Ewa Kania

Kolejne Lamborghini rozbite w Polsce. Tym razem ktoś skasował je w Warszawie dla szpanu

Ostatnio kierowcy Lamborghini nie mają dobrej passy i co chwilę informujemy o ich nieszczęśliwych przygodach. Tym razem zdarzenie miało miejsce w Warszawie, a przyczyną zdarzenia była chęć zaimponowania gapiom.

Spis treści

Niedawno pisaliśmy o właścicielu Lamborghini Urusa, który wybrał się wraz z mechanikiem na „test hamulców”, zakończony zaoraniem pola kukurydzy. Informowaliśmy także o dwóch właścicielach Huracanów, którzy stracili swoje samochody, za bycie „aspołecznymi”. Teraz poległo kolejne auto włoskiej marki.

Lamborghini Huracan rozbite w Warszawie

Tym razem pech dopadł kierowcę Lamborghini Huracana Evo na ulicy Emilii Plater w Warszawie. Na nagraniu widać, jak kierowca zielonego supersamochodu dynamicznie rusza, nagle auto wpada w poślizg i uderza prawym bokiem w kamienny murek.

Ulica była na szczęście pusta, więc nie było niebezpieczeństwa, że ktoś ucierpi w tym zdarzeniu. To może tłumaczyć dziwnie niski mandat, który wyniósł podobno 200 zł. Zwykle za kolizję jest 1500 zł, ale w sytuacji, gdy uderzamy w innym pojazd, w którym ktoś się znajduje, co stanowi dla niego potencjalne zagrożenie.

Huracan ma pokiereszowany przedni zderzak, ale także przestawione tylne koło. Naprawa może być kosztowna, a samochód opuścił miejsce zdarzenia na lawecie.

Jak doszło do rozbicia Lamborghini w Warszawie?

Do zdarzenia doprowadziło kilka czynników. Po pierwsze w centrum Warszawy łatwo spotkać wyjątkowe samochody, a to przyciąga carspotterów. Na nagraniu widać, że zielone Lamborghini wzbudziło zainteresowanie, a kierowca to zauważył i chciał się popisać.

Zanim wyjechał na ul. Emilii Plater, kilka razy przegazował silnik i ruszył o wiele za szybko, jak na warunki miejskie. Lamborghini Huracan Evo występowało w wersji z napędem na tył (610 KM) oraz na wszystkie koła (640 KM). Nie wiemy, która z nich jest na nagraniu, ale nawet z 4×4 Huracan potrafi gwałtownie zarzucać tyłem.

Kierowca nie opanował włoskiego bolidu, ale trudno powiedzieć, czy tylko z braku umiejętności. Dynamiczne ruszenie na skręconych kołach sprawiło, że tył auta zarzuciło w lewo. Kierowca skontrował to kierownicą, auto gwałtownie zarzuciło w prawo… a on dodał gazu. Sądził, że pojedzie dalej efektownym driftem? Nie wiedział, że już po założeniu kontry, auto właściwie wymknęło mu się spod kontroli.

Komentatorzy bronią kierowcy Lamborghini

Czy można stać po stronie kogoś, kto próbuje zaszpanować supersamochodem w centrum miasta, ale nie ma pojęcia co robi i rozbija auto? Okazuje się, że w polskim internecie można. Oto jeden z komentarzy pod nagraniem:

Jakby ktoś z was miał lambo to by nie gazował i dojeżdżał tylko do pracy i domku i pił bożą herbatkę i rozwiązywał krzyżówki.

Nikt nie zaprzecza, że nie po to się kupuje Lamborghini, żeby jeździć nim 50 km/h po centrum miasta. Ale nie oznacza to, że można szaleć w mieście, tylko, że trzeba takie auto zabierać także w inne miejsca, gdzie można nacieszyć się jego możliwościami. Taka subtelna różnica.

Inny komentarz, mający 695 „kciuków”, brzmi następująco:

Jakby mial wypadek tanim autem to bez problemu ale widac polacy znowu dają popis i jak widzą wypadek drogiego samochodu to dupka piecze i trzeba zjechac od gory do dołu bo ktoś osiągnął coś wiecej jak robota na etacie

Gratulujemy logiki. Komentujący nie śmiali się z kierowcy Lamborghini i nie krytykowali jego umiejętności dlatego, że bezmyślnie stworzył zagrożenie na drodze w centrum miasta. Nie dlatego, że chciał poszaleć na ulicy, tylko zapomniał, że nie umie zapanować nad samochodem i mógł doprowadzić do nieszczęścia. Każdy kto go skrytykował, zrobił tak tylko dlatego, że sam chciałbym mieć Lambo, ale nic w życiu nie osiągnął.

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze