![](https://www.motocaina.pl/thumbor_image/1920/864/1/0/!2F2021!2F03!2Fddd850d37e06ba1e2f452900b6a7e79a06ea7590-scaled.jpg)
Motocyklowe wyzwanie Marty Zgórzyńskiej – Maroko na BMW R1200GS
Niektóre motocyklistki unikają dużych maszyn i długiego podróżowania, zwłaszcza do krajów arabskich. Marta Zgórzyńska swoją wyprawą udowadnia, że dużym motocyklem można swobodnie przemierzyć całe Maroko!
Wyzwanie
Nazywam się Marta Zgórzyńska, jestem motocyklistką. Bieżący rok był dla mnie przepełniony motocyklami: targi, wystawy, konkursy, projekty, wyjazdy. Ktoś, kto mnie zna powie: nic nowego. A jednak! Niepokorna, z głową pełną pomysłów, w nieograniczonej wyobraźni, zapragnęłam przeżyć przygodę. Ale nie sama. Postanowiłam rzucić hasło: wyzwanie – bo dla wielu przygoda, jaką miałam w planach na dużym motocyklu turystycznym to wyzwanie.
Duży motocykl, szczerze mówiąc, miał być swego rodzaju pułapką, ale i miał zweryfikować umiejętności jeźdźców. Po powrocie z czerwcowych dni BMW Motorrad Polska, gdzie byłam jednym z wystawców (prowadzę firmę Custom Bike Poland) – utwierdziłam się w swoich planach. Tam wybrałam ekipę organizatorów wojaży, którzy oficjalnie funkcjonują jako profesjonalne biuro podróży. Wybrałam doświadczony zespół, który był w stanie zapewnić mi i moim towarzyszkom organizacyjne, formalnie i logistycznie wsparcie, a wszystko to za rozsądną cenę. Najważniejsze był fakt, zapewnienia motocykla, który wyłącznie brałam pod uwagę – BMW R1200GS. Klamka zapadła. Adv Poland miał nas zabrać do Maroko.
Nigdy wcześniej nie podróżowałam w taki sposób i poza Europę. Nie miałam doświadczenia w takich wojażach, choć w jeździe motocyklami wszelkiej maści owszem. Cudowne było to, że jedyną rzeczą, którą miałam się zająć przed wyjazdem, to spakować walizkę tak, by nie przekraczała odprawionych 20 kg bagażu plus 10 kg bagażu podręcznego. Uwierzcie, było ciężko.
4 listopada, lotnisko w Modlinie. Ja, zwarta i gotowa, w blokach startowych, podekscytowana jak nigdy, zaraz wyruszę na wakacje z motocyklami w tle. Szczyt marzeń! Wylądowałam w hiszpańskiej Maladze, gdzie rozbawiona, z nowymi towarzyszami podróży (Kara i Krzyś) zgubiliśmy się na lotnisku. Szukali nas dobrą godzinę. Grunt to mocne wejście!
Przywitał nas wieczór i cudowne 25 stopni. Szczęśliwie odnalezieni, przetransferowani bezpiecznie do hotelu, nie omieszkaliśmy od razu po zameldowaniu udać się na plażę i przywitać się z morzem – w piękną noc, pod rozgwieżdżonym niebem. Następnego dnia rano oficjalnie przywitani odbieramy motocykle, na których za chwil kilka rozpoczniemy wyprawę po czarnym lądzie. I tu niejednemu Panu, my kobietki – kierowniczki, zniszczyłyśmy światopogląd. Jak jest możliwe, że będziemy dosiadać GSy 1200?! Niespodzianka!
Startujemy!
Z Malagi podążyliśmy przepiękną trasą, wzdłuż linii brzegowej w stronę Gibraltaru. Andaluzja jest boska. Wiem, że w głąb lądu wiją się cudowne miejsca do jazdy z winklami, jakich w Polsce nie uświadczysz. Na przykład Ronda. Z Gibraltaru przeprawa promem do Afryki z ekipą organizatorów przebiegła sprawnie i przyjemnie. Formalne sprawy załatwione. Wszyscy zatem zacieśnialiśmy znajomości, rozmowom na promie nie było końca! Wiedzieliśmy, że nie ma co być bohaterem podczas tej wyprawy: Maroko to inny kraj, na innym kontynencie, inna religia, kultura, obyczaje, inne tereny, zupełnie inny klimat niż ten, który znamy z Polski. Przed wyjazdem wszyscy mężczyźni z mojego najbliższego otoczenia opowiadali niestworzone historie, jak w tym Maroko jest niebezpiecznie. Tubylcy to dzikusy, nie ma bieżącej wody, jest niebezpiecznie dla kobiety, że nie powinnam tam jechać, bo jeszcze nie wrócę. Maroko zachwyca swoją różnorodnością, dziś to wiem na pewno. Na całym wyjeździe czułam się bezpieczniej niż można sobie wyobrazić.
Na Saharze natomiast są proste przeloty, cudowne słońce, niesamowici uczestnicy w ruchu drogowym. Trzeba było czasem uważać na nawiany piach, który mógł zasłaniać jakąś wyrwę w jezdni. Czasem wędrujące wielbłądy, mimo swoich niemrawych ruchów, potrafiły zaskoczyć szybkością i zwinnością, wskakując na drogę z nienacka. Tak jak stada owiec, kóz, osłów, wypasane przez Beduinów, czy małpy w małpich gajach, które przecinały czasem nasze szlaki. Wszystko to było tak nierzeczywiste, czułam się tam, jak w bajce! Widoki zapierały dech w piersiach – atmosferę potęgował fakt, że mając na głowie kask motocyklowy jesteś sama ze sobą i delektujesz się tym podwójnie!
Marakesz z kolei – tego nie da się opisać, to trzeba zobaczyć na własne oczy. Cały ten kraj zaskakuje. Biedne wsie i miasteczka kontrastują z bogactwem na ulicach dużych aglomeracji Maroko. Skuterki, riksze, muły, osły na ulicach, w medinach, wszędzie w miastach i zawsze mnóstwo ludzi wokół o każdej porze dnia i nocy. Lokalni kupcy fenomenalni, z którymi należy się z szacunku do nich potargować. W każdym sklepie, bazarku, budce wisi obraz króla – poddani kochają go, swój kraj i flagę absolutnie. Na wjeździe i wyjeździe z miast zawsze rozstawione są policyjne patrole na rogatkach, na rondach i placach czy skwerach powiewają flagi Maroko.
Najnowsze
-
Pachnieć Rolls-Roycem? Teraz można! Marka wprowadza nowy zapach perfum Rolls-Royce Scent
Rolls-Royce, synonim luksusu i wyrafinowania, przenosi doświadczenie podróżowania swoimi samochodami na nowy, zmysłowy poziom. Wprowadzając Rolls-Royce Scent, marka debiutuje z unikalnym konceptem zapachowym, który wzbogaca wnętrze flagowego modelu Phantom o nowy wymiar doznań. -
Citroen C5 X PHEV 225 KM – test. Hybryda, która cię zaskoczy
-
70 990 zł za nowe, spalinowe auto z takim wyposażeniem? MG3 miażdży konkurencję!
-
Chiński desant na polskie drogi – spis modeli i cen. Czy Kowalski z Malinowską wiedzą, co kupują?
-
Masz problem z odpaleniem swojego diesla w mroźny poranek? Te sposoby ci pomogą
Zostaw komentarz: