Two MX Fighters – bo w parze raźniej!
Justyna i Karol z „Two MX Fighters” tworzą udany związek, w którym mogą rozwijać wspólną pasję do offroad’owej jazdy motocyklami.
fot. Artur Maniak, IG: @photohunter_666
Two MX Fighters, czyli wspólna pasja to podstawa udanego związku i tego profilu FB?
Tworząc nasze posty, chcemy podzielić się z innymi kawałkiem naszego życia i pokazać, że udany związek, połączony pasją, jest możliwy i nie stanowi żadnego mitu. A skoro padło takie pytanie, to znaczy, że prowadzenie naszych stron ma sens.
Użyłam zwrotu „połączony pasją”, ponieważ to dzięki motocyklom poznaliśmy się z Karolem. Wcześniej oboje spotykaliśmy się z różnymi osobami, jednak nasze priorytety były całkiem odmienne. Oczywiście nie w każdym związku dwoje ludzi musi dzielić wspólną pasję – to zależy od ich indywidualnych potrzeb. Dla niektórych przebywanie cały czas z sobą jest niezdrowe, ale nie dla nas. Jesteśmy dla siebie najlepszymi przyjaciółmi, to z sobą najlepiej spędzamy czas, a przy tym robimy to, co najbardziej kochamy. Dlatego właśnie postanowiliśmy pokazać innym Two MX Fighters – udany związek dwojga ludzi, dzielących wspólną pasję.
Nie wyobrażacie sobie życia bez motocykli?
Motocykle to właściwie całe nasze życie. Poza pracą, poświęcamy im większość swojego wolnego czasu. Jak nie jeździmy, to spędzamy wspólnie czas w garażu. Karol hobbystycznie naprawia i serwisuje motocykle każdego rodzaju, a ja mu towarzyszę i staram się jak najwięcej nauczyć, żeby nie być przysłowiową blondynką (śmiech). Z wiadomych powodów, na naszym profilu można znaleźć relacje, wyłącznie z napraw naszych motocykli.
Od początku kręcił Cię motocross, czy miałaś też epizody z innymi motocyklami i nawierzchniami?
Szczerze powiedziawszy, zamiłowanie do motocrossu narodziło się z pewnym opóźnieniem. Sama myśl o zakupie motocykla pojawiła się u mnie po powrocie z rumuńskich gór. To właśnie tam, pierwszy raz, zobaczyłam motocykle enduro i świetne trasy. Po powrocie do domu zaczęłam oglądać mnóstwo filmików z jazdy w terenie i nie zajęło mi długo to zastanawianie się nad zakupem motocykla. Po przemyśleniu sprawy, moim pierwszym motocyklem była Suzuki DR 125 w wersji supermoto (właściwie to dalej jest, ponieważ jej nie sprzedałam). Z wyglądu przypominała mi enduro, z tą różnicą, że na szosowych kołach. Osobiście twierdzę, że to idealny motocykl dla początkujących, bo DR-ka wybaczyła mi wiele błędów i jednocześnie nauka jazdy na niej była ogromną frajdą. W momencie gdy opanowałam podstawy jazdy i poczułam się swobodnie na drodze, zaczęłam zjeżdżać z szosy tam, gdzie to było możliwe. Szukałam polnych ścieżek, dróg szutrowych i nie omijałam błota.
Po roku jazdy, już tak ciągnęło mnie do offroadu, że kupiłam drugi motocykl. I ten zakup nie był już taki przemyślany. Przede wszystkim byłam nastawiona na 4t, bo na 2t nie miałam okazji jeździć, a różnice między nimi znalazłam tylko z teorii. DR-ka była czterosówem i jazda na niej mi odpowiadała, więc nie chciałam ryzykować zmiany. Jeżeli zaś chodzi o pojemność silnika 125 ccm w 4t, to ona wydawała mi się już za mała. Sądziłam, że skoro opanowałam świetnie DR-kę to czas na coś mocniejszego…
Nowy zakup stał się wyzwaniem?
Niestety nie miałam wtedy świadomości, że te moje incydenty jazdy w terenie, nie można było nazwać offroad’em, a moja wiedza na temat takich motocykli jest znikoma. W konsekwencji padło na Hondę CRF 250 R – rasową crossówkę, która gabarytowo najbardziej mi odpowiadała. Niektórzy mogą się zastanawiać, dlaczego nie enduro? Prawda jest taka, że wtedy byłam przekonana, że jedyną różnicą miedzy enduro a crossem jest wyłącznie homologacja. W związku z tym, że zależało mi na lekkim motocyklu, zrezygnowałam z homologacji. Z perspektywy czasu widzę, jak błądziłam we mgle, ale nie żałuję swojej decyzji. Gdy poznałam Karola przekonałam się, jakie jest prawdziwe przeznaczenie CRF-ki i zakochałam się w adrenalinie, jaką daje motocross.
Jak się właściwie poznaliście?
Poznaliśmy się w sposób charakterystyczny dla naszych czasów. Gdy kupiłam CRF-kę to nie znałam zbyt wiele osób jeżdżących w terenie, a byłam nastawiona na częstą jazdę i szlifowanie umiejętności, które w tamtym czasie były na bardzo niskim poziomie. Właściwie to bałam się gdziekolwiek pojechać sama, bo motocykl to dość kapryśny, szczególnie że na gaźniku, bez rozrusznika. Wtedy nawet nie umiałam porządnie ją kopnąć (teraz jest mi znacznie łatwiej), nie mówiąc o sytuacji po przewróceniu się i zalaniu (Karol dalej musi mi ją odpalać). Szukałam więc znajomych, z którymi mogłabym jeździć, a im ich więcej, tym lepiej. Dlatego stworzyłam post na wrocławskiej grupie offroad’owej i wtedy zagadał do mnie Karol, który wrócił wtedy do jazdy w terenie, po 6-letniej przerwie.
fot. Artur Maniak, IG: @photohunter_666
Myślę, że oboje wówczas szukaliśmy znajomych do jazdy – chyba większość osób zgodzi się ze mną, że raźniej jeździ się towarzystwie. Zaczęliśmy wspólnie trenować, a później już wszystko samo się potoczyło. Skoro dużo jeździłam, to musiałam serwisować motocykl, więc Karol zaczął zajmować się moją CRF-ką, a ja spędzałam z nim czas w garażu. Z drugiej strony sądzę, że chociaż trochę musiałam mu się od początku podobać, ponieważ jak sobie przypomnę moją jazdę wtedy, to jego pokłady cierpliwości były zbyt duże, jak na uczucia czysto platoniczne (śmiech).
Czym jest dla Was jazda w terenie? Zabawą, relaksem, czy skupiacie się na ciągłym podnoszeniu umiejętności, a może startach w zawodach?
Jazda jest dla nas wszystkim: wytchnieniem, relaksem, pomaga rozładować emocje, jednocześnie możemy szlifować i podnosić swoje umiejętności, co później ma wpływ na nasze samopoczucie i ocenę. Czy planujemy udział w zawodach? Przede mną jeszcze długa droga, a od roku próbuje, bezskutecznie, namówić Karola – twierdzi że nie jest jeszcze gotowy, jednak ja sądzę inaczej…
Utarło się, że w motocrossie łatwo o kontuzje i złamania, też tak myślisz? Co bywa dla Ciebie osobiście trudne w terenie?
O kontuzję łatwo, zarówno na drodze, jak i w enduro czy w motocrossie. Osobiście miałam przygody wyłącznie podczas jazd enduro. Z poważniejszych sytuacji to: upadek z utratą przytomności oraz zbita kość ogonowa i bark, podczas nieudanego podjazdu (CRF-ka wtedy zrobiła praktycznie backflipa, na szczęście zdążyłam się już z niej ewakuować). Z kolei Karol, podczas jazdy na torze miał dwa groźne wypadki: wieloodłamowe złamanie nogi, zakończone operacją oraz połamany nadgarstek – tu na szczęście obyło się bez operacji, ale niewiele brakowało (na SORze trafiliśmy na dobrego specjalistę).
Mimo wysokiego ryzyka kontuzji i przeżycia sytuacji, w których ma się „serce w gardle” – nie umiałabym już zrezygnować z offroad’u, jednak nie ukrywam, że enduro jest dla mnie bardziej stresujące, niż motocross. Nie jest tajemnicą, że nie należę do najwyższych osób i niemożność dosięgnięcia do ziemi jest nie tylko stresująca, ale i irytująca. W terenie nie zawsze jest możliwość wybrania miejsca, gdzie chcesz się zatrzymać, szczególnie gdy jedzie się w grupie, więc na początku często zdarzała mi się utrata gruntu pod nogami. Aktualnie nabrałam już wprawy oraz siły, więc jest zdecydowanie lepiej, ale dużo nauki jeszcze przede mną.
Gdzie zwykle trenujecie? Ciężko jest znaleźć legalne, fajne miejsca, czy dla „chcącego nic trudnego”?
To prawda, że ciężko jest znaleźć miejsce, które będzie legalnie dostępne i jeszcze nikomu tam nie będzie przeszkadzać hałas motocykli. My mamy swoją miejscówkę do takiego, codziennego treningu, jednak jego położenie zachowam w tajemnicy (śmiech). Oprócz tego staramy się jak najwięcej jeździć na tory motocrossowe. Dwa lata z rzędu zrobiliśmy sobie wakacje MX i w ciągu półtorej tygodnia odwiedziliśmy kilka torów, rozsianych po całej Polsce. Relacje z tych wyjazdów można zobaczyć na naszym Instagramie i YouTube. Z kolei podczas jednodniowych wypadów można nas spotkać w Nowym Kościele, koło Złotoryi lub w Wilkowicach, koło Leszna. W tym roku jeszcze nigdzie nie byliśmy, ale szybko to nadrobimy!
FB: https://www.facebook.com/twoMXfighters
Insta: https://www.instagram.com/Two_MX_Fighters
Youtube: https://www.youtube.com/channel/UC2h1jJJ4mp18CIaQEWqm-oQ
Najnowsze
-
Test Skoda Enyaq Coupe RS Maxx. Ile warta jest najdroższa Skoda w historii?
Kiedy debiutowała na rynku, wielu przecierało oczy w niedowierzaniu. Elektryczna Skoda wyceniona na ponad 300 tys. złotych zwiastowała poważną zmianę wiatru w ofercie czeskiego producenta. Co otrzymamy, kupując najdroższy model w historii marki? Sprawdziłyśmy to, testując model Enyaq Coupe w topowej wersji wyposażenia RS Maxx. -
Gosia Rdest z kolejnym podium w tym roku!
-
Brak miejsca na pieczątki w dowodzie rejestracyjnym. Czy trzeba wymieniać go na nowy?
-
Ford Puma 2024 – test. Miejski crossover ze sportowymi korzeniami
-
La Squadra One Shoot – do takich samochodów wzdychają fani motoryzacji!