Kasia @mow_mi_drakula z życia wysysa adrenalinę
Kasia swoją ksywkę „Drakula” zawdzięcza okresowi w swoim życiu, z którego na szczęście wyszła w jasną stronę… adrenaliny. Obecnie jest zakochana w Arku i sportowych motocyklach, a w ich garażu czai się 700-konny „POTWOOR”.
Jaka historia kryje się za zdaniem: „Mów mi Drakula”?
W zasadzie wszystko zaczęło się od córek moich przyjaciół, które nazwały mnie „Ciocia Drakula”. W tamtym okresie ubierałam się na czarno, nosiłam ciemny makijaż i naszyjniki typu choker. „Drakula” się przyjęła w gronie moich znajomych, ponieważ w tamtym okresie życia moje cechy charakteru bardzo pasowały do postaci hrabiego – byłam świeżo po rozstaniu z chłopakiem, czułam się skrzywdzona i byłam strasznie okrutna dla innych mężczyzn, których uwodziłam, będąc jednocześnie oziębłą. Tak odbijałam sobie moje poprzednie krzywdy. Zachowywałam się jak typowa wampirzyca, uwodziłam „wysysałam krew” i szukałam kolejnej ofiary.
Z perspektywy czasu zauważyłam jednak, że nie można tak żyć i zmieniłam podejście – po prostu potrzebowałam czasu, żeby wyleczyć złamane serce. Gdy już pokochałam swoje życie (zaczęłam spełniać marzenia, min. poszłam na prawko), pojawił się mój aktualny chłopak. Jesteśmy razem już 5 lat i to bardzo zmieniło moje życie. Moja mama i chłopak stwierdzili jednak, że pasuje to do mnie tamta ksywka, bo jestem „pijawką” (oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu) i tak powstał profil: „mow_mi_drakula”. Teraz mogę powiedzieć, że należę do osób otwartych na nowe miejsca, ludzi i sytuacje. Jak się z kimś spotkam to zagadam na śmierć, a przy okazji zapomnę gdzie mam kluczyki, faceta i jak na imię ma osoba, z którą rozmawiam (śmiech). To cała ja…
Od kiedy jesteś motocyklistką? Co sprawiło, że postanowiłaś zrobić krok w tym kierunku?
W mojej głowie motocyklistką jestem od zawsze, bo od dziecka o tym marzyłam. Myślę, że też od dziecka lubiłam łamać kobiece schematy. Wychowywałam się głównie z chłopakami, przez to że mam starszego brata i często go naśladowałam. Nie bawiłam się lalkami – grałam w piłkę, siłowałam się na rękę, ścigałam na rowerze, wolałam majsterkowanie niż zabawy w makijaż czy fryzjerkę. I tak mi zostało… Przez 4 lata mieszkałam sama w domu jednorodzinnym, w którym dość często trzeba było coś naprawić i robiłam to sama. Wybrałam typowo męski kierunek studiów – budownictwo, a teraz mam typowo męski zawód – projektant systemów PPOŻ.
Także motocykl był obowiązkowy, choć wcześniej było to raczej marzenie, które wydawało się nie do spełnienia. Nikt z mojego otoczenia nie jeździł motocyklem, a rodzina i były chłopak skutecznie odciągali mnie od tego pomysłu. Każdy uważał, że się nie nadaję, mam za ciężką nogę, a moja mama strasznie się bała, że mogłabym zrobić sobie krzywdę. Rodzice i brat wyjechali za granicę, ja zerwałam z chłopakiem, rzuciłam znienawidzoną pracę i stwierdziłam: teraz jest czas na mnie! Krok po kroku postanowiłam realizować marzenia.
Zaczęłam od wykupienia kilku godzin jazd w ośrodku szkoleniowym (dokładnie 4-ech) na motocyklu o pojemności 125, bo chciałam sprawdzić, czy mi się spodoba. Instruktor po pierwszym ruszeniu nie uwierzył, że to mój debiut – okazało się, że mam do tego smykałkę. Zakochałam się w jeździe na motocyklu, a w tamtym czasie nic nie dawało mi takiego spokoju. Z każdym przejechanym kilometrem moje problemy stawały się mniejsze. Miałam wtedy 22 lata, chciałam czekać jeszcze 2 lata, żeby móc zdawać na kat. A, ale poznałam moją aktualną miłość, która dała mi kopa do przodu i od razu zdałam na prawo jazdy kat. A2, by po dwóch latach zrobić pełną kat. A.
Jakie były te początki samodzielnej jazdy? Od początku kręciła Cię jazda bardziej sportowa? Bo do tego „Drakuli” to raczej motocykl z chromami by pasował (śmiech).
Od dziecka, podczas wakacji, jeździłam rowerem do miejscowości Skorzęcin, bo młoda „Drakula” uwielbiała fontannę, przy której parkowali motocykliści. Czekałam, aż któryś z nich zdejmie kask i zakochiwałam się od pierwszego wejrzenia (śmiech). Swoją drogą najprzystojniejsi byli w kasku! Nie ukrywam, że już wtedy najfajniejsze dla mnie były motocykle sportowe i do nich mnie ciągnęło. Co do własnych początków samodzielnej jazdy, to nie szło mi najlepiej w zakrętach, dlatego mój chłopak Arek przekonał mnie do szkolenia jazdy na torze. No i tak, już na 3-cim torowaniu, szlifowałam kolano! Myślę, że każdy po egzaminie powinien przygody na torze spróbować.
Ten Twój chłopak to niezły motywator! Jak ważna jest dla Ciebie wspólna pasja w związku?
To prawda, w zasadzie nie wyobrażam sobie teraz motocyklowej pasji, bez dzielenia jej z drugą połówką. Wspaniałe są wspólne podróże i „terror na mieście” (hałasowanie motocyklami). Kocham spędzać czas na motocyklu i spędzać czas z Arkiem, a kiedy mogę to połączyć – to jest najlepiej! Wspaniale jest dzielić tę pasję, z całą pewnością urozmaica to bardzo nasze życie. Ale przecież miłość nie zna granic i najważniejsze, żeby każdy odnalazł swoją pasję, jakakolwiek by nie była…
Jazda na motocyklu to ciągłe doskonalenie się? Co dały Ci lekcje wyniesione z toru?
Moimi najcenniejszymi lekcjami z toru nie są sytuacje, w których zeszłam na kolano – bo czy w codziennym, zwykłym jeżdżeniu po drodze mi się to przyda? Nie. Wiadomo… fajnie jest potrafić to zrobić, szczególnie, że było to moim marzeniem kiedyś. Jednak sytuacje z toru uczą mnie głównie tego, jak opanować motocykl w momentach, w których tracę nam nim kontrolę. Jak nie wpadać w panikę i jak wyjść z sytuacji, z których wyjście wydaje się niemożliwe. Uratowało mi to wiele razy tyłek. Tor nauczył mnie panowania nad shimmy (przydało się poza torem dwa razy) i stoppie, które przydarzyło mi się raz, a dzięki torowaniu to opanowałam, nawet nie wiem jak… Tor uczy przede wszystkim obycia z motocyklem, tego jak się zachowuje w różnych sytuacjach i trzeźwego umysłu w trudnych sytuacjach.
Od jakich motocykli zaczynałaś swoją przygodę? Czy obecne są już docelowe?
Zaczęłam ze zdrowym rozsądkiem od Hondy CB500F, a w zasadzie na kat. A2 nie mogłam jeździć na niczym większym. Były wprawdzie plany na większą moc, ale obawiałam się, że zablokowany motocykl tylko „w papierach” może przysporzyć mi wielu problemów w przyszłości. A że byłam „świeżakiem”, to o wypadek nie było trudno. Z perspektywy czasu wiem, że to była świetna decyzja. Nadal mam ogromny sentyment do tego motocykla, bo bardzo dużo mnie nauczył. Dzięki temu, że właśnie był lżejszy, mniejszy i słabszy niż chciałam, początkowo było mi łatwiej go opanować i szybko nabrałam pewności na motocyklu.
Aktualnie mam Suzuki GSXR 600 K7 na drogę i Kawasaki Ninja 300 na tor. Co do „Suzi”, bo tak nazywam motocykl na drogę, to jest już plan na większy. Myślę o BMW S1000RR, ale to plany na kolejny sezon.
Masz też jakiś „potworny” samochód? Opowiesz o nim?
Tak się składa, że w naszej małej rodzinie od niedawna zagościł też „POTWOOR”, kupiliśmy go raczej do zabawy i żeby mieć alternatywę na większą dawkę adrenaliny, kiedy nie ma pogody na motocykle. Od kilku lat był plan na taki zakup, ale dopiero teraz udało się zrealizować to nasze wspólne marzenie.
Ten potwór wywodzi się ze stajni Audi – ma zmodyfikowane turbosprężarki, które pochodzą z RS7 performance. Dodatkowo seryjny układ dolotowy został zastąpiony dolotem z firmy AWE. Układ wydechowy również został zmodyfikowany i pochodzi z RS7 performance i dodatkowo dołożone zostały downpipy. Całość jest wystrojona na programie APR, zmodyfikowany również został program pracy skrzyni biegów – to tak w skrócie (śmiech). Z zewnątrz są przyciemnione przednie reflektory, a listwy chromowane oklejone w czarny połysk. Do tego felgi dwucześciowe 21-calowe firmy BC Forged model HCA 218, wyprodukowane na zamówienie typowo pod ten model auta (żadnych dystansów).
Obecne osiągi auta oscylują w granicach niskich 3 sekund do 100km/h, a potem 100-200 km/h w ok. 7sekund. Zdjęty został również seryjny ogranicznik prędkości do 250km/h, więc ten dwutonowy czołg „odpycha się” nieźle. Motocykle nie mają po 700 KM, które ma „POTWOOR”, także zabawa jest przednia! Cieszymy się, że mamy alternatywę, bo jak na osoby uzależnione od adrenaliny przystało – w niepogodę też szukamy wrażeń.
Spokojnie i rekreacyjnie to Ty chyba nie lubisz jeździć? Myślałaś może o jakieś rywalizacji sportowej motocyklowej lub samochodowej?
Co do rywalizacji samochodowej – to być może w dalszej przyszłości, bo na tę chwilę wolałabym się skupić na motocyklowej. Powoli w głowie klaruje się jakiś plan, ale nie myślę o udziale w zawodach z kategorii dużych pojemności, raczej będą to 300cc lub pitbike. Powoli, konsekwentnie, małymi kroczkami…
Instagram: https://www.instagram.com/mow_mi_drakula/
Najnowsze
-
Test Skoda Enyaq Coupe RS Maxx. Ile warta jest najdroższa Skoda w historii?
Kiedy debiutowała na rynku, wielu przecierało oczy w niedowierzaniu. Elektryczna Skoda wyceniona na ponad 300 tys. złotych zwiastowała poważną zmianę wiatru w ofercie czeskiego producenta. Co otrzymamy, kupując najdroższy model w historii marki? Sprawdziłyśmy to, testując model Enyaq Coupe w topowej wersji wyposażenia RS Maxx. -
Gosia Rdest z kolejnym podium w tym roku!
-
Brak miejsca na pieczątki w dowodzie rejestracyjnym. Czy trzeba wymieniać go na nowy?
-
Ford Puma 2024 – test. Miejski crossover ze sportowymi korzeniami
-
La Squadra One Shoot – do takich samochodów wzdychają fani motoryzacji!
Zostaw komentarz: