Kobieca miłość do Volvo
Niespełna półtora roku temu zadawałam sobie pytanie, jak będzie się układała współpraca z ogromnym 940 - opisuje swoje pierwsze doświadczenia z kanciatym Volvo nasza czytelniczka. Okazało się, że to była miłość od pierwszego... wsiadania. Do kolekcji dołączył jeszcze 850.
Dlaczego niemłode już samochody szwedzkiej marki nadal mają grono wiernych fanów? Bo klasyczna, ale nie konserwatywna linia jest jak kostiumy od Chanel – zawsze będą w modzie. Bo te auta nie są najeżone elektroniką, więc ich obsługa zależy od kierowcy, a nie „widzimisię” komputera pokładowego. Bo są niezniszczalne, a komfort jazdy, jaki oferują jest nie do przecenienia, nie tylko podczas długiej podróży. Bo, żeby zmienić żarówkę w przednim reflektorze, nie muszę jechać do ASO, żeby mi rozebrali pół samochodu. Bo Volvo to funkcjonalne, a zarazem piękne auta dla kierowców, którzy cenią przyjemność prowadzenia. Ale od czego się zaczęło?
Moje pierwsze kilometry własnym autem przejechałam Volvo 940. |
fot. Volvo
|
Oto trzymam w dłoni wymodlone i wyjeżdżone po krótkim kursie, prawo jazdy – to był strzał w dziesiątkę i zdany egzamin za pierwszym razem. Tylko jak u diabła poruszać się niespełna pięciometrowym autem, gdy dotąd znało się jedynie Yarisy, Corsy, czy Punto?
Po kursie na prawo jazdy nie znoszę komentarzy znakomitych, doświadczonych kierowców na siedzeniu pasażera. Nadeszła więc pora na pierwszą, samodzielną i samotną jazdę. Szybko okazało się, że moje obawy były bezpodstawne. Cóż z tego, że 940 kombi ma 4,85 długości (940 to klasyczny model Volvo produkowany w latach 1991-1998; przyp. red.), skoro manewruje się nim o niebo łatwiej niż mniejszymi autami? Podczas jazdy ma się fantastyczne wrażenie, że auto wręcz płynie po szosie, łagodnie przyspiesza (nie jestem zwolenniczką agresywnej jazdy), a zawieszenie pracuje miękko i komfortowo. Czego więcej chcieć? Nauka na swoim pojeździe szła więc jak po maśle, a ja codziennie rwałam się do ćwiczeń. Pozornie toporne i ciężkie Volvo cierpliwie znosiło szlifowanie umiejętności świeżego upieczonego kierowcy.
Uważam zatem, że rozmiar jednak ma znaczenie. Duże, pojemne, kanciaste Volvo – w najbardziej charakterystycznej, starej linii nadwozia do tej pory budzi respekt, a grubość drzwi i długość maski przed sobą łagodzi stres kierującej.
Volvo 850 – czyż nie jest piękne? |
fot. Volvo
|
Pisząc o szwedzkiej marce nie da się uniknąć słowa bezpieczeństwo. Chyba, że jest się Jeremym Clarksonem (prowadzący brytyjski program motoryzacyjny Top Gear; przyp. red.) i unikając tego wyrazu, wygrywa zakład o wino. Volvo jednak słynie z rozwiązań konstrukcyjnych i wyposażenia, które chroni pasażerów. Trzypunktowe pasy bezpieczeństwa, strefy kontrolowanego zgniotu, ABS czy poduszki powietrzne (już w latach 70. XX w.) testowano w kolejnych modelach od lat 50. i były zaczątkiem jeszcze bardziej zaawansowanych rozwiązań. Sama konstrukcja nadwozia jest tak projektowana, by zapewnić bezpieczeństwo przy zderzeniach zarówno podróżującym wewnątrz samochodu, ale także przy np. kolizji z pieszym.
Mój egzemplarz ma 15 lat, a ABS działa bez zarzutu. Na mokrym torze „Volvina” zatrzymuje się przed przeszkodą o ok. 4 m wcześniej niż 3-letnia Astra. Obym nie musiała tej wiedzy testować na jezdni, ale miła jest świadomość, że w nienajmłodszym już aucie mogę czuć się bezpiecznie.
Po jazdach 940, mój apetyt na Volvo wzrósł. Zapragnęłam prowadzić samochód szybciej i bardziej dynamicznie, więc nadszedł czas na porzucenie stylu jazdy niemieckiego emeryta i przesiadkę do nowszego modelu – 850. Z czym teraz miałam doczynienia? Łagodniejsza linia nadwozia, pod maską silnik 2,5 tdi i… przyznaję: to nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Okazało się, że jednak bardziej szybkie i mocniejsze samochody są dla doświadczonych kierowców. Nowicjusz musi najpierw nauczyć się mocno trzymać kierownicę i przyzwyczaić do umiejętnego posługiwania pedałem gazu. Innymi słowy: delikatność i zdecydowanie, pewność siebie i finezja zarazem. To styl jazdy, jakiego potrzebuje ruszająca z kopyta osiemsetka.
Najnowsze
-
Test Skoda Enyaq Coupe RS Maxx. Ile warta jest najdroższa Skoda w historii?
Kiedy debiutowała na rynku, wielu przecierało oczy w niedowierzaniu. Elektryczna Skoda wyceniona na ponad 300 tys. złotych zwiastowała poważną zmianę wiatru w ofercie czeskiego producenta. Co otrzymamy, kupując najdroższy model w historii marki? Sprawdziłyśmy to, testując model Enyaq Coupe w topowej wersji wyposażenia RS Maxx. -
Gosia Rdest z kolejnym podium w tym roku!
-
Brak miejsca na pieczątki w dowodzie rejestracyjnym. Czy trzeba wymieniać go na nowy?
-
Ford Puma 2024 – test. Miejski crossover ze sportowymi korzeniami
-
La Squadra One Shoot – do takich samochodów wzdychają fani motoryzacji!
Zostaw komentarz: