Ewa Kania

Zamiast polskiej Izery będziemy mieć montownię chińskich samochodów? Niepokojące słowa prezesa

Miała być polska myśl techniczna, a będzie chińska licencja. Może dobre i to, ponieważ teraz przynajmniej projekt Izera przestał bujać w obłokach i stanął twardo na ziemi. Pojawił się za to innym problem - czy przypadkiem polska marka nie stanie się koniem trojańskim dla europejskiej motoryzacji? I to za państwowe pieniądze.

Spis treści

Izera podpisała umowę z Geely na platformę

Przypomnijmy, że po zaprezentowaniu w połowie 2020 roku wizji tego, jak może wyglądać Izera hatchback i SUV, przez dwa lata karmieni byliśmy zapewnieniami, że lada moment dowiemy się, komu zapłacimy za platformę do budowy „polskiego samochodu elektrycznego”, który miał przecież bazować na polskiej myśli technicznej. Wreszcie po dwóch latach gorączkowych poszukiwań kogoś, kto chciałby z ElectroMobility Poland rozmawiać, ogłoszono podpisanie umowy z Geely.

Chiński koncern jest właścicielem Volvo i stworzył też zupełnie nową generację modeli Smarta. Jest to więc partner, który ma już doświadczenie na europejskim rynku, a przede wszystkim partner naprawdę solidny. Platforma, do której licencje zakupiliśmy, wykorzystywana jest już na przykład w Volvo EX30 oraz właśnie w Smarcie. Wystarczy tylko wykorzystać gotową technologię do zbudowania na niej nowego modelu i można ruszać z produkcją.

Co dalej z fabryką Izery?

Produkcja samochodów ma to do siebie, że wymaga fabryki. Ta ma rozpocząć działalność pod koniec 2025 roku, ale obecnie jest z nią jeden kłopot. Nie chodzi o to, że jej budowa się jeszcze nie rozpoczęła. Chodzi o to, że ElectroMobility Poland od ponad roku nie może dogadać się co do przejęcia działki pod Jaworznem, gdzie fabryka miałaby powstać. A to nie wróży dobrze.

Fabryka Izery stanie się chińską montownią?

Pocieszać może tylko świadomość, że chiński koncern też może być zainteresowany powstaniem fabryki Izery i może wpłynąć na przyspieszenie podejmowanych decyzji oraz budowy zakładu. Jego moce produkcyjne mają sięgać 150 tys. samochodów rocznie, ale jakie są szanse, że europejscy kierowcy kupią taką liczbę aut nieznanej nikomu marki?

Szanse są niewielkie, ale skoro i tak będzie ona przygotowana do budowy pojazdów na platformie wykorzystywanej w kilku innych modelach, to może warto rozważyć wytwarzanie również ich? Dokładnie o tym powiedział ostatnio w rozmowie z Dziennikiem Gazetą Prawną prezes ElectroMobility Poland Piotr Zaręba:

Będziemy produkować samochody w oparciu o tę samą platformę, więc widzimy dużo możliwości synergii. Myślę tu przede wszystkim o wykorzystaniu wolnych mocy, które będziemy mieli w fabryce w Jaworznie. Jeżeli chcemy, aby koszty produkcji Izery były jak najniższe, a tym samym cena auta była w miarę niska, musimy wykorzystywać moce produkcyjne w pełni.

Izera. Partner technologiczny wybrany. Jaki potencjał będzie mieć polski samochód elektryczny?

Myślenie bardzo rozsądne z biznesowego punktu widzenia. Mamy tylko pytanie, czy kiedy już Izera stanie się potęgą, zgodnie z obietnicami działającej od 2016 roku spółki EMP, to czy wtedy z polskiej fabryki znikną auta innych marek, abyśmy mogli rozwinąć skrzydła i wykorzystywać naszą fabrykę tylko do naszych celów?

Pytanie bezcelowe, ponieważ polska firma nie ma funduszy nawet na doprowadzenie projektu Izery do końca i wdrożenie jej do produkcji. A co dopiero mówić o tworzeniu sieci dilerskiej i serwisowej na terenie Europy, albo o szeroko zakrojonych akcjach marketingowych. Chyba że to Geely weźmie Izerę pod swoje skrzydła, będzie sprzedawać auta polskiej marki w swoich salonach i serwisować w swoich ASO. Wtedy będą szanse, na zainteresowanie odbiorców w różnych krajach. Tylko że wtedy Izera będzie traktowana jako jeszcze jedna chińska marka, tworząca auta na chińskiej technologii, powstające w jednej hali z chińskimi samochodami i sprzedawaną w chińskich salonach. Izera będzie wtedy tylko przykrywką do tego, żeby produkować w Polsce chińskie samochody.

Chińczycy podbiją Europę za pieniądze Polaków?

Ktoś może powiedzieć, że powyższy opis jest pewną przesadą, a ścisła współpraca z chińskim kapitałem to jedyna szansa, żeby Izera mogła zaistnieć na europejskich rynkach. Jest w tym wiele słuszności. Ale wtedy niewiele polskości będzie w „polskim samochodzie elektrycznym”.

Problem z Izerą jest jeszcze taki, że przez siedem lat swojej działalności ElectroMobility Poland nie zdołała przekonać do siebie żadnego inwestora. Dlatego w projekt zainwestowało państwo polskie, dotując go na kwotę 500 mln zł. Na stworzenie produkcyjnego auta i budowę fabryki trzeba w sumie około 6 mld zł. Oby się nie okazało, że całość pokryjemy my jako podatnicy. Tylko po to, żeby pod pretekstem ucieleśnienia marzenia o polskiej marce samochodów, produkować w naszej fabryce głównie chińskie auta, zalewające europejskie rynki.

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze