Justyna „Malutka” Wacławik – spełnia swoje marzenia na torze
Czasami jeden dzień zmienia bieg wydarzeń. Tak właśnie było z Justyną, która pojechała na tor i zainspirowana jazdą innej motocyklistki, postanowiła w tym kierunku się rozwijać.
Masz ksywkę „Malutka” – ze swojego doświadczenia potwierdzisz, że niższe osoby mają nieco pod górkę w zaprzyjaźnieniu się z motocyklami?
Tak, mam ksywkę „Malutka”, co oczywiście idealnie odzwierciedla moje gabaryty – 159 cm wzrostu. Myślę, że na początku przygody z motocyklami niski wzrost na pewno jest pewnym utrudnieniem, ale jak to mówią – dla chcącego nic trudnego! Z tego co mi wiadomo, jest teraz możliwość zdawania egzaminu na obniżonym motocyklu, co daje chociaż ten komfort psychiczny, że dosięga się do ziemi połową stopy, a nie stoi na paluszkach jak baletnica (śmiech).
Pamiętam, że mój pierwszy motocykl (Honda CBR F4iSport) był dla mnie zbyt wysoki i ledwo byłam w stanie postawić go do pionu, a każde zatrzymanie łączyło się ze strachem. Natomiast są takie cudowne wynalazki, jak zestaw obniżający do motocykla, który można zamontować i dzięki temu zyskuje się naprawdę ogromny komfort! Tym bardziej, jak jeździ się głównie po ulicy i wiadomo, że można napotkać wiele niedogodności, takich jak koleiny, czy nawet delikatną górkę.
Jak u Ciebie wyglądały te początki motocyklowej pasji?
Prawo jazdy robiłam 3 lata temu, a wcześniej jeździłam jako „plecak” i już po głowie chodziły mi myśli, żeby zrobić prawko, kupić motocykl, i nie być od nikogo zależną. Na początku nie ukrywam, że było dość mocno pod górkę, np. hamowanie bez gleby, bo miałam za krótkie nogi – stało się normą (śmiech). Z każdą jazdą było coraz lepiej, natomiast były manewry, z którymi miałam ogromny problem – na wolnym slalomie poległam 3 razy na egzaminie, jednak nadal mnie to nie zraziło. Może to kwestia tego, że jestem uparta jak osioł i miałam przy sobie cudownego człowieka, czyli Pawła – mojego narzeczonego, który wierzy we mnie bardziej, niż ja sama. Za czwartym razem zdałam, a później było już coraz lepiej! To oczywiście też zasługa Pawła, który wprowadzał mnie w motocyklowy świat i wiele rzeczy tłumaczył. Pomimo tego, że nie jeździł już po drogach, towarzyszył mi w pierwszych jazdach, mówiąc przez intercom, na co mam zwracać uwagę. Dał się namówić nawet na motocyklowe Bieszczady i Mazury.
Wasze poznanie się też miało motocyklowe tło?
Tak, bo poznaliśmy się podczas mojego kursu na kat. A. Ja jeszcze studiowałam i wymyśliłam sobie, że chciałabym napisać pracę magisterską na temat problemów bólowych u motocyklistów. Pojechałam na szkolenie u Tomka Kulika na torze Radom i tam poznałam Pawła. A to było w Prima Aprilis – śmiejemy się z tego do dnia dzisiejszego.
Od razu ciągnęło Cię do sportowych motocykli i rywalizacji?
Od początku marzył mi się czarny, sportowy motocykl. Pamiętam, jak wiele razy zasypiałam, wyobrażając sobie siebie na nim (chociaż wtedy jeszcze nie miałam żadnego pojęcia o tym, jaka to będzie marka). Kupiłam Hondę CBR600 F4iSport, chociaż na początku słyszałam mnóstwo rad na temat, czym powinnam jeździć. Oczywiście najczęściej padały teksty, że dla takiej drobnej kobiety, to najlepsza będzie jakaś 250-tka albo 300-setka. Tylko Paweł nigdy mi nie mówił, co mam kupić. Dawał propozycję, ale decyzja należała do mnie i tak naprawdę teraz wiem, że to dzięki niemu kupiłam Hondę, motocykl sportowo-turystyczny. Uważam, że jest idealny na początek, jeśli marzy się o motocyklu typowo sportowym w przyszłości.
Na początku marzyły mi się tylko wyprawy motocyklem, chociaż Paweł namawiał mnie na tory, gdzie sam jeździł najchętniej. Potem nastąpił taki moment, kiedy powiedziałam sobie, że chce na 100% jeździć po torze! Pojechałam z Pawłem na tor do Lublina i oglądałam, jak się tam jeździ. W pewnym momencie na tor wjechała kobieta i jeździła tak pięknie, z finezją, ale jednocześnie z pazurem, „kopiąc niejednemu facetowi tyłek” (śmiech). Myślałam wtedy: „Booooziu, jak ona pięknie jeździ! Jak jest sklejona z motocyklem. Ja tez tak kiedyś będę jeździć!”. Później oczywiście poznałam moją motywatorkę i idolkę – Lolkę. Zawsze mówię, że Ola była, jest i będzie, moim największym wzorem i ogromnym kopem do jazdy torowej.
Tak się zaczęła moja przygoda z torami, a co do rywalizacji, ścigania na czas – to tego nie lubię (śmiech). Większą frajdę mam z rywalizacji sama ze sobą, żeby podczas każdego wyjazdu ćwiczyć jakieś rzeczy i być lepsza/szybsza od siebie samej, poprzednio. Rywalizację z innymi omijam szerokim łukiem, wolę wspierać, motywować, jeśli tylko jestem w stanie komuś pomóc i zarazić tą cudowną pasją!
Od kiedy jeździsz po torze?
Mój pierwszy raz na torze miał miejsce dwa lata temu w Ułężu, wzięłam wtedy mojego drogowego GSX-R’a 750 K6 (wymarzonego następcę Hondy). Początki na torze były tragiczne, śmierć w oczach – wydawało mi się, że już jestem tak nisko, prawie barkiem trę o asfalt, tyle że do kolana to miałam jeszcze daleko (śmiech). Kilka razy wjechałam w trawę i wtedy stwierdziłam, że czas kupić coś, na czym będę mogła się uczyć, a jak się wywrócę – to nie będzie mi sprzętu szkoda. Decyzja padła na starszą wersję Kawasaki ZX400R.
To był dobry wybór?
Byłam nim 2-3 razy na Ułężu, raz na Radomiu i nie ukrywam, że była to bardzo trudna miłość (śmiech). Ciężko mi było się na „kawie” ułożyć, ponieważ była dość długa i niestety zbyt dla mnie ciężka. Do tego trzeba było mocno ją kręcić, przez co nie raz siedziałam obrażona, głównie na siebie i motocykl (śmiech). Jednak mój upór uruchamiał głos w głowie: „Spróbuj jeszcze raz, a może się uda” za każdym razem, jak już sobie mówiłam, że mam to gdzieś i na pewno to nie jest dla mnie! Do tego bliskie mi osoby, takie jak Paweł i Ola, bardzo mnie motywowały, żebym się nie poddawała i dalej jeździła. Nie od razu Rzym zbudowano, więc faktycznie, żeby jeździć – trzeba jeździć, bo nic samo się nie zrobi (śmiech). Ten motocykl nie podbił mojego serca, być może z aktualnym doświadczeniem nasza współpraca przebiegałaby lepiej.
Na „kawie” też zaliczyłam swoja pierwszą glebę na torze, trochę się poobijałam i połamałam kilka rzeczy w motocyklu, ale Paweł bardzo szybko mi go naprawił i mogłam dalej próbować swoich sił. Pod koniec sezonu 2018 trafiła się okazja i kupiłam torowego GSX-R’a 750 K6, co oczywiście było spełnieniem kolejnego, mojego marzenia. Najbardziej dumna jestem z sezonu 2019, bo był dla mnie tak w stu procentach sezon torowy.
Jakie postępy w tym czasie zrobiłaś?
Jeździłam bardzo dużo, minimum raz w tygodniu na Radomiu, a jak się udało, to i czasami wpadał w piątek Słomczyn. Wtedy zrobiłam ogromne postępy pod kątem mojej jazdy, pierwszy raz wyjechałam na duży tor Hungaroring i zaliczyłam pierwsze kolano (śmiech). Plusem było to, że Paweł jest instruktorem doskonalenia techniki jazdy, więc byłam pod stałą opieką instruktora i nie ukrywam, że to dzięki jego profesjonalnej opiece zrobiłam taki progres i uczyłam się od początku prawidłowych nawyków, dlatego każdemu polecam zainwestować w jazdy z instruktorem.
Postępy, jakie widzę w przeciągu tych dwóch sezonów jazdy po torze są ogromne. Mam większą świadomości motocykla, nie jest już dla mnie problemem, że stoję na palcach jednej nogi, ruszam i zatrzymuję się, bez zbędnego myślenia i analizowania. Mam większą świadomość wszelkich manewrów, a jazda torowa oczywiście też przełożyła się na pokonywanie zakrętów, gdy wyjadę na ulice, chociaż zdarza mi się bardzo rzadko, ponieważ boję się o swoje życie…
Jeździsz też na pitbike?
Pod koniec sezonu 2018 mój Paweł kupił pierwszego „pitka” i zaczął jeździć z kolegami na parkingach supermarketów po zmroku, kręcąc kółka, ósemki itd.. Wtedy padł pomysł na stworzenie zespołu i tak powstał REDBIKE RACING TEAM. Paweł zaczął też robić szkolenia na pitbike, dzięki temu ja też mogłam pojeździć i przełamać jakieś swoje lęki.
Co Ci to konkretnie dało?
„Pity” dały mi ogromnie dużo, pod kątem pracy gazem, obserwacji, jak pracuje zawieszenie, no i przełamania lęku przed pochyleniem motocykla. Niewiele tam można zepsuć, a przy glebie za wiele się nie dzieje, oprócz poobijanych boków (śmiech). Tylko niech to nikogo nie zmyli, że to tylko dla niskich osób – mamy w zespole kolegę, który ma 198 cm wzrostu i świetnie sobie radzi. Przy czym nigdy nie powiedział, że pitbike jest dla niego za mały (śmiech). Zimą mieliśmy szkolenia na hali w Piasecznie, ale ja nie mogłam w nich brać udział z powodu obłożenia pracą. Zaobserwowałam jednak dużą poprawę w jeździe motocyklowej u kolegów, którzy korzystali z tych treningów.
Jaki teraz masz motocykl i czy on jest tym wymarzonym?
Aktualnie mam dwa GSXRy 750k6, jeden jest drogowy, a drugi torowy, więc mogę powiedzieć, że moje marzenie się spełniło i to nawet podwójnie! (śmiech) Po pierwszej Hondzie CBR F4iSport, Suzuki GSXR 750 jest trochę jak skalpel w rękach chirurga. Trzeba faktycznie zważać na każdy ruch, bo jeden błąd może dużo kosztować… Oczywiście jest to tylko opinia, wynikająca z mojego doświadczenia.
Jakie masz plany na ten motocyklowy sezon?
Nie ukrywam, że planów było sporo, ale wirus trochę je pozmieniał… Mieliśmy pojechać znowu na Hungaroring, gdzie mogłabym porywalizować sama ze sobą sprzed roku (śmiech). Chcieliśmy odwiedzić piękny tor w Poznaniu, ale jak na razie, wszystkie te wyjazdy stoją pod wielkim znakiem zapytania. Na początku myślałam, że ten sezon zaczął się dla mnie kiepsko, ponieważ podczas pierwszego mojego Truck Day’a na Słomczynie miałam małą glebę i uszkodziłam bark. Jednak nic nie dzieję się bez przyczyny, bo dzięki temu poznałam cudowną koleżankę, która się mną opiekowała w szpitalu, a teraz my możemy jej pomóc w początkach na torze.
Na chwilę obecną plany się cały czas zmieniają. Planuję pojawiać się regularnie na Radomiu i na Słomczynie. Na pewno chcę popracować jeszcze bardziej nad pozycją, prędkością i hamowaniem. Budzi się we mnie również dusza instruktora, a bardziej osoby, która chce przekazać i zarazić innych swoją pasją, i miłością do torów!
Zostaw komentarz:
Najnowsze
-
Test Skoda Enyaq Coupe RS Maxx. Ile warta jest najdroższa Skoda w historii?
Kiedy debiutowała na rynku, wielu przecierało oczy w niedowierzaniu. Elektryczna Skoda wyceniona na ponad 300 tys. złotych zwiastowała poważną zmianę wiatru w ofercie czeskiego producenta. Co otrzymamy, kupując najdroższy model w historii marki? Sprawdziłyśmy to, testując model Enyaq Coupe w topowej wersji wyposażenia RS Maxx. -
Gosia Rdest z kolejnym podium w tym roku!
-
Brak miejsca na pieczątki w dowodzie rejestracyjnym. Czy trzeba wymieniać go na nowy?
-
Ford Puma 2024 – test. Miejski crossover ze sportowymi korzeniami
-
La Squadra One Shoot – do takich samochodów wzdychają fani motoryzacji!
Komentarze:
Anonymous - 5 marca 2021
Bo kobiety również świetnie radzą sobie na motocyklu! 🙂 Sama od niedawna jestem dumną posiadaczką yamahy i zaczynam swoją przygodę na jednośladach. Kupiłam buty Shima exo vanted lady, bo tylko tego brakowało mi do pełnego stroju, a te są bardzo dobre na ciepłe dni. Teraz mogę w pełni oddawać się mojej pasji 🙂