Asia Aisha – oto podróżniczka motocyklowa i zawodniczka motogymkhany. Pokazuje, na co ją stać!
Asia Aisha to motocyklistka, którą jednoślady zmotywowały do wielkiej metamorfozy. Wcześniej bojaźliwa, dziś wychodzi ze swojej strefy komfortu z odwagą i zaufaniem. Razem z mężem podróżuje motocyklami po świecie i startuje w zawodach motogymkhany.
Asia Aisha ma motocyklową pasję – to w niej odnalazła swoją drogę. Przez naukę jazdy i doskonalenie umiejętności wzmacniała pewność siebie. Podróżowanie po świecie otworzyło przed nią nowe perspektywy, a startowanie w zawodach motogymkhany poprawiło technikę jazdy. Ma ogromne wsparcie swojego męża, z którym dzieli miłość do motocykli i podróżowania.
Dzielisz pasję motocyklową mężem – od czego się zaczęło?
Tak, dzielę pasję motocyklową z mężem i to ona sprawiła, że się poznaliśmy tak naprawdę. Pisaliśmy do siebie w internecie, bo oboje uwielbialiśmy motocykle i Tomek stwierdził, że fajnie byłoby się poznać na żywo, chociażby na jakieś wspólne jeżdżenie. Ja w tym czasie nie miałam swojego motocykla, ale on miał dwa – Hondę CBR 929 i Hondę Hornet 600, która rozmiarowo była w sam raz dla mnie. Tak więc jeździliśmy sobie na jakieś krótkie wypady.
Przyjaźniliśmy się wtedy, a miłość do Tomka przyszła dopiero po kilku miesiącach, jego do mnie też i tak właśnie motocykle nas połączyły. Jeździmy zwykle od marca do grudnia, bliżej domu, jak i na długie wyprawy, także za granicę – uwielbiamy tak spędzać czas. Motocykle to część naszego życia, nasze obrączki również to pokazują, bo są w kształcie sportowych opon motocyklowych.
Cały Wasz ślub miał akcenty motocyklowe?
Tak, mieliśmy akcenty motocyklowe na ślubie. W pierwszej wersji mieliśmy jechać na motocyklach do kościoła, ale kwietniowa pogoda nie była pewna, no i nie chciałam ubrudzić sukni ślubnej czy zniszczyć fryzury i makijażu. Zdecydowaliśmy się więc postawić nasze motocykle przed salą weselną, żeby witały gości weselnych, zapraszając do wspólnego świętowania tego wyjątkowego dla nas dnia. Oprócz tego samodzielnie z mężem upiekliśmy pierniczki w kształcie motocykli i je ozdobiliśmy – każdy z gości dostał na powitanie zestaw z ciasteczkowym Hornetem i CBR-ką. No i oczywiście nie mogło zabraknąć motocyklowego toppera na tort!
Twoja przygoda motocyklowa rozkwitła dużo wcześniej?
Od zawsze miałam bardziej męskie zainteresowania, motocykl był jednym z nich. W dzieciństwie też wolałam bawić się swoim zabawkowym motocyklem niż lalkami Barbie. Gdy koleżanki grały w gumę czy klasy, to ja biegałam do mojego wujka, żeby woził mnie po polach na swoim Simsonie. U mnie w rodzinie nie było motocyklistów, a pasja przyszła sama. Od ok. 14 roku życia wiedziałam, że chcę jeździć na motocyklu.
Pierwszy raz jednak sama mogłam tego spróbować dopiero na kursie prawa jazdy, który zaczęłam robić, gdy tylko skończyłam 18 lat (wtedy można było robić kategorię A w tym wieku). Jak tylko po raz pierwszy wsiadłam na motocykl i odkręciłam manetkę, wiedziałam, że już przepadłam i motocykle to jest to! Długo dochodziłam do wprawy, jeśli chodzi o jazdę, bo po zdaniu prawa jazdy jeździłam sama. Tak naprawdę to dzięki mojemu mężowi, jego wskazówkom, pomocy i wielodniowym podróżom – poczułam i zaczęłam opanowywać prawdziwą jazdę.
Asia Aisha – czym jeździłaś wtedy, a czym obecnie?
Zaczynałam od małego Zipp Manic 125, potem jeździłam Suzuki Gladius 650 – oba motocykle nie były całkiem moje, więc ich dla siebie nie wybierałam. Obecnie jeżdżę na wspaniałej (i nie do zdarcia) Hondzie Hornet 600, która należy do mojego męża. Uwielbiam to, że czuję się na niej swobodnie, bez potrzeby obniżania siedzenia, jest wystarczająco zrywna i w moim ulubionym kolorze niebieskim! Brakuje mi w niej tylko wyświetlacza zmiany biegów (zegary są analogowe) i ikonki rezerwy, przez co miałam kilka niespodzianek w podróży (śmiech).
Zawsze jeździcie w parze? Jak lubisz spędzać czas na motocyklu?
Zwykle jeździmy w parze, czasem zdarza mi się pojeździć samej, np. załatwiać jakieś sprawy motocyklem. Bardzo rzadko jeździmy w grupie, nie lubię tego, bo nie czuję się wtedy swobodnie. Zloty też raczej omijamy. Dobrze nam się jeździ we dwoje, mamy swoje tempo, wiemy jak i gdzie lubimy jeździć. Od niedawna mamy interkomy, ale już nie wyobrażamy sobie bez nich życia. Wprawdzie przejechaliśmy kilkadziesiąt tysięcy kilometrów bez nich i daliśmy radę, ale nie bez trudności...
Kiedy i dlaczego wciągnęła Was motogymkhana?
Tomek pierwszy raz przeczytał o motogymkhanie w 2015 roku i pojechał zobaczyć te zawody w Łodzi. W następnym roku już wziął w nich udział – raz nawet zdobył drugie miejsce w kategorii Amator i awansował do Pretendentów. Ja przez wiele lat jeździłam z mężem jako kibic i długo się opierałam, chociaż mąż chwalił te zawody, dobre do szlifowania umiejętności, które potem przydają się na drodze. Powstrzymywało mnie to, że nasz motocykl na zawody był tym, którym jeżdżę na co dzień, więc ewentualna wywrotka mogła skutkować brakiem możliwości jazdy nim.
W końcu stwierdziłam, że faktycznie zawody bardzo mogą mi pomóc w rozwoju umiejętności i po kilku treningach nieśmiało wzięłam udział w dwóch rundach w 2019 roku. W 2021 roku wzięłam udział już we wszystkich rundach, a raz udało mi się zdobyć nawet puchar dla najlepszej kobiety zawodów. Ciągle jednak nie startujemy tam „na maksa”, bo MotoGymkhana to raczej taki dodatek do naszej motocyklowej pasji.
Dużo czasu poświęcacie na doskonalenie swoich umiejętności? Zadowoleni jesteście z wyników?
Staramy się jeździć regularnie w zawodach, choć nie mamy za dużo na to czasu (mamy wiele innych pasji) i odpowiedniego miejsca na ćwiczenia. Zawsze doceniamy wszelką możliwości treningu, a potem udziału w zawodach. Oprócz tego zawody są w różnych miastach, do których musimy dojechać i dzięki temu mamy dodatkową wycieczkę motocyklową, a przy okazji możemy coś zwiedzić. Nasza Honda Hornet 600 nie jest specjalnie przystosowana do wyczynowych startów, bo ma jedynie gmole chroniące silnik.
Nie jeździmy też na podkręconych obrotach, aby umiejętności z zawodów przełożyć na codzienną jazdę. To wszystko sprawia, że wyniki nie są zachwycające, często jesteśmy nimi nawet rozczarowani, jednak nie zniechęca nas to, aby ciągle próbować! Traktujemy motogymkhanę nie jak dążenie do osiągania najwyższych wyników na zawodach, ale jako ciągłe doskonalenie siebie w roli motocyklistów. Choć jak idzie bardzo dobrze i pobijamy własne rekordy – to zawsze jest wielka satysfakcja!
Z perspektywy czasu i swojego doświadczenia – poleciłabyś takie zawody innym motocyklistkom?
Według mnie, każdy motocyklista powinien raz w życiu wziąć udział w motogymkhanie. Wcale nie trzeba wcześniej trenować, można przyjechać „z ulicy”. A GP8 oraz późniejszy przejazd wyznaczonej trasy jest bardzo fajnym wyznacznikiem aktualnego poziomu umiejętności motocyklowych. Dzięki temu każdy może się dowiedzieć, co warto byłoby poprawić w swojej codziennej jeździe i na co trzeba zwrócić uwagę przy wykonywaniu określonych manewrów. Bardzo korzystnie to działa na późniejszy komfort psychiczny i bezpieczeństwo podczas jazdy – taka świadomość, że z wielu niekomfortowych sytuacji drogowych można się „wybronić”.
Ja sama zauważyłam, po treningach i udziale w zawodach, że mogę trochę bardziej zacieśniać zakręty i szybciej je pokonywać, a trasy z dużą ilością winkli cieszą o wiele bardziej, gdy zna się swoje możliwości. Nie wspominając o tym, że można podpatrzeć technikę jazdy najlepszych zawodników, a nawet podpytać się, poprosić o wskazówki i rady – wszyscy „gymkhanowcy” są bardzo pomocni i chętnie dzielą się swoim doświadczeniem!
Gdzie Was ciągnie? Jakie kierunki motocyklowych wojaży już zrealizowaliście, a jakie macie w planach?
Ciągnie nas wszędzie, gdzie można jeździć na motocyklach i coś pozwiedzać. Jeździmy po całej Polsce i za granicę, również na urlop. Ja się pakuję w plecak turystyczny, który wkładam do worka na śmieci (aby deszcz go nie zlał) i wiążę gumowymi linkami na siedzeniu pasażera. A jadąc we dwoje możemy wziąć więcej bagażu. Podróżujemy skromnie, często mając tylko podstawowe wyposażenie, które daje nam wystarczający komfort, choć czasem chciałoby się go więcej… ale takie są uroki podróży na motocyklach przy ograniczonym budżecie.
Nasza pierwsza większa, podróż przez Bałkany była w 2018 roku i obejmowała: 14 państw w 14 dni i jakieś 6000 przejechanych kilometrów. Rok później odwiedziliśmy Włochy, łącznie z Sycylią, a w 2021 roku Rumunię. Oprócz tego jeździmy w góry i nad morze, a przy każdej okazji zwiedzamy Polskę. Udowadniamy, że nie trzeba mieć pełnego portfela i jeździć najnowszymi motocyklami turystycznymi, żeby zwiedzić trochę miejsc. W planach ciągle nasza piękna Polska, no i jeszcze dużo Europy zostało do zobaczenia…
Jakimi kryteriami się kierujecie przy wyborze trasy np. na urlop? Planujecie wszystko szczegółowo czy na spontanie w trakcie trasy?
Wszystko zależy od długości podróży, miejsca i celu. Jeśli jedziemy bardziej na zasadzie odpoczynku i przez kilka dni nie planujemy zmieniać miejsca noclegu – to wtedy skupiamy się przede wszystkim na dojechaniu do celu, ewentualnie zahaczeniu o 2-3 miejsca po drodze, bez dłuższego postoju. Potem już na miejscu decydujemy na bieżąco, czy i gdzie będą jakieś szybkie wypady. Jeśli jest to podróż typowo ze zwiedzaniem i poza granicami kraju, to trwa ona zwykle ok. 10-14 dni i jest już planowana pod kątem zobaczenia konkretnych rzeczy, ale bez klepania miejsc noclegowych.
Staramy się zawsze oszacować, ile kilometrów dziennie jesteśmy w stanie przejechać i co po drodze mamy do zobaczenia. Przed taką podróżą przeszukujemy dokładne internet, żeby zrobić sobie mapkę atrakcji wartych zobaczenia i z nią planujemy trasę. Oczywiście nie zawsze wszystko się da zaplanować, często też w drodze coś ciekawego dojdzie lub wręcz przeciwnie – trzeba skrócić trasę (na przykład z powodu załamania pogody, jakiś nieprzewidzianych sytuacji), aby zmieścić się w urlopie. Także nasz podróże są spontaniczno-zaplanowane (śmiech).
Śpicie pod namiotem, gotujecie sami? Jak takie niskobudżetowe wypady wyglądają?
Noclegi rezerwujemy zwykle ok. 2-3 godziny od miejsca, gdzie mamy zamiar zakończyć jazdę tego dnia. Zwykle jest to szukanie okazji na booking.com, bo często udaje się znaleźć w fajnych cenach nocleg na ostatnią chwilę, zwłaszcza że zwykle długie podróże odbywamy poza głównym sezonem (kwiecień, maj, wrzesień). Staramy się też mieć zawsze namiot ze sobą, ale bardziej jako zabezpieczenie, gdyby faktycznie nic w naszych preferencjach nie udało się znaleźć.
Wiadomo, że w namiocie jest taniej, jednak spanie w łóżku z dostępem do prysznica po 300-500 kilometrowej trasie (często w cieple lub deszczu) jest nieocenione i od razu lepiej się jedzie następnego dnia. Oszczędzamy na noclegach, ale nie robimy sobie spartańskich warunków, jeśli nie musimy. Jedzenia jakoś bardzo sobie nie odmawiamy, choć raczej omijamy wykwintne restauracje i stołujemy się w fastfoodach, budkach czy knajpkach. Zwykle też wozimy ze sobą jakieś kabanosy czy inne przekąski i uzupełniamy zapasy w sklepach.
Asia Aisha – ile znaczą teraz motocykle w Twoim życiu i jak bardzo je zmieniły? Co Ci daje ta pasja?
Motocykle to nierozerwalna część mojego życia – wielokrotnie wyciągały mnie z dołka psychicznego. Sprawiły, że z nieśmiałej szarej myszki zmieniłam się w bardziej pewną siebie kobietę, która jeszcze wiele razy może pokazać, na co ją stać. Przekraczanie swoich granic i wychodzenie ze stref komfortu nie są już dla mnie tak przerażające, a wręcz motywują do działania. Wspominając czasy szkolne i studiów widzę, jak bardzo się rozwinęłam. Z osoby, która w życiu wszystkiego się bała – stałam się osobą, która pakuje się w paroma niezbędnymi rzeczami w 6000 kilometrową podróż. Jedzie w upale i deszczu, „umiera” z gorąca lub zamarza z zimna, i nie wie, co ją czeka po drodze w obcym kraju.
Zawsze zostają gdzieś te obawy, ale dopóki mam wsparcie męża i chce się przełamywać, to nie prędko zrezygnuje z takiego trybu życia. Motocykl dał mi siłę i chęci do aktywnego życia, wzmocnił mnie fizycznie i psychicznie, pokazując, że nawet jazda w niesprzyjających warunkach pogodowych nie jest tak uciążliwa, gdy w końcu osiągnie się cel podróży i poczuję tą wielką satysfakcję, że „znowu to zrobiłam!”. A z okazji 10 rocznicy zdania prawa jazdy na kat. A zrobiłam sobie nawet tatuaż w kształcie motocykla z grupą krwi i znakiem dawcy. Kocham motocykle – są tak naturalną częścią mojego życia jak oddychanie.
Więcej rozmów z ciekawymi motocyklistkami oraz wywiadów z podróżnikami motocyklowymi przeczytasz tu.
Najnowsze
-
Europejska premiera BYD Sealion 7
BYD Sealion 7 to siódmy w pełni elektryczny samochód wprowadzony przez chińską markę na europejski rynek. Jest to też czwarty model z serii ,,Ocean”, do której należy już Dolphin, Seal i Seal U. Pierwsze modele mają dotrzeć do klientów jeszcze w tym roku. -
Cupra Formentor VZ5 w edycjach specjalnych
-
Porsche Taycan 4 i Taycan GTS – nowe warianty w gamie elektrycznego modelu
-
Lamborghini Revuelto ,,Opera Unica” zaprezentowane
-
Mercedes-AMG pracuje nad pierwszym własnym SUV-em
Zostaw komentarz: