
Moto Italia 2017 – inspirująca relacja z motocyklowej podróży Katarzyny Mełgwy
Motocyklem po Włoszech? Czemu nie! Oto ciekawa relacja, dzień po dniu, z podróży Katarzyny Mełgwy jednośladem po słonecznej Italii.
Tekst oryginalny – bez redakcji motocaina.pl
30.08.2017 ŚRODA / trasa około 400km /
Ruszamy po 17tej z Gdańska w 3 motocykle : R6 -Malwina, FJR 1200-Daniel , Daytona 675 – moja Tośka . Cel na dziś Wolbórz Hotel Górski , gdzie kimamy i dołączają do nas Krzysiek z Olą na Vstromie 650 . Temperatura 26 stopni , a my do Italii ;-). Tradycyjnie przy bramkach bunt mojej Tośki czyli nie mam biletu na przejazd autostradą . Mądrzejsi ode mnie twierdzą , że to wina nieprawidłowego ustawienia kąta tablicy rejestracyjnej i kamera mnie nie widzi . Nie żebym latała za free po autostradach , ale standardowo kasują mnie na wylocie po krótkiej wymianie skąd – dokąd . Autostrada nudną jest więc szybko docieramy do Hotelu . Jak to Polaków „rozmowy wieczorowa porą ” okazuje się , że Krzychu nie ma wykupionego ubezpieczenia , no coż zbliża się północ i głowy nie te , podziałamy rano .
Wskazówka : jak spakować się na sporta ? praktykuje od wielu lat torbe na bak i na zadupek ,obowiązkowo pajączek w pogotowiu . Torby na bak są świetne do pewnych wysokości rozłożenia , moja jest dość wysoka – zasłania zegary w pełnym rozłożeniu . Przy większych prędkościach potrafi żyć swoim życiem i motać się na boki i tu można zacisnąć ją pajączkiem . Nigdy też nie rozstaję się z podręczna torebeczką – dość pokażną nerką / browarek na luzaku wejdzie / .
31.08.2017 CZWARTEK / trasa około 580 km/
Dziś cel Wiedeń . Startujemy po 10 tej po ogarnięciu ubezpieczenia moto . Propo ubezpieczenia swoje polisy wykupiliśmy w allianz koszt około 150 zł /11 dni / dla jednej osoby
Od rana patelnia , no ale pora się oswajać z tymi temperaturami które na nas czekają w Italii 😉
Drobne zakupy w Częstochowie i jesteśmy w Brnie gdzie w 30 stopniowym upale wbijamy do centrum w poszukiwaniu regionalnej kuchni . Nawet coś tam zostało zlokalizowane internetowo , gorzej jednak z trafieniem i parkowaniem . Pierwszy pomysł parking koło przystanku tramwajowego niestrzeżony za free i już widzę oczami wyobraźni jak tubylcy biorą torby z motków i ładują się idealnie w tramwaj . Druga propozycja parking płatny – super – tylko kto ma drobne ?nikt – więc kręcimy się jeszcze w upale i godzinach szczytu po czym nic nie konsumując i zwiedzając z perspektywny siedziska motocyklowego opuszczamy Brno .
Jest i Wiedeń – samo centrum – nasz Hostel , a więc szybki prysznic i dzida na miasto z 3 trzema błyskawicami po drodze . Już przeliczam ile szykować siana i czego spodziewać się po powrocie w skrzynce pocztowej eh…. Jak na pewnym zlocie SL skwitowała Szanowna koleżanka Aleksandra NO MONEY NO FUNNY 😉 . Szybkie foto przed pałacem Shonnbrunn i wracamy do hostelu racząc się piwkami w piętrowych łóżkach .
Wskazówka : co na upały ubrać ? moja propozycja to buzer który rewelacyjnie się sprawdza i koniecznie odzież tekstylna – głównie śmigam w skórach , ale wszystkie eskapady turystyczne tylko teksy i buzer .
1.09.2017 PIĄTEK / trasa około 630 km
Startujemy po 8 mej z Wiednia . Przebijamy się przez zakorkowane miasto i lecimy na autostradę . Dziś cel Wenecja .Moja Tośka uwielbia bramki tym razem otrzymuje bilecik , ale przemiła niespodzianka na końcu otwiera się szlaban i mamy 18 Euro w kieszeni . Zaczyna się cudna pogoda czyli 300 km w deszczu . Italia raczy nas pięknymi górskimi widokami spowitymi mgłą , ale kiepską pogodą .Tuż przed Wenecją mini tornado , gradobicie w roli głównej . Jechać , stać , stać , jechać ? !? Chwila refleksji na poboczu i do przodu . Dojazd od Wenecji korek , korek , korek …uprzejmość kierowców ?hm… porównywalna do naszych – szczególnie nie odstajemy , są tacy co zrobią Ci miejsce a i tacy co z uporem maniaka będą cisnąć środkiem . Ponieważ jestem raptus , więc maneta i jestem na turbinowym rondzie i szybko się z niego ewakuuje tyle tylko że sama bo gubie reszte ekipy . Upssss moi zjechali innym zjazdem a ja znowu na 2pasmówce i giga korek w którym trzeba kiedyś zrobić nawrotkę . Extra pas awaryjny mi pomaga dzwonię do przewodnika stada zaopatrzonego w słuchawki i przeciskamy się ponownie do celu .
Nocujemy w pensjonacie przed którym wita nas figurka buddy . Dom ma swoje zwyczaje i buty zostawia się na podwórku. Jest absolutny zakaz wchodzenia w nich do domu ,nawet będąc w laczkach i wychodząc na zewnątrz musimy je zostawiać na podwórku . Trochę robi się bekowo bo gdy tylko jest okazja czmychamy w tych laczach gdy nikt z gospodarzy nie widzi . Ponieważ jest oberwanie chmury i deszcz nie daje za wygraną spędzamy wieczór w pensjonacie . Szeryf pensjonatu zamawia nam pizze z pobliskiego baru i czuwa czy przypadkiem nie nakładamy obuwia . Konsumując po dużej pizzy i racząc podniebienie za bardzo przyzwoita cenę winiawkami gramy w double kończąc ten dzień w nadzieji na jutrzejszą pogodę .
Wskazówka : w czym na deszcz ? koniecznie przeciwdeszczowe kombinezony , a najlepiej jak w moim przypadku posiadanie odzieży nie przemakalnej a zwłaszcza butów – absolutnie nie jedżę w sportach na takie wojaże po pierwsze większość przemaka po drugie nie nadają się do chodzenia . Odnośnie rękawic nie udało mi się uniknąć by były suche – rękawiczki ze stacji benzynowych na dłuższe przeloty nie są wygodne ani bezpieczne – dobrze mieć ze sobą 2 pary bo suszenie suszarkami trochę trwa .
2.09.2017 SOBOTA / 2.09.2017 / trasa około 270 km /
Dziś cel Rimini . Ponieważ mało sypiam i uwielbiam rano wstawać. Godzina 6 sta motam się po pokoju sprawdzając czy rękawiczki wyschły , czy torba na bak która towarzyszy mi od 15lat dała radę w tym gradobicu , no nie nie dała pokrowiec zionie ducha i przepuszcza deszcz częściowo do środka . Zawsze pakuje odzież dodatkowo w worki , ale tym razem kto by pomyślał Italia i gardobicie – no niestety woreczki sobie po kieszeniach leżakowały a odzież pomoczyło .
Ponieważ do Rimini mamy stosunkowo niedaleko dziś będziemy zwiedzać Wenecję – wyspy Murano słynącą z produkcji szkła oraz Burano- z produkcji koronek i kolorowych domków mieszkalnych których kolory należy uzgadniać z lokalnymi władzami .
Wczorajsza pizza ok , ale nie jest to coś co by mnie powaliło na kolana . Nasza kuchnia świetnie sobie radzi również z Włoskimi specjałami także nie jest tak jak kiedyś , że tylko tu są niesamowite smaki nie do podrobienia .
Lecimy zwiedzać Wenecję tramwajem wodnym , moto zostawiamy w bezpiecznym strzeżonym 7 piętrowym parkingu nieopodal portu za 18 euro na cały dzień .Można też zostawić ciuchy i na luzaku udać się na zwiedzanie . Tramwaj wodny na cały dzień pływania po wyspach to koszt 20 euro , nie jest mało ale spora oszczędność czasu i nóg . Na zwiedzanko pogoda idealna nie ma upału ani deszczu , choć chmury się czają w ukryciu. Mieszkanie na wodzie i przemieszczanie się po niej to nie moja bajka z racji na słabość pływania pomimo , że jestem zodiakalna ryba . Podziwiam styl życia jaki prowadzą Włosi – nie widzę tu gonitwy , zmierzłości i niezadowolenia , spokój i tak jakby czas się zatrzymał to może mieszkanie na wodzie i sjesty kołyszą ich sampopoczucia ?..
Po pięknym dniu startujemy do Rimini . Oczywiście w przelotach burza z widowiskowymi błyskawicami jak w horrorze . Stacje benzynowe k 18tej w większości samoobsługowe , wrzucam 15 euro i nic , dystrybutor nie daje pić mojej Tosi . Uwielbiam wszystkie cuda techniki bez udziału człowieka to coś idealnie dla mnie 😉 Walczymy , walczymy bo mamy tylko 6 minut by dystrybutor zadziałał , miałam nosa by nie wkładać tam karty brryyyy . Udaje się opanować dystrbutor o czasie i nalać wątpliwej jakości paliwo. Po drodze zakupy w pobliskim Lidlu i po 23 ciej lądujemy w bazie w Rimni w hotelu Carol 200 metrów od pięknej plaży gdzie zostajemy do poniedziałku .
Wskazówka : jazda nocą ? jazda nocą i to w deszczu nie należy do przyjemnych z racji na kiepską widoczność , jedyne co nam zostaje nie wykonywać gwałtownych ruchów i dać jechać temu motórowi uważając zwłaszcza na białe linie , na pasy na drodze które bywają śliskie i na zwierzynę leśną .
3.09.2017 NIEDZIELA / 3.09.2017 / trasa około 100 km
Dziś ogarniamy pranko i zostajemy w hotelu na jeszcze jedną noc . Od rana pada i wcale nie jest ciepło . Plaża blisko , w hotelu basen zewnętrzny na który możemy tylko popatrzeć z balkonu . Idziemy w miasteczko , gdzie czuć motocyklizm na każdym kroku . Trafiamy na wystawę motocykli startujących w Moto GP oraz wystawę najlepszych zdjęć z Moto GP . Wystawa nie jest stałą ekspozycją , prezentuje motocykle oraz pełen strój znanych zawodników Rossiego , Marqueza, Lorenzo. Świetnie prezentuje się rozłożona na czynniki pierwsze konstrukcja kombinezonu SPIDI , nie wspomnę o zdjęciach które niesamowicie oddają klimat zawodów .
No i mamy przepyszne gelato i plażę choć woda jest ciepła to na zewnątrz bez szału , ale już nie pada na szczęście . Ruszamy do Coriano miasteczka Marco Simoncelliego , który zginął 6lat temu podczas wyścigu w Malezji . W Coriano gdzie urodził się Marco znajduje się muzeum poświęcone jego życiu i karierze . Kręta droga choć asfalt słabej jakości z ładnymi widokami kieruje nas do kolejnego celu jakim jest Tor Missano na który mamy cicha nadzieje wjechać . Niestety , ponieważ za kilka dni zbliżają się wyścigi motogp na torze trwają przygotowania do wyścigów przez co nie udaje nam się skorzystać . Cel San Marino – super kręta droga , niestety po godzinie 20 tej zaczyna robić się ciemno . Miasteczko nocą też ma swój urok , na każdym kroku czuje się ducha sportu motocyklowego tym bardziej , że zbliżają się wyścigi Moto Gp. Konsumpcja pizzy obowiązkowa o i nawet lepsza niż ta z Wenecji kilka fot i wracamy do hotelu k 24 tej .
Wskazówka : co na to nasze mięśnie na długotrwałe pozycje na moto ? moim rozwiązaniem jest piłka lacrosse – zajmuje mało miejsca a jest świetnym rozwiązaniem na spięte mięśnie całego ciała – wymaga pewnej znajomości technik masażu i cierpliwości ale efekty są zbawienne .
4.09.2017 /PONIEDZIAŁEK / trasa około 300 km
Dziś cel Florencja , a po drodze zwiedzanie Sieny , Monteriggoni oraz San Gimignano . Pogoda się rozkręca zaczyna grzać idealnie na zwiedzanie . Docieramy do przepięknej Sieny , motki na parkingu niestrzeżonym , bagaże spięte no może nic się nie wydarzy . Nie wydarzyło prócz tego że postanowiłam pójść swoimi ścieżkami i się najzwyczajniej zgubiłam – przy okazji sprawdziłam swoją orientację w terenie i ludzką chęć pomocy . Nie chcę rozpisywać się o Sienie bo w internecie jest wszystko co potrzeba – zachęcam jednak do odwiedzenia tego urokliwego miasteczka z fantastycznym rynkiem głównym o muszlowatym kształcie wybrukowanym czerwoną cegłą .
Dalej lecimy do niezwykłego miejsca Monteriggoni a w zasadzie twierdzy usytuowanej na rozległym wzgórzu .Wysokie mury z 14stoma wieżami przypominającymi koronę na wzniesieniu – oaza ciszy i spokoju otoczona przepiekną toskańską roślinnością .
Ponieważ jest okropnie gorąco do San Gimignano wlatujemy wręcz tylko na fotę i ciśniemy na Florencję gdzie czeka na nas fantastyczny Camping Firenze z basenem .Jazda po Florencji to oczy dookoła głowy – skutery tu jedżą jak szalone . Nie mam pojęcia jakie są statystki wypadków , ale jazda na ostrej krawędzi i rzecz jasna na światłach całe tłumy na pole position . Samochodziarze są oswojeni z moto-skutero rajderami stojącymi na „lini startu ” i dają szansę wszystkim dwukołowcom .
Docieramy na Camping k 20 tej , ale basen już nie czynny wieczorową porą – więc gościmy się w domku rozpijając wódeczkę , grając w gry i zabawy i tym sposobem mamy doborowe towarzystwo przy stole Cygana , Uchodżce , Jezusa , Małysza i Kasię Figurę .
Wskazówka : gorąc i nasze oczy ? w takie dni jak ten mam problem z oczami najzwyczajniej robią się bardzo suche i czerwone – dlatego najlepiej brać ze sobą do apteczki krople nawilżające w sprayu zwłaszcza gdy jesteśmy narażeni na całodniowe mocne słońce .
5.09.2017 / WTOREK / trasa około 200 km
Rano chcemy wreszcie skorzystać z basenu , ale okazuje się czynny od 10tej więc szkoda czasu na leżakowanie . Ubieramy spodenki i t-shirty i lecimy zwiedzać centrum Florencji do którego mamy około 5 km . Super opcja Campingu Firenze to możliwość zostawienia wszystkich rzeczy i bagaży za 1 euro w przechowalni – znowu mnie nie kasują – choć mam bagaż jak tragaż związane wszystko w jeden pakunek buty , strój moto , 2 torby , może się nie rozsypie im z półek .
Florencja nie oczarowuje mnie specjalnie : bardzo gwarna , tłoczna , wąskie chodniczki , non stop coś za Tobą jedzie albo skuter albo rower albo auto z silnikiem elektrycznym . Wreszcie mamy cudną 30 stopniowa pogodę – jak dobrze , że udała się opcja z bagażami bo by tu człowiek zszedł w tym motocyklowym odzieniu targając torby ze sobą , no może kto ma kufry ten ma luz ;-). Jak już wspomniałam styl jazdy skuterami jest nie do skopiowania , pędzą ile fabryka dała , wyskakują z każdej twojej strony wjedżając niemal pod koła – szkoła przetrwania . Pasujemy tu jednie strojami bo tak jak oni się porozbieraliśmy . Punktem obowiązkowym jest Piazzale Michelangelo położony na wzgórzu z fantastycznym widokiem na Florencję . Spontanicznie oglądamy najbardziej popularne zabytki Florencji przechadzając się słynnym mostem nad rzeką Arno , popijając zimne piwko . Wracamy na camping Firenze skorzystać wreszcie z basenu . Cudnie tego było nam wreszcie trzeba – drugi raz w wodzie wow ! nawet coś tam udaje się przyrumienić . Poleniuchowane i k 18 tej lecimy do Pizy jest już ciemnawo więc foty słabe . Szybki rekonesans po starówce i pędzimy na Camping Apuano do Marina di Massa gdzie spędzimy 2noce .
Wskazówka : jazda w grupie ? warto zastosować tzw. Szachownicę i wyprzedzać na zygzak wracając do swojej pozycji , o ile u nas tylko 5 motocykli tak przy większej ilości trzymanie się powyższych zasad ma ogromne znaczenie dla bezpieczeństwa
6.09.2017 / ŚRODA / trasa około 100 km
Poranek wita nas deszczykiem , znowu szansa na pobliskie towarzystwo morza zaprzepaszczona . Ponieważ wieczorkiem trochę posiedzieliśmy mozolnie zbieramy się i ruszamy do La Spezi i Cinque Terre a dokładnie Riomaggiore jednego z 5 ciu miasteczek włoskiego parku naturalnego Cinque Terre.
Poranna gimnastyka i przepierka rzeczy . Ruszamy k 13 stej trochę nas zamuliło po wczorajszym wieczorze 😉 La Spezia przejazdem – główny kierunek to Cinqe Terre . Wjazd do miasteczka chroniony szlabanami . Na powitanie rondko z posterunkiem policji , gdzie zostawiamy motki . Schodzimy w dół miasteczka malowniczymi ścieżkami w towarzystwie przeróżniastych drzew na których rosną figi , cytryny , oliwki , winogron . Wśród skalistego wybrzeża bajecznie komponują się romantyczne zaułki , skały zanurzone w morzu , kolorowe kamieniczki . Estetyka miasteczka jest na tyle zachowana , że jest zakaz instalowania anten satelitarnych na budynkach . Idziemy promenadą i wchodzimy do centrum miasteczka , po drodze można się ochłodzić w wodzie pośród skał czego nie omieszka zrobić Krzychu . Riomaggiore pokryte tarasowo położonymi winnicami , spokojne , magiczne słynące z produkcji lokalnego wina . Wracamy do motocykli i ruszamy ale po kilku km okazuje się , że towarzyszka Ola zostawia na murku telefon przy naszym rondzie policyjnym . Cześć ekipy zostaje przy drodze w oczekiwaniu na drugą część która wraca po telefon . Od razu okazuje się , że Ola odnajduje sobie zajęcie jakim jest zdobycie owoca kaktusa . Wszystko super nawet każdy dostał po sztuce do zjedzenia , zanim się go skonsumuje trzeba obrać z igiełek strasznie drobnych i kujących o czym się zbyt późno przekonaliśmy – igłoterapia rąk za free . Po nałożeniu rękawic miny nie są wesołe . Jest też dobra wiadomośc telefon się znajduje . Wracamy na Camping i wiemy na pewno , że dziś plaża i nocne kąpanie musimy zaliczyć . Woda w morzu cieplutka , cicho , ciemno i winkowo .
Wskazówka : organizacja żywienia ? w kwesti jedzenia w większości noclegów mieliśmy zaplecze do pichcenia – polecam kupować i robić posiłki które możemy dodatkowo ze sobą zabrać w drogę u mnie się sprawdza omlet z owsianki , ryż z dżemem , suszone owoce , orzechy nerkowa , żelki , kabanosy , owoce które nie ulegną zbyt szybkiemu uszkodzeniu np.mandarynki
7.09.2017 /CZWARTEK / trasa około 300 km
K 10tej obieramy cel Mediolan skąd udamy się na nocleg nad Jezioro Garda . W planie nie było autostrad , ale jednak jak to w życiu plany czasami trzeba modyfikować , więc cóż ponad 20 euro i autostrada nasza . W Mediolanie żar z nieba , po tyłku cieknie , w gaciach z 40 stopni , tłoczno , zaparkować nie ma gdzie nawet motocyklem .Krążymy klikukrotnie koło katedy i poddajemy się z Krzyśkiem i Olą marząc o zimnym piwku i kąpieli w Jeziorze Garda nad którym mamy nocleg. Strasznie tłoczno , na światłach każdy skuter chce być pierwszy , samochodziarze już nie sa tak mili , notoryczne trąbienie i harmider miasta , nie no na co tu czekać – wiać !!! A więc to była bardzo kosztowna autostrada , a Mediolan …. miasto mody …. na razie nie dało sie tego zauważyć , ale może to taka własnie jest moda .Kierunek naszego noclegu Cinsello Balsamo no czyż to nie zachęca by już tam być zamiast się smażyć tu i teraz . Lecimy z twardym nastawieniem żadnych autostrad !Niestety wszelkie możliwe nawigacje nie znają innych dróg . No nic nie ma co niech będzie ta autostrada której w żaden sposób nie da się uniknąć .Pierwsza prawie 14 euro , kolejna 2 euro jest coraz lepiej tak można jechać . Mam problem z kartą nie czyta mi na bramkach , nie wydaje mi biletu więc nerwowo wciskam 6 razy przycisk zaraz mnie wystrzeli w powietrze z tego gorąca . Wciskam s.o.s zero reakcji , co się tu dzieje ?! czyli ciąg dalszy niespodzianek autostradowych . Nie mam cierpliwości – jedziemy przecież bramka otwarta , zapłacę tradycyjnie na wylocie w końcu to tylo 2,10 euro . No ale na wylocie bramkowy starszy Pan Italiańczyk nie zamierza pobierać ode mnie forsy tylko drze się 2 bilety 2 moto i wylatuje z tej swojej budy jak poparzony gestykulując . No i nagradza mnie zajebiście długim jak półtorej kartki A4 mandatem na kwotę 64,20 euro – jak to leciało NO MONEY NO FUNNY ?! FUCK !
Docieramy do hotelu super pogoda się trzyma – jest dobrze . Szybka zmiana garderoby zapasy do konsumcji i na promenadę . O nie, tylko nie to zaczyna lać , ledwo zdążyliśmy otworzyć butelki i usiąść na ławce . Nie ratuje nas nawet pobliski domek na placu zabaw dla dzieci – nic z tego nie będzie znowu jakieś kule gradu . Koło 20tej przestaje lać więc atakujemy pobliski sklep . O petarda bo właśnie nam go zamykają przed nosem !!! Uroki Italii ale sklepy z odzieżą pootwierane jak by to właśnie one miały zaspokoić nasz głód i pragnienie . Podążamy na pizze no i jest wreszcie najlepsza jaką jadłam podczas dotychczasowej eskapady . Wszystko smakuje perfecto z zimniusim piwkiem prócz tego że tu nie mamy zasięgu a znajomi którzy dotarli do hotelu siedzą i czekają na nas z tobołami , ajćććć !!!!
Wskazówka : czy i jak najlepiej płacić ? Najlepiej mieć przy sobie również gotówkę . Nagminnie po godzinie 18tej funkcjonały stacje samoobsługowe gotówkowe , poza tym ich wygląd nie zachęcał by pchać tam kartę jeśli była taka możliwość . Na autostradzie moja Mastercard zbuntowała się pomimo że w pozostałych miejscach sprawnie działała .
8.09.2017 /PIĄTEK / trasa około 500 km
Wstaję rano na poranny spacer promenadą wzdłuż Jeziora Garda – Cinisello Balsamo ostatni dzień we Włoszech . Dziś cel Monachium . Jedziemy miasteczkami wzdłuż Jeziora Garda , pogoda cudna , niesamowite widoki człowiek chciałby zatrzymać się i uwiecznić każdy mijany pejzaż , zajrzeć do każdego napotkanego miasteczka na gelati , makarony , pizze . Droga fantastycznie kręta . Zaczynają się upragnione agraweczki no ale trasa zaczyna się wydłużać i wybija 19ta a my jeszcze we Włoszech .Więc … zmiana planu …opcja autostrada koszt około 15 euro i po 24 tej jesteśmy w Monachium z humorami buntujacego się Vstroma – ale nie dał się – był dzielny !
Wskazówka : jak przetrwać z koncentracją na trasie ? pewnie można pić litry kawy i zapijać energetykami – to wszystko dla mnie jest moczopędne okrutnie – stosuje izotoniki które rozpuszczam w wodzie , cukierki kawowe np.kopico , żeń- szeń no i tabaczka życie nam wielokrotnie ratowała – dobry niuch dawał kopa
9.09.2017 / SOBOTA / trasa około 590 km
Zbliżamy się ku końcowi eskapady – dziś start Berlin – temperatura już daje o sobie znać . 300 km w deszczu , zimno , wieje i w ogóle feeee …Wreszcie okienko pogodowe , ale już nie ta temperatura – docieramy wieczorem do Berlina – rozgrzewamy się specjałami z pobliskiego Lidla i w niedzielę kierunek Polska . Trasa około 4700 km – beż żadnej awarii i niemiłych przygód , humory dopisywały w przeciwieństwie do płatającej figle pogody .
Dzięki organizatorom Malwinie i Danielowi Jeka – dzięki za foty i towarzysto również Oli i Krzyśkowi 🙂
Najnowsze
-
Wąskie gardło na S1! Dlaczego Ministerstwo Infrastruktury rezygnuje z trzeciego pasa?
Czy ekspresówka S1 na Górnym Śląsku stanie się kolejnym wąskim gardłem polskich dróg? Ministerstwo Infrastruktury zdecydowało się na przebudowę trasy bez dodania trzeciego pasa, mimo że prognozy wskazują na szybko rosnący ruch. Czy to decyzja, która już wkrótce sparaliżuje ruch na jednej z najważniejszych tras w regionie? Sprawdzamy, dlaczego resort nie posłuchał zaleceń ekspertów i jakie będą konsekwencje tej decyzji dla kierowców. -
Chcesz mieć nowego Seata Ibizę? Ta cena w Polsce może cię pozytywnie zaskoczyć
-
Kobiety w sporcie motorowym – za kierownicą Mazdy MX-5
-
Tysiące kierowców ignoruje zakazy. Policja ujawnia szokującą skalę problemu!
-
Ta kwota cię zszokuje: oto jak ubezpieczyciele oszczędzają na twoim wypadku samochodowym
Zostaw komentarz: