Gosia i jej „Mała Czarna ER-5”
Mała, czarna ER-5 od Kawasaki podbiła serce Gosi. Na tym motocyklu może poczuć dziecięcą radość, prostotę rzeczy i ulotność chwil. A wszystko się zaczęło od… pewnej ławki.
Jak motocykle wskoczyły do Twojego życia? Nagła to była decyzja, czy latami o niej myślałaś?
Szczerze powiem, że nigdy nie sądziłam, że wyląduje w świecie motocyklowym. Moją główną pasją i zainteresowaniem są konie – ogólny temat hipologii i jeździectwa. Wszystko, tak naprawdę, zaczęło się totalnie przypadkiem. W 2014 roku, ze swoim ówczesnym chłopakiem, pojechałam na zlot motocyklowy – bardziej dla chęci zobaczenia jak tam jest, bo żadne z nas nie miało wtedy motocykla. Później z chłopakiem się rozstałam, rozpoczęłam naukę na Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu, a temat motocykli ucichł.
W 2016 roku – teraz nie jestem już pewna, czy to z „tęsknoty za wolnością”, czy z braku innych ciekawych zajęć – wybrałam się na rozpoczęcie sezonu, Wrocławską Motokroplę. Chodząc pomiędzy ludźmi i motocyklami, po ogromnym parkingu galerii handlowej, robiłam zdjęcia i cieszyłam się atmosferą. W końcu usiadłam na jednej z ławek, pod namiotem, niedaleko sceny. Tam zagadałam do jedynej z motocyklistek, ot tak, nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić. Po chwili rozmowy, zza moich pleców, doleciało do mnie pytanie: „Robisz zdjęcia dla siebie czy do jakiejś gazety?” – a chłopak, który je zadał, wytrzymuje ze mną od prawie 6-ciu lat (śmiech). Jesteśmy parą, jeżdżącą na motocyklach.
Nieźle! To był taki punkt zwrotny?
Od tego zlotu tak naprawdę się wszystko zaczęło. Tam poznałam miłość swojego życia (nie w postaci motocykla), jego rodzinę i swoich najbliższych znajomych. W moich wspomnieniach wygląda to niemal groteskowo, bo praktycznie w jednym momencie (dosłownie) poznałam tych wszystkich wspaniałych dla mnie ludzi, z którymi trzymamy się dobrą paczką do dziś.
Jakbyś miała porównać swoje życie sprzed tej sytuacji i po – to jak bardzo się zmieniło?
Cóż, zmiany zaszły bardzo duże i nawet sama początkowo nie sądziłam, że tak będzie wyglądać moje obecne życie. Zmieniło się w zasadzie wszystko. Świat wywrócił mi się do góry nogami! Zmieniłam zupełnie styl życia, jego tryb i wiele życiowych zasad. Przygoda z motocyklami otworzyła mi oczy na wiele spraw, które do tej pory bagatelizowałam, nie zwracałam na nie uwagi lub wręcz przeciwnie – poświęcałam im zbyt dużo czasu. Motocykle jeszcze bardziej rozwinęły moje poczucie wolności i chęć poznawania świata. Dały mi ku temu możliwości. Nauczyły też większej pokory – nie tylko do samych maszyn, oraz ogromu cierpliwości. Jestem teraz zupełnie inną osobą, niż byłam wcześniej. Kiedyś czas spędzałam ze znajomymi w stajni, na zawodach lub szkoleniach, a teraz jeżdżę motocyklem w dłuższe i krótsze trasy. A w pracy doradzam klientom, jak najlepiej spakować się w motocyklową podróż, choćby dookoła świata.
Jak wspominasz swoje początki we własnej jeździe motocyklem? Więcej ekscytacji czy strachu?
Zaczęłam jako pasażerka, gdzie było stanowczo więcej ekscytacji, ale i momentów strachu nie brakowało. Natomiast, jeżeli chodzi o początki mojej jazdy, to stanowczo więcej strachu (śmiech). Zaczęło się od jazdy Rometem ZK-50, później był skuter Piaggio ZIP 50 2T, również 50-tka. Tym drugim maleństwem, które z sentymentem wspominam, nauczyłam się jeździć po Wrocławiu. Pierwszy motorower za to nauczył mnie zmiany biegów i obsługi dźwigni sprzęgła oraz przyjemności podróżowania samej (nie bardzo miałam z kim jeździć, ale też nikogo do jazdy nie poszukiwałam). Po zrobieniu prawa jazdy kat. „A” – kupiłam Kawasaki ER-5.
I widzę, że nadal nim jeździsz – czujesz z nim mocną więź?
Tak, Kawasaki ER-5 jest moim pierwszym „pełnoprawnym” motocyklem. Poprzednie jednoślady pozwoliły mi nabrać pewności siebie i nauczyły podstaw. Czasem mam ochotę wrócić do obu z nich – sentymenty zostają. Czy czuję silną więź z ER-5? Myślę, że tak, choć nie wiem, czy da się to określić po dwóch sezonach jazdy i braku porównania z innymi maszynami tej klasy. Jest cudowna pod względem mechanicznym i technicznym – prosta w obsłudze, intuicyjna, nie posiada żadnych (dla mnie) nadmiernych udziwnień. Jest na gaźniku, ma prosty moduł zapłonowy, więc żadne naprawy nie wymagają użycia komputera diagnostycznego. Teoretycznie, mając ze sobą trochę narzędzi i zestawów naprawczych, to w trasie można naprawić w niej niemal wszystko. Oczywiście mając jeszcze trochę wiedzy lub – tak jak w moim przypadku – mechanika, który zna motocykl od podszewki. Tak, mowa o moim wybranku, który jest jedną z nielicznych osób, z którymi faktycznie jeżdżę na wycieczki.
Moja ER-5 nigdy mnie nie zawiodła, a ja jej się odwdzięczam dbaniem o serwisy. Nie oszczędzam na tym, ponieważ to przekłada się na stan i długość życia mojej małej, czarnej ER-ki. Można powiedzieć, że się dopełniamy (śmiech). Podsumowując, „Kawa” jest ładna, prosta, wystarczająca pod względem mocy i trwała. Może nie budzi nadmiernych emocji, jak większe motocykle lub te z silnikami w układzie V… ale po co chcieć więcej?
Od kiedy prowadzisz swój (a może bardziej motocykla?) profil na Facebooku?
Zaczęło się to stosunkowo niedawno, bo początkiem zeszłego roku (luty 2021). Z racji dużej ilości spraw, które niestety odciągają mnie od większych podróży – na moim profilu posty nie pojawiają się ze zbyt dużą częstotliwością. Pracuję jednak powoli nad tym, by to zmienić. Kto wie, może uda się w tym sezonie?
Inspiracją poniekąd był mój chłopak oraz nasz wspólny przyjaciel, który jeździ Hondą CBR F4, bo oboje mają swoje profile FB. Wcześniej prowadziliśmy bloga z chłopakiem, jednak tworzenie długich tekstów zabiera ogrom czasu. Dlatego zdecydowałam się na założenie swojej strony na FB, gdzie tam łatwej dotrzeć do grona odbiorców, promować się, a stworzenie posta zajmuje dużo mniej czasu niż napisanie „pełnometrażowego” tekstu. Nie zmienia to jednak faktu, że blog również zamierzam wskrzesić… w swoim czasie. Obecnie jest w zawieszeniu.
Widzę, że Twoją miłością są też konie, te niemechaniczne? Można powiedzieć, że coś łączy je z motocyklami?
Tak, konie to moja pasja od dzieciństwa. Te zwierzęta są ucieleśnieniem wolności i chyba ten fakt łączy je z motocyklami najbardziej. Widzę sporo analogii w przypadku koni mechanicznych i niemechanicznych. O jeźdźcu w dużej mierze świadczy to, jaką ma wiedzę i umiejętności jazdy, w jaki sposób zachowuje się przy zwierzęciu i jaka łączy ich relacja. Dużo również można „wyczytać”, patrząc na samo zwierzę – jak jest utrzymywane, czy jego dobrostan jest zachowany itp.. Z motocyklami, moim zdaniem, jest nieco podobnie, bo nie po ubiorze poznajemy dobrego i doświadczonego kierowcę, ale raczej po umiejętnościach jazdy i utrzymaniu maszyny w dobrym stanie. Oczywiście to zaledwie jedno porównanie, odpowiednie lub nie, wszystko zależy od sytuacji (śmiech).
Kiedy i gdzie najczęściej udaje Ci się wyrwać na motocyklowe wycieczki? Wolisz jeździć sama, w parze, czy większej grupie?
Zacznę może od drugiej części pytania – wolę jeździć sama lub z określonymi osobami. Nawet jak jedziemy ze znajomymi w 4-6 osób, to w pewnej chwili robi się to męczące, nie mówiąc już o większych grupach. Najlepiej jeździ mi się z moim chłopakiem – wcześniej wspólnie pokonywaliśmy trasy na jednym motocyklu, a teraz każdy jeździ na swojej maszynie. Umiemy się dobrze zgrać na drodze, raz jeździmy bardziej dynamicznie, innym razem typowo bulwarowo, ale zawsze płynnie. To jest dobra jazda, dająca satysfakcję i przyjemność.
Są jeszcze dwie osoby, z którymi uwielbiam jeździć i tu najlepiej w układzie trzech motocykli, choć nie tylko. Pierwszy układ jest bardziej wycieczkowy: ja, mój chłopak i nasz przyjaciel, obecnie jeżdżący na cudownej Hondzie CBR F4. A drugi układ, bardziej miejski i dynamiczny to: ja, mój chłopak i przyjaciel rodziny, mający fantastycznie „porobionego” cruisera 650 na silniku w układzie V. Muszę jeszcze wspomnieć o rodzicach mojego chłopaka, bo oni również jeżdżą na motocyklach. Z nimi wycieczki też są bardzo przyjemne i oczywiście zawsze prowadzi wtedy „Matka Zębatka” (śmiech).
Poza nimi, jak mam wybór, to wolę jeździć sama. A dokąd? Wszędzie tak naprawdę – raz to są zamki i pałace Dolnego Śląska, innym razem góry, jeszcze innym polskie morze lub Mazury. Wszystko jest kwestią czasu, sił, chęci, dostępnych środków i oczywiście pogody.
Jakie masz motocyklowe marzenia?
W sumie to nie mam takich, które są jakieś nadzwyczajne lub budzące ogień w sercu. Może dlatego, że każde z nich jest raczej przyziemne? Chciałabym mieć możliwości, by jak najwięcej jeździć swoim motocyklem i poznawać świat z tej perspektywy. Chciałabym, żeby moja ER-5 była ze mną jak najdłużej i dobrze sprawowała się przez długie lata (o co ja zadbam ze swojej strony). Chciałabym, by bliska rodzina i jej przyjaciele spędzili ze mną jeszcze niejeden dzień na motocyklach i nie tylko. Tego rodzaju marzeń trochę mam, więc nie będę ich wszystkich tu wymieniać… Takie proste, przyziemne marzenia więcej dla mnie znaczą niż te, których być może, nigdy nie spełnię. Jak one będą się spełniać na bieżąco, to już będzie dobrze! (śmiech)
Co Ci się podoba najbardziej w jeździe motocyklem? Jaka jest ta inna perspektywa?
Chyba nie umiem wybrać jednego odczucia, które podoba mi się najbardziej. Uwielbiam oglądać przesuwający się krajobraz z siodła mojej ER-ki, kiedy mam wtedy wrażenie, że jestem bliżej całej natury. Może dlatego, że nie jestem zamknięta „w puszce”, jak w przypadku samochodu, autobusu, pociągu czy tramwaju. Uwielbiam spokój, który ogarnia mnie, gdy wsiadam na motocykl, tak jakby nic nie było ważniejszego, ponad tę chwilę. Uwielbiam dźwięk silnika i wydechu, szum wiatru w kasku. Jak już wspomniałam wcześniej – wiem, że Kawasaki ER-5 dla wielu „nie brzmi zbyt poważnie”, ale dla mnie liczą się właśnie te odczucia. To jest właśnie ta inna perspektywa – swego rodzaju dziecięca radość, prostota rzeczy i ulotność chwil. To bardzo indywidualne podejście, bo każdy motocyklista i motocyklistka będą na swój własny sposób odbierać świat z perspektywy swojej maszyny. I to jest w tym właśnie najpiękniejsze!
Strona Facebook: https://www.facebook.com/Kawana5tke
Najnowsze
-
Test Skoda Enyaq Coupe RS Maxx. Ile warta jest najdroższa Skoda w historii?
Kiedy debiutowała na rynku, wielu przecierało oczy w niedowierzaniu. Elektryczna Skoda wyceniona na ponad 300 tys. złotych zwiastowała poważną zmianę wiatru w ofercie czeskiego producenta. Co otrzymamy, kupując najdroższy model w historii marki? Sprawdziłyśmy to, testując model Enyaq Coupe w topowej wersji wyposażenia RS Maxx. -
Gosia Rdest z kolejnym podium w tym roku!
-
Brak miejsca na pieczątki w dowodzie rejestracyjnym. Czy trzeba wymieniać go na nowy?
-
Ford Puma 2024 – test. Miejski crossover ze sportowymi korzeniami
-
La Squadra One Shoot – do takich samochodów wzdychają fani motoryzacji!
Zostaw komentarz: