„Jeździj jak baba” – inicjatywa Kasi do otwierania głowy i serca na enduro
Jeździj jak baba, bo nie musisz jak facet - tak twierdzi motocyklistka "Kasiek Motorynka", która postanowiła zachęcić koleżanki do pokonywania swoich słabości w jeździe enduro.
„Kasiek Motorynka” jest z natury wesoła, otwarta i chętna do pomocy oraz doskonale wie, jak strach potrafi zablokować postępy w jeździe enduro. Dlatego stworzyła inicjatywę „Jeździj jak baba”, aby dotrzeć do kobiet, które potrzebują pomocy takiego przewodnika, który doda odwagi, nauczy zaufania sobie i podpowie w sprawie techniki jazdy.
Więcej o inspirujących motocyklistkach przeczytasz tu.
Jeździj jak baba Kasiek motorynka
„Jeździj jak baba” – co się kryje pod Twoja nową inicjatywą? W sumie to chyba nie nową, bo lubiłaś to robić też wcześniej?
To tak naprawdę uzupełnienie malutkiej, brakującej części układanki, którą tworzy grupa kobiet, chcących poczuć przygodę z jazdy w terenie. Tylko gdzieś, coś w głowie je trzyma i nie chce puścić… mają one często wiele obaw, wiele hamulców i strachów, które po prostu nie pozwalają im czerpać do końca takiej przyjemności z jazdy poza asfaltem, jaką chciałyby mieć. Zawsze jest jakaś zbyt wielka góra, za grube drzewo do przejechania, wielkie te kamienie i ten nieszczęsny piach „wciągający”.
A to wszystko przez nasze blokady w głowie, które zbieramy od dzieciństwa, gdy rodzice mówili: „nie biegaj, bo się przewrócisz, nie baw się nożem, bo się skaleczysz, nie skacz, bo skręcisz kostkę”. Przez mężów czy partnerów, którzy zamiast wspierać to strofują: „znowu coś rozwaliłaś, ileż można czekać na ciebie, znowu cię muszę podnosić”. Ale też i takie, które same sobie tworzymy: „jeeeej, ale stromy ten podjazd, nie wjadę, spadnę, ojeeeej, ile tu piachu, nie poradzę sobie, o nie tu są kamienie – jakie one śliskie”. Sama to wszystko przeszłam i wiem jak sobie z tym radzić.
Ja nie miałam nikogo, kto mógłby mnie wesprzeć i mi więcej wyjaśnić, dlatego sama zaczęłam podpowiadać koleżankom, gdy zauważyłam, że mają podobne problemy.
Pojechałam kilka razy na szkolenia i podłapałam trochę techniki jazdy w terenie. Po pewnym czasie zauważyłam, że moje podpowiadanie pomaga i mam już wiedzę, którą mogę się podzielić, dlatego na naszych babskich zlotach zorganizowałam „poradynki Motorynki”. Dziewczyny się strasznie ucieszyły, ponieważ zawsze mamy kilka totalnych nowicjuszek. O dziwo na ostatnim zlocie, rano na zbiórce, chętnych było o wiele więcej niż się spodziewałam.
Dziewczyny spokojnie mnie słuchały, a ja im opowiadałam, opowiadałam… myślałam, że do znudzenia, ale na szczęście nie (śmiech). Pokazałam im kilka ćwiczeń, parę minut rozgrzewkowo pojeździły i ruszyłyśmy na sobotnią przejażdżkę. W trakcie naszej wyprawy podzieliłyśmy się na podgrupy, a wieczorem spotkałyśmy się wszystkie razem, żeby opowiadać o naszych przygodach i przeżyciach.
Podchodziły też do mnie dziewczyny i dziękowały, za otwarcie im głowy, za to, że wreszcie, po tylu latach jazdy, nie bały się jechać przez piach, za to, że poradziły sobie z czymś trudnym lub za to, że w ogóle spróbowały pojechać z nami w teren (na wielkim motocyklu na asfaltowych oponach).
Ale najbardziej mnie zaskoczył filmik dziewczyn na asfaltowych motocyklach, którym w pewnym momencie ten asfalt się skończył i usłyszałam: „to co zawracamy?… Nie! Jedziemy dalej”. I usłyszałam potem na wieczornym spotkaniu od jednej z nich, że jak kiedykolwiek zrobię jakieś szkolenie, to przyjedzie do mnie nawet na drugi koniec Polski – popłakałam się… W ciągu jakiejś pół godziny gadania i 10 minutach ćwiczeń – tak wiele mogłam pomóc? Było to dla mnie bardzo miłe zaskoczenie.
Te małe sukcesy nakręciły Cię na więcej?
Wtedy postanowiłam, że te moje „pogadanki” będą na zlotach, oczywiście jeśli tylko organizatorki będą chciały. Zaprosiłam potem dwie koleżanki na wioskę u moich rodziców, na taki „chill u Motorynki”, gdzie też podpowiadałam im, jak sobie poradzić na wyprawie, jak motocykl podnosić, a mój Paweł podpowiadał im, jak mechanicznie sobie poradzić i na co zwrócić uwagę.
Widząc efekty moich pogadanek i to, z jaką radością i wdzięcznością ściskały mnie potem dziewczyny – postanowiłam, że im będę tak właśnie pomagać. Tych historyjek z moim „podpowiadaniem” jest dużo więcej, bo wszystko zaczęło się już dawno temu, jeszcze gdy jeździłam na torach asfaltowych. Ja po prostu lubię dużo gadać, a przede wszystkim lubię pomagać! Jak tylko widzę, że ktoś ma z czymś problem, to idę mu z pomocą.
Chciałabym otworzyć szkołę i być instruktorem, ale niestety na to trzeba sporo pieniędzy (na kursy, papiery, miejsce). Na razie zaoferowałam tyle, ile mogę zrobić „w zamian za to, co ktoś uważa za słuszne” – takie moje podpowiedzi enduro z otwieraniem głowy i serca. Po to, by móc jeździć i się bawić. A hasło: „Jeździj jak BABA” wymyśliła moja ukochana Marysieńka, której sprzedałam mojego KTM’a. „Jeździj jak BABA” – bo nie musisz jak facet! I tak dasz radę, po swojemu, w swoim tempie. A, że wyznaję zasadę „UBUNTU – Ja jestem, bo Ty jesteś”, to jestem, bo one są i wiem, że mnie potrzebują.
Chyba nie musiałaś się martwić o pozytywny odzew na Twój pomysł?
Niesamowicie zaskoczył mnie odzew na mojego posta w naszej grupie „Baby na motóry”. Przede wszystkim nie sama ilość postów (choć było ich naprawdę dużo), a „moc” tych wypowiedzi mnie poruszyła. Siedziałam i płakałam parę godzin, gdy czytałam te słowa wsparcia, ekscytacji, docenienia mojego dotychczasowego wkładu w szkolenia, mojego pozytywnego nastawienia i deklaracji wielu dziewczyn, do wzięcia udziału w tym projekcie. Jak ja kocham te BABY! Tyle radości, ile mi dały, to nikt nie zliczy!
Z Twojego doświadczenia wynika, że kobiety uczy się jazdy enduro inaczej niż mężczyzn?
Oj tak, zdecydowanie inaczej! Facet to od razu chciałby być jak Pol Tarres czy nasz „Taddy” i od razu jeszcze uczyć swojego instruktora, jak powinien go uczyć jeździć i w ogóle, to po co on jest na szkoleniu, jak już wszystko potrafi (śmiech). To tak parafrazując, ale serio, to panowie po prostu nie do końca słuchają, bo są pewni siebie i myślą, że już potrafią, bo ktoś im raz pokazał.
Kobiety mają więcej strachu, obaw, zwykle mniej umiejętności i pewności siebie. Potrafią słuchać grzecznie i wolniej, na spokojnie się przystosowują. Oczywiście to tak ogólnie powiedziane, bo są i odwrotne przypadki, gdy panowie naprawdę spokojnie słuchają i po prostu zrobią jak należy, a panie potrafią zaskoczyć wielką odwagą i sprawnością. Nie można więc tego oceniać jednoznacznie i całkowicie.
Natomiast zdecydowanie inaczej się uczy panów od pań. Kobietom najpierw trzeba otworzyć głowę i serducho, aby miały tam porządek i spokój, a dopiero potem można uczyć techniki. Natomiast panowie – jak do studni wrzucisz co chcesz, to od razu masz echo (śmiech), ale na to też nie ma reguły. Tak samo jak nie ma jednej, jedynej, najprawdziwszej i najwłaściwszej pozycji w enduro, którą tylko jedna szkoła potrafi nauczyć. Wszystkiego trzeba próbować na różne sposoby, z ewentualną dozą pewnych zachowań w odpowiednim terenie, czyli inaczej na piachu, inaczej na szutrze, a jeszcze inaczej podjazdy i zjazdy.
Jak szkolisz Ty? Grupowo czy indywidualnie? Robisz wcześniej jakiś wywiad, masz indywidualne podejście?
Moje pogadanki są i grupowe, i indywidualne. W zależności od sytuacji i od potrzeby. Wiadomo, że im więcej uczestniczek, tym trudniej skupić się na każdej osobie jednakowo. Trudno też dobrać poziom ćwiczeń do różnorodnego poziomu zaawansowania jazdy zainteresowanych. Oczywiście dobrze jest poznać uczestniczkę, aby wiedzieć „co jej dolega” (śmiech), żeby wiedzieć, jak mogę pomóc. Ja nie robię tego „na siłę”, bo mam taki, a nie inny plan szkolenia, tylko jestem po to, by pomóc rozwiązać czyjś problem, więc muszę go najpierw zidentyfikować.
Czym dla Ciebie osobiście jest enduro? Od początku wiedziałaś, że to coś dla Ciebie?
Dla mnie enduro to taki cudowny worek niespodzianek. To wspaniałe tereny, cudowni ludzie, miliony przygód, totalne zmęczenie, możliwość spełnienia, a przede wszystkim „inny świat” – niby adrenalina i szaleństwo, a z drugiej strony spokój, który pomaga przetrwać trudne chwile. To pokonywanie własnych słabości, oderwanie od rzeczywistości, dla mnie – to po prostu moje życie!
Kiedyś jeździłam konno, a teraz jeżdżę w zasadzie również konno, ale „mechanicznie” (śmiech). To była moja miłość i miałam marzenie, żeby mieć konia, a z braku możliwości pocieszyłam się końmi mechanicznymi.
Zaczynałam od jazdy asfaltowej, a nawet ścigałam się na torach kilka razy i trenowałam, bo kocham adrenalinę, i taką zabawę motocyklem. Nie było mnie stać na dwa motocykle, więc najpierw zdecydowałam, że poszaleję na torze asfaltowym, a potem zmienię motocykl i zjadę w teren, bo wiedziałam, że z niego już nie wrócę – błoto wciąga! (śmiech)
W jeździe enduro ważna jest też kondycja fizyczna – jak Ty o nią dbasz? Jakie aktywności sportowe lubisz najbardziej?
Oj, taaaak! Kondycja to podstawa, ale nie tylko ona, potrzebny jest też: balans, równowaga, a także siła i rozciągnięcie. Oczywiście bez tego też można jeździć, tylko polecam ostrożniej, bo łatwiej sobie zrobić krzywdę. Ja ze sportem ciągle mam do czynienia, praktycznie od dziecka: rower, rolki, łyżwy, siatkówka, wspinaczka, siłownia, ping pong, pływanie, a do tego wszystkiego rozciąganie – co jest mega ważne. Przez parę lat ćwiczyłam nawet poledance.
Staram się ćwiczyć tak, by zawsze czuć, że się nie obijałam i mieć zakwasy – jak ich nie mam, to jakby trening był za słaby (śmiech). Trzeba też pamiętać, żeby zawsze rozgrzać się przed jazdą. Dlaczego jest to ważne? Bo jeśli się nie rozgrzejemy, a nagle wysilimy mięśnie czy stawy, to niestety nie wytrzymają tego i strzelą jak zimny twardy długopis. A wystarczy go rozgrzać, rozciągnąć i wygnie się jak gumka od majtek (śmiech).
Wyskakujesz czasami na jakieś dłuższe wyprawy, rajdy terenowe?
Zaliczyłam na razie tylko kilka dalekich wypraw, bo to droga inwestycja. Najwspanialszą była wyprawa do Gruzji z „Kowalami” (podróżemotocyklowe.pl). Oj tam poczułam, co to podróżowanie i radzenie sobie w ciężkich sytuacjach oraz nauczyłam się, jak zmienić sobie dętkę, gdy się kapcia złapie (śmiech). Cudownie mi się podróżowało wraz z Alicją, którą wtedy poznałam. Odkryłam też siebie i postanowiłam wtedy zmienić swoje życie.
A jak chciałabyś je kontynuować te zmiany? Co tam masz na liście marzeń?
Oj, zdecydowanie na liście moich marzeń jest zwiedzanie świata z siodła, terenem. Poznawanie cudownych miejsc, wspaniałych ludzi, jak i przeżywanie cudownych przygód. Chciałabym też podnosić swoje umiejętności, by móc bawić się swoim motocyklem bez najmniejszych lęków, zastanowień czy wątpliwości, a nawet móc startować w zawodach i wygrywać. Ale najbardziej, chciałabym być najlepszym instruktorem, albo raczej „otwieraczem głów i serc enduro”.
Jeździj jak baba Kasiek motorynka – na social media
Facebook: https://www.facebook.com/jezdzijjakbaba
https://www.facebook.com/Kasiek.Motorynka
Youtube: https://www.youtube.com/@jezdzijjakbaba
Instagram: https://www.instagram.com/jezdzijjakbaba/
Najnowsze
-
Europejska premiera BYD Sealion 7
BYD Sealion 7 to siódmy w pełni elektryczny samochód wprowadzony przez chińską markę na europejski rynek. Jest to też czwarty model z serii ,,Ocean”, do której należy już Dolphin, Seal i Seal U. Pierwsze modele mają dotrzeć do klientów jeszcze w tym roku. -
Cupra Formentor VZ5 w edycjach specjalnych
-
Porsche Taycan 4 i Taycan GTS – nowe warianty w gamie elektrycznego modelu
-
Lamborghini Revuelto ,,Opera Unica” zaprezentowane
-
Mercedes-AMG pracuje nad pierwszym własnym SUV-em
Zostaw komentarz: