Plusy i minusy podróżowania motocyklem typu naked. Test Yamahy MT-07
W powszechnej opinii motocykl typu naked to same niedogodności w podróży. Miałam jednak okazję się przekonać, że podróżowanie lekkim i poręcznym motocyklem ma wiele plusów.
Kręte drogi Chorwacji były moim marzeniem od dawna, jednak stan mojego operowanego barku nie pozwalał mi wcześniej na taki wyczyn. Postanowiłam podjąć próbę jego realizacji pod koniec maja tego roku. Termin nie był przypadkowy – w czerwcu temperatury i ceny w Chorwacji jeszcze nie szokują.
Trasę opracowałam sobie przed sezonem i początkowo miałam tam pojechać swoim, 10-letnim motocyklem Kawasaki ER-6n. Gdy jednak zaczęłam opowiadać o swoich planach, otrzymałam propozycję od Motorland, dealera Yamahy z Wrocławia, by wybrać się w tą podróż nowym motocyklem – białą Yamahą MT-07. Miałam już okazję odwiedzić Bieszczady na mniejszym MT-03 z pełną satysfakcją, więc nie zastanawiałam się długo i z radością przyjęłam propozycję. Czytelnicy mojego bloga (www.pamietnik-motocyklistki.pl) nie do końca podzielali mój zapał – pojawiły się opinie, że naked to żadna wygoda i że kompletnie nie nadaje się do podróżowania. No nic, pozostało mi tylko to sprawdzić…
Pierwszy problem pojawił się przy pakowaniu, bo dotarło do mnie, że motocykl nie będzie miał kufrów, a na wyjazd 10-dniowy pod namiotem nieco rzeczy chciałabym zabrać. Okazało się jednak, że obecnie nie jest to wcale żaden problem, bo na rynku jest szeroki wybór uniwersalnych sakw do przymocowania na dowolny motocykl.
Dzięki współpracy z Inter Motors otrzymałam właśnie taki zestaw: dużą wodoodporną torbę Oxford RT60 oraz dwie boczne sakwy X50, co dało razem, aż 110 litrów! Początkowo wydawało mi się to bardzo dużo, ale pakując wszystkie potrzebne rzeczy – wyszło optymalnie, z odrobiną luzu na zakupy po drodze. Torby uniwersalne mocuje się szerokimi rzepami nad i pod tylną kanapą oraz systemem regulowanych pasków pomiędzy poszczególnymi torbami, by uzyskać pełną stabilizację. Luźne części pasków chowa się pod gumowe szlufki, żeby nic w czasie jazdy nie fruwało. Początkowo zajmowało nam trochę czasu to całe mocowanie, ale po każdym dniu biwaku dochodziliśmy do takiej perfekcji, że na mocowanie całego zestawu (przez dwie osoby) spędzaliśmy jedynie kilka minut. Dodatkowo za każdym razem używaliśmy do tego mniejszej ilości pasków – po prostu lepiej je rozmieszczając.
Miałam lekkie obawy, jak się będzie prowadził motocykl z takim bagażem z tyłu. Ruszyliśmy w trasę i… maksymalne zaskoczenie! Czy ja właściwie wiozę jakiś bagaż? Kompletnie go nie czułam, nawet, gdy wiał silniejszy wiatr w Kotlinie Kłodzkiej. Myślę, że sekret tkwi rozłożeniu wagi motocykla, niskim środku ciężkości, bo już nawet podnosząc go ze stopki, można poczuć jego lekkość górą. Dodatkowy bagaż wcale nie zmienił tego wrażenia. W czasie wyjazdu miałam sytuacje, gdy musiałam motocykl przestawić na małej przestrzeni, wycofać, stanąć na wzniesieniu, jechać po szutrze, zatrzymać się na nierównym terenie – czyli wszystko to, co z ciężkim motocyklem i dodatkowo bagażem – mogłoby mi sprawić kłopot. Poradziłam sobie z tymi sytuacjami, mimo początkowej paniki, że zaraz będę leżeć! To jest główna zaleta podróżowania motocyklem typu naked.
Kolejna to pokonywanie zakrętów i przyśpieszenie, które wykorzystywałam głównie przy wyprzedzaniu (bo na krętych odcinkach niewiele jest na to miejsca). W czasie planowania wyjazdu praktycznie całkowicie zrezygnowałam z prostych odcinków dróg, stanowiły one może 15% trasy (kawałek w Czechach i nieco więcej przy przejeździe przez Słowację). Nie zdawałam sobie jeszcze sprawy, że np. 380 km dziennie po zakrętach – to spory wysiłek. Trasa wymagająca większej ilości przerw i zajmująca sporo czasu. Najwięcej jednak w Chorwacji, gdzie jazda łączyła się z przepięknymi widokami, które staraliśmy się ogarnąć wzrokiem i czasem aparatem – a to nie sprzyjało szybkiemu pokonywaniu kolejnych kilometrów. Podczas tej trasy motocykl mi jedynie pomagał: szeroka kierownica, wyprostowana pozycja i ta zwinność z jaką składa się w zakręty. Nic nie zakłócało mojej frajdy z tej podróży.
Do tej pory nie miałam okazji podróżować tak długo, więc już pod koniec pierwszego dnia moje pośladki „wołały” o litość, potem zaczęły mnie pobolewać łydki i kolana z długotrwałej, jednostajnej pozycji. Miałam ze sobą żelową nakładkę na siedzenie i początkowo wydawało mi się to świetnym rozwiązaniem. Jednak po dwóch dniach w upale wkładka zaczęła mnie odparzać przez motocyklowe spodnie. Zrezygnowałam z niej i o dziwo, już chyba mój organizm się przystosował do jazdy. Gdy ból zaczynał doskwierać to robiliśmy przerwy, choćby na kilka minut, ale z czasem robiliśmy je coraz rzadziej. Zdecydowanie pomagało mi przesuwanie pośladków do tyłu, na najszerszą część sercowatego kształtu kanapy Yamahy, gdzie wygoda była największa.
Najczęściej jednak słyszałam, że nakedem po prostu nie da się szybko jeździć. Tu dochodzimy do punktu, w którym szybka jazda nie jest czymś zdefiniowanym. Bo jeżeli to 120km/h – to do tej prędkości bez szybki da się jechać bez problemu. Jeżeli jedziemy szybciej to faktycznie opór powietrza jest spory, co odczuwa najmocniej szyja i barki. Ale kto broni, żeby do nakeda dołożyć szybkę? Wszystko też zależy od profilu wycieczki, bo tak jak wspominałam wcześniej – mój wyjazd był głównie kręty i tam nie było miejsca na takie prędkości, a za to było miejsce na lekkość i zwinność nakeda. Najtrudniejszy zakręt, jaki miała okazję pokonać miał szerokość ścieżki rowerowej, 180 stopni (na ciasnej powierzchni), przy czym zaczynał się płasko, a w połowie zakrętu zamieniał się w pionowy podjazd. Zbladłam na ten widok, ale zredukowałam do dwójki, złożyłam się i bez problemu go przejechałam.
Podsumowując – dla mnie, jako kobiety i jednocześnie osoby po wypadku – lekkość i zwinność motocykla typu naked była największą zaletą w podróży. Na szczególne wyróżnienie zasługuje spalanie MT-07, z którego średnia mojego wyjazdu wyniosła 3,9 litra! Bardzo się cieszę, że miałam okazję przejechać 3000 km Yamahą MT-07, by się przekonać, że nie taki diabeł straszny i obalić nieco mitów na temat podróżowania nakedem.
Zostaw komentarz:
Najnowsze
-
Gosia Rdest z kolejnym podium w tym roku!
Autodromo Nazionale di Monza docenia zazwyczaj tych kierowców, którzy nie boją się wysokich prędkości, podejmują próby wyprzedzania w nielicznych zakrętach i wykorzystują błędy popełnione przez rywali. To właśnie oni, najlepsi z najlepszych, mają szanse stanąć na podium na włoskiej ziemi. Gosia Rdest w ostatnim wyścigu sezonu dowiodła, że należy do tego grona, zajmując trzecią pozycję w klasie Challenger. -
Brak miejsca na pieczątki w dowodzie rejestracyjnym. Czy trzeba wymieniać go na nowy?
-
Ford Puma 2024 – test. Miejski crossover ze sportowymi korzeniami
-
La Squadra One Shoot – do takich samochodów wzdychają fani motoryzacji!
-
8 typowych błędów, jakie polscy kierowcy popełniają na rondach
Komentarze:
Kamil Cz - 18 marca 2024
Hej, ja mam dwa nakedy za sobą i aktualnie przymierzam się do trzeciego motoru. Jak zazwyczaj budzet nie pozwala na szalenstwa i bije sie z myslami czy kupic jakiegos biednego ADV do ktorych nie jestem przekonany czy nakeda ktore uwielbiam i poki nie mam jeszcze 40 lat pojezdzic na nakedzie (: Dzieki za artykuł.