Seat Leon FR IV generacji – co kryje w sercu hiszpański lew
Kiedy w październiku brałam na test najnowszą generację Seata Leona w wersji FR, nie była ona jeszcze zbyt widoczna na polskich ulicach, nie miałam więc za bardzo szansy wyrobić sobie zdania na temat tego modelu. Może to i dobrze, bo dziecko, które udaje mi się w sobie pielęgnować, cały czas uwielbia niespodzianki, a taką okazał się właśnie najnowszy Leon.
Charakter południowca
Pierwsze pozytywne zaskoczenie to wygląd hiszpańskiego lwa w najnowszej odsłonie – zdecydowanie nowoczesne, dynamiczne nadwozie przyciąga oko, a wyraziste i dość ostre kształty powodują, że podchodzi się do tego samochodu z dużym uśmiechem na twarzy. Ten uśmiech pojawia się nawet w najbardziej deszczowe dni, bo gdy tylko odblokujesz centralny zamek, z lampki umieszczonej w lusterkach bocznych wyświetli się na ziemi napis „Hola”. Jakoś to hiszpańskie „cześć” rzucone przez samochód, którym zaraz będę podróżować, wydało mi się przyjemniejsze i bardziej radosne niż zwykłe logo wyświetlane na ziemi.
Innowacyjność czwartej generacji jest widoczna też w przednich reflektorach, które w testowanej przez nas wersji były w pełni diodowe. W wersji do jazdy dziennej jest to ledowa listwa o dość charakterystycznym kształcie, poniekąd powtórzonym w powiększeniu w reflektorach umieszczonych z tyłu. W połączeniu z dedykowaną wersji FR osłoną chłodnicy w kolorze Cosmo Grey, przód staje się nie tylko nowoczesny, ale i agresywny.
Czytaj także: Test: Seat Tarraco 2.0 TSI 190 KM 7DSG 4drive – potrafi zboczyć z dróg
Tak, projektanci zadbali o to, żeby nowy Leon budził w nas ukryty, południowy temperament, a jego wyraziste przetłoczenia pozostawały w pamięci na długo, niemal jak gorące, letnie wieczory w tętniącej życiem Barcelonie. Jak dla mnie szczególnego smaku dodaje tylna listwa świetlna i łączące się z nią dynamiczne kierunkowskazy. Jej poprowadzenie przez całą szerokość tylnej klapy ma też zastosowanie praktyczne – nawet w warunkach jesiennych, na nieoświetlonych drogach, samochód jest widoczny już z daleka i, co ważne dla samej marki, rozpoznawalny. Trudno będzie pomylić ten samochód z jakimkolwiek innym modelem.
Aby podkreślić, że najnowsza generacja zrywa z dotychczasowymi, łagodniejszymi kształtami Leona znanymi z wcześniejszych odsłon, zmieniła się również czcionka logo Leona, teraz przypominająca odręczne pismo. Gdy połączymy te wszystkie elementy w jedną całość okaże się, że mamy do czynienia z naprawdę fajnym samochodem z charakterem godnym południowca.
Niespodzianek ciąg dalszy, czyli co kryje Hiszpan we wnętrzu?
Całkiem sporo, jeśli weźmiemy pod uwagę, że wnętrze poprzednich generacji Leona nie było specjalnie innowacyjne, a ciężkie, plastikowe elementy kokpitu robiły przytłaczające wrażenie. Obecnie Leon nie zerwał do końca ze swoimi plastikowymi sympatiami – nadal znaczna część materiałów użytych do budowy konsoli środkowej i kokpitu to twarde tworzywa sztuczne, jednak te stosowane obecnie mają już zróżnicowane faktury, a przez całą szerokość deski rozdzielczej poprowadzono aluminiową listwę, która wraz z obramowaniem nawiewów i listwami umieszczonymi w boczkach drzwi, wizualnie ożywia wnętrze. Prawdę mówiąc jest jednak duża szansa na to, że nawet nie zwrócicie uwagi na deskę rozdzielczą, bo waszą uwagę przykują po pierwsze fotele ze swoją ciekawą tapicerką i czerwonymi przeszyciami, a po drugie listwa oświetlenia ambientowego okalająca całe wnętrze z przodu.
Rozpoczyna się ona u skraju jednych drzwi i kończy u skraju drzwi przeciwnych. Możecie sobie dowolnie dobierać kolory oświetlenia, które niewątpliwie tworzy naprawdę ciekawy klimat tego samochodu i daje poczucie pewnego rodzaju otulenia kierowcy i pasażera podróżującego z przodu. Całkiem ciekawym rozwiązaniem jest też sygnalizowanie za pomocą fragmentu tej listwy, umieszczonego na wysokości lusterek bocznych, że na bocznym pasie znajduje się samochód, który jest w strefie naszego martwego pola. Jest to zabieg oryginalny i zwracający uwagę kierowcy, a przy tym nienachalny. Ale jeśli mówimy o nachalności, to jak jesteś wyższy niż jakieś 190 cm i twój wzrok jest znacznie wyżej niż górna krawędź kierownicy i obudowy zegarów, to możesz mieć z tą listwą problem prowadząc po zmroku. Światło, jakie ona daje, jest na tyle intensywne, że zamiast skupiać wzrok na drodze, skupiasz wzrok na świecącym pasku pod szybą.
Liczy się dotyk
To nie jest jednak jedyna nowość we wnętrzu Lwa. Poza innowacyjnie poprowadzonym oświetleniem ambientowym i sygnalizatorami asystenta martwego pola, kolejnym pozytywnym zaskoczeniem było dla mnie umieszczenie po lewej stronie kierownicy, dotykowego panelu sterowania światłami. Zastąpienie zwyczajowego pokrętła, znanego z większości samochodów, panelem dotykowym, na którym wystarczy nacisnąć odpowiednie oznaczenie świateł, jest świetnym zabiegiem. Panel ten jest niedużych rozmiarów, wizualnie spasowany z całością kokpitu, a zarazem daje mocny powiew świeżości.
Generalnie Seat w najnowszym modelu Leona postawił na funkcje minimalistyczne i dotykowe. Nawet listwa pod 10-calowym ekranem multimedialnym, umieszczonym w centralnym punkcie deski rozdzielczej, nie jest zwykłą listwą ozdobną pokolorowaną na czerwono i niebiesko, tylko są to dotykowe przyciski służące do regulacji temperatury nawiewu. I wszystko byłoby super, gdyby nie to, że jak zgasną światła, to… robi się ciemno i można szukać po omacku samych przycisków i kolorków na nich umieszczonych. Nie dziwcie się więc, jeśli nagle temperatura w najnowszym Leonie gwałtownie spadnie – to nie chłód podróżujących w nim osób, to widocznie kierowca prowadząc trafił w zły przycisk od ustawienia temperatury. Podsumowując – rozwiązanie byłoby mistrzowskie, gdyby przyciski były choć delikatnie podświetlone. A tak jest tylko fajne.
Z całą pewnością jednak mało fajne jest, gdy nagle z niewiadomego powodu zapala się i gaśnie lampka nad głową pasażera, który podróżuje na tylnej kanapie, a tak właśnie działo się podczas naszego testu nowej generacji Leona. I to jest właśnie ten moment, gdy wiesz, że ktoś chciał tak dobrze, że aż przedobrzył. Producent umieścił nad głowami pasażerów podróżujących na tylnej kanapie lampki, które są dotykowe, ale reagują już na samo zbliżenie ręki (analogicznie jak te z przodu, jednak te z przodu nie znajdują się nad głowami). Wyobraźcie więc sobie podróż z dzieckiem, któremu podajecie a to picie, a to misia z podłogi, a to smoczek. Światełko miga jak stroboskop na dyskotece, a to raczej coś, za czym kierowca raczej nie będzie przepadał. A i pasażer pewnie się w końcu zirytuje niespecjalnie wiedząc co się dzieje. Im bardziej jednak będzie machał głową, tym częściej będzie się zapalało i gasło światło. Także tu coś zdecydowanie poszło nie tak.
Leon na drodze
Jednak jako były właściciel drugiej generacji Leona FR, najbardziej ciekawiło mnie jak „czwórka” będzie zachowywała się podczas jazdy. Już łapiąc za samą kierownicę, trzeba przyznać, że jest ona dość masywna i bardzo wygodna w trzymaniu, ale też w samej obsłudze funkcji systemu multimedialnego czy wskaźników. Do tego ma wygląd i charakter kierownicy sportowej, ale w końcu siedzimy w wersji FR, która taką właśnie ma genezę. W głębi natomiast umieszczono elektroniczne zegary, które swoim wyglądem i użytą do oznaczenia prędkościomierza czcionką, też przypominają nam o sportowym sznycie Leona FR. Zegary te możemy przekształcić też w elektroniczny kokpit, na którym będzie wyświetlany obraz z nawigacji, lub inne niezbędne w danym momencie informacje.
O sportowej charakterystyce tego samochodu przypomni nam też dość niskie ułożenie fotela kierowcy, które przekłada się na jakość prowadzenia. Pozwala nam to świetnie czuć samochód i jeszcze lepiej go kontrolować. Mimo że najnowszy Leon FR nie ma już zbyt wiele wspólnego z dawną wersją FR (znaną choćby jeszcze z drugiej generacji), która to nie była wyłącznie oznaczeniem wersji wyposażeniowej, a świadczyła o drugim po Cuprze najmocniejszym potencjale drzemiącym pod maską (odmiana benzynowa miała 200 KM), to jednak nadal jest to samochód, który posiada w sobie sportowego ducha i świetnie reaguje na ruchy kierownicą. W zestawieniu z dość sztywnym układem zawieszenia dostajemy do użytku samochód przewidywalny, precyzyjnie pokonujący wszelkie zakręty i dający niemałą radość z prowadzenia.
Jeśli chodzi o jednostkę napędową testowanej przez nas wersji, to na papierze szału nie ma – to zaledwie 1.5-litrowy silnik benzynowy, wspomagany niedużym silnikiem elektrycznym, co daje nam w efekcie tzw. miękką hybrydę o mocy 150 KM. Jednostka ta jest zespolona z siedmiostopniową, automatyczną skrzynią biegów DSG, w której biegi zmieniamy za pomocą małego joysticka. Trudno to bowiem nazwać drążkiem skrzyni biegów, dźwignią, czy nawet lewarkiem.
Jeśli nie interesuje was hybryda w żadnym wydaniu, to możecie wybierać pomiędzy silnikiem litrowym (90 KM lub 110 KM), a silnikiem 1.5 TSI (130 KM lub 150 KM), ale wyłącznie z manualną skrzynią biegów. Jeśli decydujecie się na automat, to wyboru specjalnego nie macie – elektryczny silnik będzie dołożony zawsze. Możecie to zawsze potraktować jako gratis. Dla najbardziej zagorzałych ekomaniaków jest natomiast dostępny Leon w wersji hybryda plug-in o mocy 204 KM.
Testowana przez nas wersja 1.5 eTSI ze swoimi 150 KM ku mojemu zaskoczeniu jednak świetnie dawała sobie radę. Samochód jest dynamiczny, a jeszcze bardziej zaskakujące było, że zdarzało mu się gubić trakcję podczas startu niemal jak testowanej przez nas 300-konnej Cuprze III generacji.
Czy wobec tego najnowsza generacja Leona podbiła nasze serca?
Jak najbardziej tak. Poza drobnymi mankamentami, o których pisałam wcześniej, nie ma nic, do czego można by się przyczepić. No może poza bagażnikiem, który ma raptem 380 litrów pojemności. Wizualnie Leon jest naprawdę ładny i ciekawy, wnętrze jest innowacyjne, o sportowym, a zarazem eleganckim charakterze, o wiele lepiej dopracowane niż w poprzednich generacjach Lwa. Jazda Leonem też sprawia ogromną frajdę – Hiszpan daje nam zarówno pole do popisów delikatnie sportowych, a jednocześnie pozwala nam zachować komfort podróżowania i spalanie na rozsądnym poziomie. Systemy bezpieczeństwa, które wspomagają nas w prowadzeniu i analizują drogę, którą się poruszamy, są odczuwalne, ale nienachalne – zbliżając się do skrzyżowania czy ronda, gdy puścimy pedał gazu, Leon sam zacznie zwalniać. To drobnostki, ale pokazujące nam, w którym kierunku zmierza motoryzacja i jak samochód codzienny może stać się wyjątkowy.
A ile będzie was kosztować ta wyjątkowość?
Cena Leona w wersji silnikowej testowanej przez nas rozpoczyna się od kwoty 108 500 zł. Jeśli macie mniejsze wymagania, to możecie zacząć myśleć o najnowszej generacji Leona mając odłożone 69 700 zł. Jeśli jednak celujecie w wersję PHEV, to musicie już odłożyć dwa razy tyle – ta zaczyna się bowiem od kwoty 131 200 zł. Jak więc widzicie, przedział cenowy jest spory, więc każdy z was znajdzie coś dla siebie.
Na plus:
+ zintegrowane reflektory na tylnej klapie
+ asystent martwego pola i sposób jego ostrzegania
+ właściwości jezdne, przewidywalność w prowadzeniu
Na minus:
– mało intuicyjna obsługa systemu multimedialnego
– samozapalające się lampki nad tylną kanapą
– joystick zamiast lewarka skrzyni biegów
Zostaw komentarz:
Najnowsze
-
W pełni elektryczny SUV Volvo EX30 zdobywa 5 gwiazdek w najnowszych testach Euro NCAP
Volvo EX30, najmniejszy SUV szwedzkiej marki, udowadnia, że bezpieczeństwo nie jest kwestią rozmiaru. Model ten właśnie uzyskał maksymalną, pięciogwiazdkową ocenę w najnowszych testach bezpieczeństwa Euro NCAP, potwierdzając tym samym zaangażowanie szwedzkiej marki w zapewnienie najwyższych standardów bezpieczeństwa w ruchu drogowym, zwłaszcza w wymagających warunkach miejskich -
MotoMikołajki.pl 2024 edycja XVI
-
Nowa Toyota Hilux Mild-hybrid 48V od 170 900 zł netto
-
Dacia Duster z tytułem CAR OF THE YEAR POLSKA 2025
-
To auto kończy właśnie 10 lat – było pierwszą hybrydą coupe tej japońskiej marki
Komentarze:
Anonymous - 5 marca 2021
fajne autko, też mi się podoba. Problem tylko w cenie. Ta wersja FR w automacie kosztuje ponad 100 tys., a to jak na kompakt jest już moim zdaniem sporo. Trzeba czekać 2-3 lata, żeby potem kupić taki model spośród auto po kontraktach leasingowych ;).