Jak tym zaparkować?! Joanna „Sixa” Sikora i Ford Explorer
Joanna Sikora - fotograf, modelka i prezenterka telewizji RBL.TV - dzieli się z nami wrażeniami, jak to jest przesiąść się z niepozornego Fiata Uno do mocarnego Forda Explorera.
Początek nowego kalendarza większości z was kojarzy się postanowieniami noworocznymi. A mnie z tradycyjnym dla tego okresu – przeglądem auta.
Jako że należę do osób nadmiernie wręcz dbających o samochód, zadzwoniłam do warsztatu, umówiłam się i ruszyłam swoją czerwoną, osiemnastoletnią strzałą spod znaku Fiata (Uno, w kolorze Rosso Racing, ostatni rocznik produkowany we Włoszech… czerwone i włoskie!).
Zostawiając auto w warsztacie, miałam nadzieję na tradycyjną procedurę: zostawiam, trzy godziny, dzwonią, odbieram, cieszę się i jeżdżę. No i się pomyliłam.
Joanna Sikora i jej nieodżałowany Fiat Uno, włoski i czerwony. |
fot. archiwum Joanny Sikory
|
Byłam bardzo zdziwiona, kiedy mechanik oznajmił, że wartość części pod naprawę przekroczy wartość czerwonego bolidu i w zasadzie nie opłaca się go robić. Ziemia pode mną zadrżała, nogi się ugięły, a w głowie tłukła jedna myśl „ale jak to?!”.
Momentalnie zalała mnie fala wspomnień, związana z pierwszym samochodem, w dodatku kupionym za długo odkładane pieniądze… Zasmucona tymi wieściami, odebrałam auto, zrobiłam zdjęcia i wystawiłam strzałę na sprzedaż. Po 20 minutach zadzwonił pierwszy telefon… trafiony, zatopiony. Nawet nie pomachałam na pożegnanie. Było mi przykro, smutno i źle. Koniec ery włoskiej motoryzacji w moim życiu (chociaż w planach mam jeszcze Reventona. Przyp. red: model Lamborghini).
Od zawsze kochałam się w amerykańskich autach. Silniki z ogromnym litrażem, palące tyle co ja, przepiękna linia i dźwięk V8 zastępujący nawet najlepsze systemy audio.
Joanna „Sixa” Sikora i jej Ford Explorer. Znajomi się dziwią: jak ona tym parkuje?! |
fot. z archiwum Joanny Sikory |
Rozglądając się za nowym „wozidupem”, przyjęłam dwa kryteria: ma być duży i agresywny. Kompleks małego auta (tak, tak, dotyczy nie tylko panów) dopadł mnie jeszcze za czasów Uniacza. Powolnym kierowcą nie jestem, ale mimo wszystko 53 kuce, wyjęte z litrowego sinika, nie czyniły mnie demonem prędkości. Ze względu na mały gabaryt, nie zwracano na mnie uwagi. Notoryczne wpychanie, czasem wręcz spychanie (nowe lusterko do Uniaka 50 złotych, malowanie drzwi w BMW trochę droższe… mina kierowcy – bezcenna) i trąbienie doprowadzało mnie do szału. Potrzebowałam auta, przed którym inni kierowcy będą czuli respekt.
Skąd wziąć do niego części? – pyta Joanna „Sixa” Sikora. Okazuje się, że nie ma z tym problemu. |
fot. z archiwum Joanny Sikory
|
Po określeniu podstawowych kryteriów (rocznik, cena, kraj) rozpoczęło się gorączkowe poszukiwanie tego jednego jedynego.
Pierwszy typ – Chevrolet Sierra, rocznik 1997. Piękny! 5,7 litra, czarny mat, wystające nadkola. Cukiereczek. Minus – rocznik i wnętrze do remontu. Potrzebowałam auta gotowego do jazdy, na już i na teraz… Odpadł. Drugi typ – Dodge Durango, 2000 rok. Miłość od pierwszego wejrzenia i gdyby nie odległość z Warszawy do Wrocławia, pewnie byłby już mój. Czarny mat, V8, policyjne światła, czarna felga, offroadowa opona, mrok i szatan. Wyrok zaprzyjaźnionego mechanika – masa dłubania. Rozsądek wziął górę.
Po tygodniu przeglądania ofert na portalach internetowych trafiłam na coś, co wpasowało się w większość założeń. 2002 rok, 4 litry, bezwypadkowy, sekwencyjny gaz, 210 kucy, 2,5 tony. Z pyska mu dobrze nie patrzyło i nadal uważam, że wygląda jak muł, jedyne V6 i te listwy w kolorze mysiej… ekhm. Po podliczeniu wyszło więcej plusów niż minusów, a więc postanowione – kupuję.
Ile pali? Tyle co ja – śmieje się Joanna „Sixa” Sikora |
fot. z archiwum Joanny Sikory |
Jakież to poruszenie w stadzie, zarówno rodzinnym, jak i znajomym z pracy, podwórka etc., wywołał fakt, iż poczyniłam przesiadkę z Uno do Explorera. Wór z pytaniami rozwiązał się natychmiast. O rany, a ile to pali?! A gdzie i jak tym zaparkujesz?! A skąd w Polsce weźmiesz części do tego samochodu?! Sama będziesz jeździć takim dużym autem?!
Powoli. Spokojnie. Po kolei.
W mieście pali ok. 19 litrów gazu, pod warunkiem, że się nie wściekam. Butla o pojemności 42 litrów starczy na ok. 140 mil/ 226 km. Co do parkowania, nie ma żadnych problemów. Są czujniki, są duże lusterka. Nie zdarzyło mi się, jadąc do centrum Warszawy, szukać miejsca do parkowania dłużej, niż standardowych gabarytów autem. Części do amerykańców u nas nie brakuje. Jest coraz więcej warsztatów zajmujących się sprowadzaniem nie tylko części, ale również całych aut, ich renowacją i utrzymanie. Ten fakt cieszy.
Explorer jest autem siedmioosobowym. Trzy rzędy siedzeń w układzie od kierowcy 2/3/2. Na upartego na ostatniej kanapie zmieścimy osoby trzy, ale bardzo szczupłe. Ostatnia kanapa jest składana, co daje bardzo dużą przestrzeń bagażową. Jestem w stanie bez problemów spakować cały sprzęt fotograficzny (lampy, statywy etc.) plus dorzucić ponad 2-metrowe tło, również fotograficzne. Nie jeżdżę sama. Towarzyszy mi Hawajka, przepięknie tańcząca hula na polskich drogach…
Hawajka tańcząca hula na kokpicie Forda Explorera Joanny Sikory. |
fot. z archiwum Joanny Sikory
|
Ford dysponuje napędem 4×4, nie zapominajmy jednak, że zaliczany jest do grupy SUV i faktycznie z terenem za wiele wspólnego nie ma. To, co mnie w tym bydlęciu najbardziej irytuje, to skrzynia i przyspieszenie. Tak jak wygląda, tak i przyspiesza. Czterobiegowa skrzynia z drążkiem umieszczonym przy kierownicy wygląda fajnie, ale jeśli chodzi o jazdę, pozostawia wiele do życzenia. Auto o dużej masie i umiarkowanie mocnym motorze potrzebuje chwili na zebranie się w sobie po wdepnięciu gazu. Niemniej – jak już się bydlę rozpędzi, to nikt go nie zatrzyma. Maksymalnie udało się z niego wycisnąć 170 km/h i nie jest to w żadnym wypadku prędkość dla tego auta. Komfort jazdy spada. Mocno. Gabaryty, poduszki, wzmocnienia – warto na YT obejrzeć crash testy tego auta. Niewątpliwie Explorera mogę zaliczyć do aut bezpiecznych.
Następny będzie Chevi rodem z piekła…
Chevrolet z piekła rodem – oto marzenie Joanny „Sixa” Sikory. |
fot. LiftedTrucksUSA |
Najnowsze
-
Gosia Rdest z kolejnym podium w tym roku!
Autodromo Nazionale di Monza docenia zazwyczaj tych kierowców, którzy nie boją się wysokich prędkości, podejmują próby wyprzedzania w nielicznych zakrętach i wykorzystują błędy popełnione przez rywali. To właśnie oni, najlepsi z najlepszych, mają szanse stanąć na podium na włoskiej ziemi. Gosia Rdest w ostatnim wyścigu sezonu dowiodła, że należy do tego grona, zajmując trzecią pozycję w klasie Challenger. -
Brak miejsca na pieczątki w dowodzie rejestracyjnym. Czy trzeba wymieniać go na nowy?
-
Ford Puma 2024 – test. Miejski crossover ze sportowymi korzeniami
-
La Squadra One Shoot – do takich samochodów wzdychają fani motoryzacji!
-
8 typowych błędów, jakie polscy kierowcy popełniają na rondach
Zostaw komentarz: