tu o moje gabaryty. W trzyosobowym składzie, który za chwilę wskoczy do auta, to ja, fakt – kobieta, mam największy bagaż – ale tylko o kilka kosmetyków bardziej pakowny niż koledzy! Po otworzeniu klapy bagażnika (automatycznie za pomocą dwóch sprężynowych amortyzatorów i silniczka elektrycznego; kąt otwarcia można zaprogramować) okazuje się jednak, że spokojnie mogłam wziąć plażowy leżak z parasolką i podręczną lodówkę z piwem (535 litrów pojemności. Bagażnika, nie lodówki ).
Otwieram olbrzymie drzwi z szybami bez ramek jak w rasowym coupe. Wskakuję na fotel kierowcy, idealnie dopasowuję siedzenie i je wentyluję przyjemnym chłodem. Sprawdzam lusterka, wyłączam z premedytacją system start & stop, włączam ulubione masaże i „drive” (7-biegowa, dwusprzęgłowa skrzynia automatyczna S-tronic; w wersji słabszej, wysokoprężnej, dostępny bezstopniowy multitronic). Na przeziernym wyświetlaczu (Head Up Display) na przedniej szybie – niczym w wojskowych myśliwcach – obserwuję rosnącą prędkość samochodu. Potem kontempluję szlachetne wnętrze, jakby żywcem przeniesione z ekskluzywnego jachtu; wykwintu dodaje wykończenie niektórych elementów matowym drewnem.
Chwila uwagi dla Audi Drive Select – do wyboru mam cztery tryby jazdy, różniące się reakcją przepustnicy na wciśnięcie pedału gazu, czasem przełączania biegów i siłą wspomagania układu kierowniczego. Jednym ustawieniem na kontrolerze MMI (Multi Media Interface) zadaję „komfort”, wybierając rozkoszne kołysanie na wybojach i miejskich koleinach Santiago. Jestem praktycznie nieświadoma heroicznej pracy podwozia i kół, mającej na celu dostarczenie mi oczekiwanej w tych warunkach wygody. Ale też w każdej chwili mogę uruchomić ustawienie „dynamic” (do wyboru pozostaje jeszcze tryb „auto” – optymalny oraz „individual” – własne preferencje) i cieszyć się nieco bardziej usztywnionym zawieszeniem. Mało wówczas podatne na przechyły, w końcu całkiem spore nadwozie (chwała ci Audi za długi rozstaw osi i kół!), zdaje się być jakby obniżone o połowę i dużo lżejsze. O tak! Aż prosi się o ostre potraktowanie, próbę wyprowadzenia auta z tej błogiej równowagi; wystarczy przestawić dźwignię skrzyni na Sport. Tylko po co? Szybkie opamiętanie i refleksja – przecież ten samochód nie został stworzony do podnoszenia ciśnienia krwi, raczej chodzi o podróżowanie z klasą. Zresztą, przed nami nuda Panamerikany (drogi łączącej obie Ameryki), wiodącej nas od stolicy Chile, aż po pierwszy przystanek – La Serena.
Esencją staje się droga…
Na autostradzie nasz zmotoryzowany korowód Audi A7 Sportback przez kierowców – autochtonów jest najczęściej oglądany z tyłu – szczególne zdziwienie budzi nie tylko nieznany model marki z Ingolstadt, którego premiera w Chile jeszcze nie nastąpiła, ale także polskie tablice rejestracyjne. Poza tym mamy przed sobą jeszcze kilka tysięcy kilometrów do pokonania – nadajemy więc gremialnie wartkie tempo akcji. Właśnie w takich okolicznościach sprawdzam adaptacyjny tempomat (ACC wyposażony w dwa radary i możliwość ustawienia trzech poziomów „sportowości” działania, oraz kilka odległości od poprzedzającego auta). Czy system da radę utrzymać ten energiczny trend jazdy, bez konieczności mej nerwowej ingerencji? „Niewidoczny hol” sprawia, że auto przyspiesza – jak dobrze wycelowany pocisk – do wytyczonego celu, czyli zadanej w komputerze określonej odległości od zderzaka poprzedzającego samochodu. Gdy moim życzeniem jest, aby samochód nie przekraczał prędkości do 160 km/h, grzecznie będzie poruszał się w zadanym limicie. Gdy zechcę kogoś wyprzedzić, auto uczyni to z entuzjazmem, rozpędzając się do ustawionego wcześniej ograniczenia, a jak wskoczę w lukę między samochodami, natychmiast wyhamuje do prędkości pojazdu znajdującego się przed moją maską. Gdy wreszcie tenże pojazd się zatrzyma, także prowadzone przeze mnie A7 Sportback pokornie zaprzestanie jazdy – bez mojego udziału. Delikatna zachęta – muśnięcie stopą pedału gazu – i znów mkniemy w peletonie.
W osłonie chłodnicy umieszczono kamerę termowizyjną o zasięgu 300 metrów, która pomaga dostrzec żywe obiekty nocą. Na zdjęciu jazda z Night Vision w tunelu. |
fot. Katarzyna Frendl
|
Mija sto, dwieście, trzysta kilometrów trasy, a tempomat prowadzi za mnie, odciążając od konieczności wciskania pedału gazu i hamulca. Spokojnie mogę się oddać wynalezieniu na 60-gigowym twardym dysku muzyki poważnej (może zająć 1/3 dysku) – cudowne arie i kompozycje dawnych mistrzów idealnie współgrają z klasą A7 Sportback. Nowy interfejs systemu multimedialnego MMI opanowuję równie szybko, jak podstawy chodzenia i wesoło śmigam po jego funkcjach. Znajduję możliwość połączenia z Internetem i kooperacji z Google Earth (system wyświetla zdjęcia z lotu ptaka).
Za oknem, zalatujące Hiszpanią krajobrazy powoli zmieniają się, przechodząc w spalone słońcem przestrzenie, na których gdzie niegdzie pasą się stada dzikich koni, miejscami – w dolinach między górami – można dostrzec Ocean Spokojny, a przy drogach roi się od poświęconych zmarłym, sporej wielkości kapliczek. Nagle – niczym w kreskówce „Pomysłowy Dobromir” – zapala mi się lampka: czy ja w ogóle jestem potrzebna za tą kierownicą? No tak, może do skręcania. Też mi rozkosz!
Wyłączam tempomat i dostrzegam, jak szybko odzwyczaiłam się od monitorowania tego, co się dzieje na drodze. Do dobrego człowiek szybko się przyzwyczaja. Teraz muszę uważać zdecydowanie bardziej, choć… nie bez przyjemności. Pod maską prowadzonego przeze mnie Sportbacka tkwi dzielne V6 o mocy – bagatela – 300 KM! 3-litrowa jednostka TSI oferuje 440 Nm momentu obrotowego, którego maksimum dostępne jest w średnim zakresie obrotów. Dzięki temu auto o masie 1860 kilogramów potrafi gwałtownie przyspieszyć w 5,6 sekundy do setki!* Czy to czuć? Nawet z trzema osobami na pokładzie i pełnym bagażnikiem, samochód zbiera się do sprintu jakby startował w Le Mans. I dopiero teraz go w pełni słychać! Podczas spokojnej jazdy w środku jest kojąco cicho.
O technice Audi A7 Sportback: zasadzie działania napędu quattro, układzie kierowniczym, nowoczesnym ESP, podwoziu, czy budowie pneumatycznego zawieszenia przeczytasz tutaj. |
Offroad limuzyną? A7 Sportback poradziło sobie bez zastrzeżeń. |
fot. Katarzyna Frendl
|
Przed nami zapowiedź lekkiego offroadu – dojazd do punktu widokowego jest pełen wertepów. Dopóki nie są zbyt głębokie, pneumatyczne zawieszenie w naszym Sportbacku sobie nieźle radzi – układ umożliwia zwiększenie prześwitu o 2 centymetry. Czy to wystarczy? Moje wątpliwości ulatniają się równie szybko, jak A7 za tumanem kurzu i już jesteśmy na skalnej półce. Jakie widoki!
Nie chcę się rozstawać z kierownicą asiódemki, zupełnie jak dziecko, któremu jakiś chłystek chce odebrać zabawkę. Istne zauroczenie. Jednak punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Czmycham więc na tylny fotel, panosząc się radośnie na przyjemnie miękkiej skórze. Podróżowali tu wygodnie przede mną koledzy o wzroście przekraczającym 190 centymetrów, więc ja (170) czuję się tu jak jedyna torebka cukru na sklepowej półce w PRL – sama, na przepastnej przestrzeni. Chcąc zrobić zdjęcie odkrywam, że szyby z tyłu otwierają się jedynie do połowy; choć inaczej się nie dało, bo tak wysoko zachodzą nadkola samochodu, to denerwujący mankament. Który jednak z grupy potencjalnych klientów Audi faktycznie będzie jeździł z tyłu?
Tymczasem zmierzamy do kolejnej miejscowości Copiapo (znanej z odcinka Rajdu Dakar, oraz niedawnej katastrofy górniczej), jadąc wciąż wzdłuż Kordyliery Domeyki. Przed nami największa atrakcja naszej wyprawy.
Oddech Atacamy
Jedziemy bez wyraźnego celu w głąb najbardziej wysuszonego skrawka na świecie, zwanego pustynią mglistą. Jej bezkres wciąga. Pochłaniająca nas, wszechogarniająca pustka, przestaje być odległym złudzeniem; w lusterku wstecznym zacierają się kontury, które wyznaczają przestrzeń stworzoną przez człowieka. Tu rządzi przyroda, a właściwie przeszywający wiatr i przenikliwe słońce… Szutrowa, utwardzona droga, którą pędzimy wznosząc się kolejne setki metrów n.p.m., wydaje się gładka jak… polerowane aluminium karoserii Audi R8 by MTM. Demolujemy panująca tu ciszę, mknąc z zawrotną w tych warunkach prędkością, przekraczająca miejscami 180 km/h – delikatna płetwa spojlera wysunęła się automatycznie już dawno, zaraz po przekroczeniu 130 km/h.
Biało czerwona flaga wśród skał Atamcamy. |
fot. Katarzyna Frendl
|
Podczas postoju, na 3 tysiącach metrów, w grafitowym lakierze samochodu odbijają się wystrzępione granie budzących respekt, strzelistych gór, jakby przekornie mieniące się przytulnymi, beżowo-czerwonymi barwami. Na chwilę odchodzę od rzędem ustawionych asiódemek, by poczuć mistykę tego miejsca: szmer nielicznych roślin wprawianych w ruch chłostaniem gorącego wiatru, który od lat eroduje tutejsze wzgórza; słodkawy zapach zewsząd uderzającego w nozdrza, suchego powietrza, wymieszanego z drobinkami pyłu i wonią soli – jej kryształki znajduję w piachu. Dookoła panuje nieco niepokojąca przeciętną mieszczkę, choć jednak błoga cisza, rozdzierana raz po raz specyficznym piskiem kondora, wietrzącego aromat potencjalnego żarła. Czasem słyszę jedynie odgłos bicia własnego serca, bezczelnie donośny w tym milczącym miejscu. Mam wrażenie, że słońce pali wierzchnie pasma moich włosów.
Po chwili zadumy do uszu dochodzi jednak znajome brzmienie: w oddali słychać wgryzające się w ubity, pustynny dukt Atacamy, opony samochodu (w jednej z wersji auto obuto w koła 275/35 R20). Nadciągający dźwięk silnika A7 Sportback staje się coraz bardziej wyraźny, w swym pośpiechu lekko świszczący, a podczas redukcji biegów, wpadający w wyborny, basowy ton. To przynosząca ulgę muzyka dla moich uszu – uderza do głowy jak wyśmienite, chilijskie wino, daje chęć do życia, wyraża żal za miłymi wspomnieniami, tęsknotę za miłością, pożądaniem. Ech… Zatem, kiedy wreszcie znów ruszymy w drogę?! I znów 300-konna jednostka grzmi pod maską. Mkniemy nad Pacyfik do klimatycznego kurortu Valparaiso, a właściwie Con Con, gdzie nasze A7 Sportback połyskuje – w ramach nadmorskiego lansu – w promieniach zachodzącego słońca, zdecydowanie wyróżniając się wśród popularnych w Chile aut z Chin, Korei i Japonii.
Wspinaczka na 3000 m. n.p.m.
Tym razem przed nami skrzą się w słońcu drapieżne szczyty Andów, zjawiskowo porośniętych bujną roślinnością. Zieloność idealnie kontrastuje z peletonem stonowanych barw lakieru sześciu Audi A7 Sportback. Pod maską części samochodów znajdują się trzylitrowe silniki wysokoprężne – do wyboru w dwóch wariantach mocy: 204 lub 245 KM. Obie jednostki emanują potężnym momentem obrotowym, który wyrywa asfalt spod kół podczas pokonywania stromych podjazdów. Spalanie? Kto będzie się nim przejmował – na pewno nie przyszli nabywcy tego samochodu!
Taka wysokość na Audi nie zrobiła wrażenia. Na mnie, przeciwnie. |
fot. Katarzyna Frendl
|
Przed nami poskręcana jak faworki wąska nitka drogi zachęca do żywiołowej jazdy. Prędkość kurczy się przed ciasnymi nawrotami, pozostaje więc tylko niewielki skręt kierownicą i wchodzimy w zawijkę, wymiatając skrzętnie oponami resztki żwiru z wirażu. Nie ma tu mowy o cieniu podsterowności i jakoś mnie to nie dziwi – w podwoziu drzemie napęd quattro – stały, na 4 koła. Za około 10 tysięcy złotych można – i absolutnie warto – dokupić aktywne zawieszenie, które usztywnia pracę amortyzatorów. Niewzruszenie, wręcz beztrosko Audi niweluje kolejne dziury, wyrwy, kamienie, czyli wszystko to, co składa się na pejzaż tamtejszej drogi, jednocześnie zachowując ożywiony charakter jazdy. Wkrótce docieramy do ostatniego punktu naszej podróży – wysoko położonego kurortu narciarskiego Valle de Nevado, który w chilijskie wakacje świeci pustkami.
Widzi mi się
Kupić dobry samochód naprawdę nie jest dziś sztuką, zwłaszcza jeśli w grę wchodzi inwestycja ponad 300 tysięcy złotych. Za to można już wrzucić do A7 Sportback nawet audiofilski zestaw audio Bang&Olufsen o mocy 1300 Watt, zamówić sobie dowolny kolor lakieru w fabryce w Neckarsulm, czy pakiet stylizacyjny S-line. Jednak trafić w dziesiątkę z wyborem właściwego auta i poczuć tę ulotną wolność i „quality feel” – bezcenne.
Zresztą, co właściwie sprawia, że nie chce się wysiadać z samochodu? Nasuwają się wyświechtane frazesy: przytulne wnętrze i komfort jazdy. Czy tylko to? Czy nie przywiązujemy się do auta, gdy już po kilku kilometrach czujemy się z nim zespoleni? Gdy reaguje dokładnie tak, jak sobie tego życzymy, spełnia wszelkie zachcianki, bez cienia sprzeciwu? Gdy zapadamy się w fotel, który idealnie pasuje do naszej sylwetki i po przejechanych setkach kilometrów nie grozi nam wizyta u kręgarza, a raczej emanuje z nas chęć pokonania kolejnych tysięcy, tym samym autem? Takie jest właśnie Audi A7 Sportback.
Ceny:
Audi A7 Sportback 2.8 FSI quattro 253 100 zł
Audi A7 Sportback 3.0 TFSI quattro 279 300 zł
Audi A7 Sportback 3.0 TDI multitronic 250 100 zł
Audi A7 Sportback 3.0 TDI quattro 277 300 zł
Pełny cennik Audi A7 Sportback oraz dane techniczne poszczególnych wersji silnikowych znajdują się w materiałach dodatkowych poniżej galerii zdjęć.
*dane producenta
Zostaw komentarz:
Najnowsze
-
Zadebiutował nowy Nissan Interstar. Wyjedzie na ulice w 2025 roku
Nissan Interstar doczekał się następnej generacji. Oprócz wersji spalinowej, japoński van będzie także dostępny jako model elektryczny pod nazwą Interstar-e. Samochód ma wyjechać na ulice już w 2025 roku. -
Dynamika połączona z elegancją. Nowa Škoda Superb w wariancie Sportline już w polskim cenniku
-
Audi F1 ogłasza kolejnego kierowcę. To utalentowany Brazylijczyk
-
Mazda pokazuje przyszłość marki – Iconic SP
-
Nowa Skoda Kylaq – czeski SUV na rynek Indii
Komentarze:
Anonymous - 5 marca 2021
nice! :o)))
Anonymous - 5 marca 2021
no niezłe wakacje zafundowało Audi;>
Anonymous - 5 marca 2021
Ciekawy kraj, tylko pozazdrościć. No i Curvy mają fajne, hehe 😉 A samochód, jak to audi, komfort, ładny wygląd i kupa elektroniki.