Edyta Klim

Anna Piechucka – mistrzyni motocyklowych wyścigów na ćwierć mili

Anna Piechucka z powodzeniem startuje i wygrywa w wyścigach “King Of Poland Drag Race Cup”. Jak to wszystko się zaczęło i czym zaowocowało - przeczytacie w naszej rozmowie z zawodniczką.

fot. Tomasz Walencik

Jak się zaczęła Twoja przygoda z motocyklami?

To w sumie dość ciekawe, bo wcale nie było tak, że od zawsze marzyłam o tym, aby jeździć motocyklem. Moja przygoda z motoryzacją zaczęła się od samochodów, gdy skończyłam 18 lat i w sumie nie nosiła żadnych znamion sportu. Ot tak, prowadzenie auta po prostu, sprawiało mi przyjemność. Aż pewnego pięknego poranka, obudziłam się z myślą, że zrobię prawo jazdy na motocykl. Wiem, jak banalnie to brzmi, ale naprawdę tak było (śmiech). Moja mama, jak była młoda, zrobiła prawo jazdy kategorii A i pomyślałam sobie: “Mama ma, a ja nie mam?”. Zapisałam się na kurs i tak to się zaczęło. Co ciekawe, to właśnie na kursie miało miejsce moje pierwsze doświadczenie z motocyklami – nigdy wcześniej nie byłam na nich nawet tzw. “plecakiem”. W sumie nie wiedziałam, czy mi się to spodoba, ale już po pierwszych jazdach wiedziałam, że to coś dla mnie!

I do tego stopnia, że trafiłaś na wyścigi drag race?

Przez prawie 5 lat jeździłam w większości sama, bo motocykl był moim głównym środkiem transportu na trasie: dom – praca/uczelnia – dom i tak, aż do 2016 roku. Wtedy właśnie poznałam mojego obecnego mechanika i serdecznego kolegę – Przemka Badowskiego, utytułowanego zawodnika drag race z wieloletnim stażem. Podczas rutynowego serwisu mojego Hornet’a, zaproponował mi żartem udział w wyścigach na ćwierć mili. Mówił, że namawia ludzi do startów i fajnie by było, jakby jakaś dziewczyna też wzięła udział. Zdawałam sobie sprawę, że na mojej Hondzie nie mam żadnych szans w jednej klasie z motocyklami typu Yamaha R6, czy Suzuki GSX-R 600 (ze względu na różnicę w mocy i oczywiście zerowe doświadczenie w wyścigach), ale w ramach sprawdzenia się, mimo wszystko postanowiłam wystartować. Okazało się, że adrenalina, jaka się pojawia podczas startów to jest coś, co mnie mocno przyciąga. Ponadto usłyszałam też, że jak na pierwszy start, moje wyniki były całkiem dobre, co dało mi motywację do ponownego pojawienia się na zawodach i dalej już poszło samo… Zaczęłam regularnie startować w drag race.

Od początku dobrze Ci szło, czy było coś, co sprawiało Ci trudności?

Podczas pierwszego sezonu startowałam na Hondzie Hornet 2007 (pseudonim “Hornecik”) i nie robiłam w nim żadnych modyfikacji, ponieważ nie było dla niego przyszłości w tym sporcie. Pierwszy sezon to był czas, który przeznaczyłam na zbieranie doświadczeń. Musiałam nauczyć się, jak radzić sobie z emocjami i ogromnym stresem, który towarzyszył mi na początku. Pamiętam, jak pierwsze kilka startów poprzedzone było, prawie bezsenną nocą. Ponadto musiałam się obyć z samą procedurą startu, bo zdarzały się zawody, na których popełniałam pełno falstartów. Trenowałam też samą technikę ruszania, ponieważ prawda jest taka, że na starcie można najwięcej ugrać. Jeśli stają obok siebie dwie podobne maszyny, to start jest w takiej sytuacji decydujący.

Kolejny motocykl był już mocniejszy?

Zebrane doświadczenia pozwoliły mi poczuć się pewniej i podjęłam decyzję o zmianie maszyny na taką, która nie będzie na przegranej pozycji, już na starcie (śmiech). Wybór padł na Suzuki GSX-R 750, tyle że nasz polski rynek zalany jest motocyklami z szemraną przeszłością. Dlatego po swoją maszynę pojechałam osobiście, aż do Niemiec i w taki właśnie sposób stałam się szczęśliwą posiadaczką GSX-R’a o pseudonimie “Cola”. Swoją ksywkę zawdzięcza pięknemu, brązowemu malowaniu, które w słońcu mieni się pięknie – zupełnie jak popularny napój.

Ten model był przez Ciebie modyfikowany?

Kluczową modyfikacją, jaką wykonałam, była instalacja quickshiftera (urządzenia pozwalającego na zmianę biegów, bez potrzeby użycia sprzęgła i zamykania gazu). Połączenie motocykla ze zdrowym silnikiem, drobnymi ulepszeniami i lekkim jeźdźcem (jakim jestem) pozwoliło mi zacząć stawać na 1. miejscu podium. Oczywiście do swoich sukcesów podchodzę z dużą pokorą i wiem, że jeszcze dużo nauki przede mną.

Czujesz oddech rywali na plecach?

W Polsce są chyba 3-4, niezależne od siebie, cykle wyścigów. Ja akurat startuję w “King Of Poland”, gdzie w zeszłym sezonie wzięłam udział w 4-rech z 5-ciu zorganizowanych rund i wszystkie zakończyłam na pierwszym miejscu podium. Rok wcześniej również zdobyłam mistrzostwo w klasie Moto Street Plus. Nie oznacza to jednak, że nie ma lepszych ode mnie – są zawodnicy, którzy startują w innych cyklach i wiem, że mam tam, co najmniej jednego, bardzo poważnego rywala. Może kiedyś uda nam się zmierzyć, ale zanim to nastąpi będę musiała ostro potrenować.

Powiedz na czym, tak w skrócie, polegają takie zawody i jak wyłaniany jest zwycięzca?

Zawodnicy ustawiają się na linii startowej, co oznacza, że przednie koło musi się znajdować w odpowiedniej pozycji, względem fotokomórki startowej. Ważne są tutaj wręcz milimetry, dlatego w tym procesie pomagają nam światełka na tzw. “choince” (sygnalizatorze startowym). Kiedy już para zawodników stoi na pozycjach – rozpoczyna się procedura startowa. W zależności od organizatora wyścigów “choinki” odrobinę się od siebie różnią, ale zasada jest jedna – należy ruszyć najszybciej po tym, jak na sygnalizatorze zapali się zielone światło. Czas, jaki upływa od momentu zapalenia się zielonego światła do momentu przekroczenia (opuszczenia) przez koło motocykla linii fotokomórki startowej nazywamy RT (z ang. reaction time), czyli czasem reakcji. Im krótszy czas reakcji, tym lepiej. Czas samego przejazdu od momentu ruszenia do przekroczenia linii mety to tzw. ET (z ang. Elapsed time). W eliminacjach brane są pod uwagę jedynie czasy przejazdu odcinka (ET), co znaczy, że nie ma konieczności ruszania, tuż po zapaleniu zielonego światła. Liczy się to, jak szybko pokonamy dystans ćwierć mili.

Dalej kwalifikują się osoby z najlepszymi czasami przejazdów, a dopiero w finałach mają miejsce właściwe wyścigi. Wtedy wymagane już jest maksymalne skupienie, ponieważ o wygranej decyduje to, kto pierwszy przekroczy linię mety, tj. suma czasów reakcji oraz czasu przejazdu (RT + ET). To znaczy, że nie można pozwolić sobie na zaspanie na starcie, bo straci się jedyną szansę na wygraną.

Jakie czynniki sprawiają, że można się stać lepszym od konkurentów w tym sporcie?

Może zabrzmi to śmiesznie, ale moją największą przewagą nad konkurentami jest moja masa własna – ważę około 50 kg, przez co mój motocykl wiezie do mety jakieś 20-30 kg mniej, niż motocykle konkurentów, a to ma spory wpływ na wyniki wyścigu. Czasem oczywiście to przekleństwo, bo paradoksalnie łatwiej mi stracić przyczepność. Miewałam już małe “przygody”, gdzie zamiast wystartować zgodnie z procedurą, driftowałam tuż za linią startu. I nie powiem, żebym chciała to powtarzać, ponieważ mało brakowało, a postawiłabym motocykl bokiem, a potem to już wszyscy wiemy, co by mnie czekało – wielki, soczysty high side! (śmiech) Z innych czynników, to zdecydowanie przydaje się opanowanie sprzęgła i gazu w odpowiednich proporcjach – bez tego właściwie, ani rusz. Zatem trening, trening i jeszcze raz trening. W ten sposób można poznać swój sprzęt najlepiej, a nie oszukujmy się, codzienne ruszanie spod świateł nie ma nic wspólnego ze startem, podczas wyścigu drag race.

A więcej procentowo zależy od motocyklisty czy przygotowania motocykla?

Wydaje mi się, że ważniejszy jest jednak jeździec – jego umiejętności i opanowanie. Jeśli posadzimy kogoś wprawionego na słabszym motocyklu, to nadal jest duża szansa, że objedzie on przeciwnika na mocniejszej maszynie. Sama wielokrotnie robiłam lepsze czasy, niż niedoświadczeni motocykliści na litrach.

Jeśli natomiast patrzymy już na poziom profesjonalny, gdzie umiejętności zawodników są na zbliżonym poziomie, to wtedy decydujący może się okazać sprzęt i dokonane w nim modyfikacje. Przykładem tego jest klasa “DRAG”, gdzie funkcjonuje wręcz wyścig zbrojeń (śmiech). Maszyny są po bardzo poważnych modyfikacjach, takich jak montaż turbo czy podtlenku azotu. Standardem są też przedłużane wahacze.

Widzisz się kiedyś w takiej klasie?

Na dzień dzisiejszy jeszcze nie, ale kto wie co przyniesie przyszłość. Jak to mawiają “nigdy nie mów nigdy”.

Jaki będzie kolejny sezon Twoich startów?

Szykuje się ciekawy sezon, bo pojawiło się w zeszłym roku trochę nowych twarzy i zapowiada się, że walka będzie jeszcze bardziej zacięta. Niewykluczone też, że w tym sezonie pojawią się jakieś interesujące formy współpracy pomiędzy zawodnikami, ale jeszcze za wcześnie, aby zdradzać szczegóły.

Czy polskie wyścigi dragów są popularne? Czy są gdzieś relacjonowane?

Wśród zawodników – tak, są popularne. Bardzo dużo kierowców motocykli i samochodów stawia się na zawody, i to cieszy. Niestety ciężko jest zorganizować taką imprezę gdzieś w mieście, gdzie publiczność miałaby łatwy i bezproblemowy dojazd. Pamiętam czasy, kiedy w Warszawie odbywały się takie imprezy np. na lotnisku na Bemowie i przyciągały tłumy ludzi (w tym mnie), ale niestety to było dawno temu… Dużo od tego czasu się zmieniło i z tego co wiem, małe są szanse, aby zorganizować taką imprezę w stolicy. A szkoda, bo to na pewno przyczyniłoby się do wzrostu popularności tego sportu.

Dlatego często ścigamy się na lotniskach, w małych miejscowościach, albo wręcz „po środku niczego”. To sprawia, że trudno jest stworzyć wokół tego sportu grono kibiców, którzy będą śledzić na bieżąco wyniki i odwiedzać obiekty, na których się ścigamy. Jeśli chodzi o relacje na żywo to wiem, że zdarzały się jakieś transmisje na facebooku albo youtube, ale nie jest to reguła. Warto natomiast śledzić fanpage poszczególnych cykli/organizacji, bo to chyba w dzisiejszych czasach najlepsze źródło informacji w tym temacie.

Twoją pasją jest też taniec na szarfach?

Tak, od 4 lat trenuję taniec na szarfach w Aerial Dance Studio w Warszawie. To obok fitnessu, który bardzo lubię, moja główna aktywność fizyczna. To pozwala mi utrzymać dobrą formę, bo przez większość czasu traktowałam taniec w powietrzu po prostu jako sport, pozwalający pracować nad kondycją całego ciała. Jednak od końca zeszłego roku postanowiłam rozwinąć się również pod kątem artystycznym i wzięłam pierwszy raz udział w turnieju tańca na szarfach, zaliczając przy tym nawet drobny sukces – 4. miejsce w klasie na poziomie zaawansowanym. Planuję się dalej rozwijać w tym temacie.

A motocyklem nadal jeździsz do pracy?

Oczywiście i myślę, że to się jeszcze długo nie zmieni.

Komentarze:

Anonymous - 5 marca 2021

Witam, a jaki ma pani najlepszy swój czas przejazdu?

Odpowiedz
Pokaż więcej komentarzy
Pokaż Mniej komentarzy
Schowaj wszystkie

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze