Z premedytacją zablokował przejazd drugiemu kierowcy. Twierdzi, że nie wie o co chodziło i prosi o pomoc

Zachowanie autora nagrania jest zrozumiałe, ale chyba trochę za bardzo ociera się o szeryfowanie. Najdziwniejsze jest to, że teraz udaje on, że nie wie, co takiego zrobił.

Autor nagrania jechał uliczkami jednokierunkowymi. Po skręceniu w kolejną z nich, natrafił na kierowcę Forda, który właśnie wycofał z parkingu i chciał pojechać pod prąd. Autor nagrania zablokował mu przejazd i nie chciał ruszyć, nawet kiedy drugi kierowca wysiadł z auta i zaczął coś krzyczeć.

Jazda pod prąd to wykroczenie jak każde inne i trudno dziwić się autorowi, że nie chciał ustępować miejsca komuś, kto zamierzał złamać prawo. Szkopuł w tym, że kierowca Forda chciał przejechać pod prąd jakieś 10 metrów. Miejsca na minięcie się samochodów było przy tym wystarczająco – ulica została zmieniona na jednokierunkową, żeby utrudnić ruch samochodów i wyznaczyć na „nadmiarowej” części asfaltu pas dla rowerów.

Nie jest specjalnie dziwne, że kierowca Forda chciał w takiej sytuacji przejechać te 10 metrów pod prąd, niż krążyć po okolicy (co wymuszało na nim tak zwane „uspokajanie ruchu”, jak aktywiści nazywają likwidowanie pasów ruchu). Autor musiał o tym wiedzieć, ale celowo zablokował mu drogę. Ponadto uciął nagranie, więc nie wiemy, jak sprawa się skończyła, a także wyciął dźwięk (chyba że nagrywa bez dźwięku, ale robi to niewiele osób). A teraz twierdzi w opisie, że nie rozumie o co chodziło kierowcy Forda i prosi o pomoc widzów w odczytaniu prześwietlonej światłami jego auta tablicy rejestracyjnej. Chce w ten sposób odegrać się na kierowcy Forda? Bo jakoś nie wierzymy, że jest aż tak oderwany od rzeczywistości, żeby nie rozumieć, o co chodziło w tej sytuacji.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze