„Kate – TruckDriverka” połączyła pasję z pracą i nie żałuje!
„Kate „TruckDriverka” pragnęła jakiejś zmiany w życiu. Zaryzykowała i zamieniła lekką pracę biurową na prowadzenie ciężarówki w transporcie międzynarodowym. A początki nie były łatwe…
Co sprawiło, że zawód zawodowego kierowcy Ci się spodobał i zdecydowałaś się na zdobycie takich uprawnień?
W zasadzie u mnie historia jest podobna, jak w przypadku wielu moich koleżanek w zawodzie. Głównym motywatorem był mój facet – doświadczony kierowca firmy spedycyjnej w moim mieście. Niestety, widywaliśmy się bardzo rzadko, bo zjeżdżał co dwa tygodnie, raptem na weekend. Natomiast ja byłam wtedy spedytorem w innej firmie i czułam się bardzo niespełniona w tej roli. To był taki mój życiowy mur – nie wiedziałam jeszcze, co chcę w życiu robić i co pozwoli mi godnie zarabiać na życie. Wtedy właśnie mój Arek wpadł na pomysł, żebym zrobiła uprawnienia do pracy w podwójnej obsadzie – będziemy ze sobą częściej i będziemy dobrze zarabiać.
Od razu byłaś przekonana do tego pomysłu?
Motoryzację lubiłam od dziecka, a w późniejszym czasie prowadziłam nawet klub samochodowy w Kaliszu. Prawo jazdy na kat. B zdałam w wieku 18 lat, a jako 20-latka miałam swoje pierwsze auto. Prowadzenie samochodu sprawiało mi zawsze niesamowitą radość, ale nigdy nie myślałam o pracy w roli kierowcy ciężarówki. Wydawało mi się to poza zasięgiem, jako kobieta szukałam lżejszej pracy. To chyba to zakorzenione w Polakach przekonanie i stereotyp kobiety pracującej, która powinna zostać w domu, albo podjąć się lekkiej pracy, bo z ciężką pracą fizyczną zwyczajnie nie da sobie rady…
Tu jednak czułam duże wsparcie mojego Arka – przecież nie będę sama, prawda? Poza tym widziałam ten zawód w samych pozytywnych aspektach: podróże, siedzenie za kierownicą, brak rutyny, poczucie misji – przewóz rzeczy z punktu A do punktu B. Zadaniowy charakter pracy, a przy tym zarabianie. Prawo jazdy zdałam za pierwszym razem, podjęłam pracę trzy miesiące później w firmie, w której nadal pracuje. I tak już niemal 7 lat!
Te początki były dla Ciebie trudne?
Jak wspominam sobie moje początki i stres, który mi towarzyszył – to dziś może się z tego śmieję, ale wtedy mi do śmiechu wcale nie było… Biurowa dziewczyna, która uwielbiała szpilki, poszła pracować jako kierowca ciężarówki – i co dalej? To przecież nie tylko kierowanie, choć nawet to sprawiało mi wiele kłopotów na początku. Bałam się ciasnych uliczek, skrzyżowań, nawet zwężek na drodze. Cofanie pod rampę to była katastrofa, a najlepsze jest to, że przez długi czas się tego uczyłam i nie wiedziałam, czemu mi nie wychodzi i co robię źle? Z zazdrością patrzyłam na tych, którym udawało się to za drugim razem. Prawda jest taka, że na początku nie umiałam nawet manewrować paleciakiem, żeby odpowiednio wjechać z towarem w puste miejsce paletowe. Szybko okazało się też, że nie zawsze będę z moim Arkiem jeździć w podwójnej obsadzie, więc musiałam radzić sobie sama coraz częściej. W głowie zaczęło pojawiać się pytanie, po co to robię i czy podjęłam dobrą decyzję? Wpadałam w depresję. Zacisnęłam jednak pięści i stwierdziłam, że się nie poddam, a wszystkiego, co sprawiało mi problem – muszę się nauczyć. Z czasem zaczęłam pojmować czas pracy kierowcy, manewrowanie zestawem z przyczepą, z naczepą, manewrowanie towarem na pace.
Środowisko kierowców jest przychylne dla nowicjuszy, a do tego płci żeńskiej?
Grupa społeczna, jaką tworzą kierowcy ciężarówek jest bardzo specyficzna. Z jednej strony potrafimy sobie wspaniale pomagać, bo w końcu kto zrozumie kierowcę tak jak inny kierowca? Z drugiej jednak strony dochodzi między nami do wielu spięć, nie tylko na drodze. I tak samo mam ja. Z jednej strony są sympatyczni ludzie, którzy przybijają „mentalną piątkę”, podziwiają, fascynują się kobietami za kierownicą, bo to wciąż rzadko spotykane „zjawisko”. A niektórzy twierdzili, że się w tym zawodzie zmarnuję i powinnam zająć się czymś innym, mniej wymagającym. Jedni często pomagają mi przy rozładunkach, proponują kawę. Inni z kolei, zatrzymali się mentalnie kilkadziesiąt lat wstecz twierdząc, że miejsce kobiet jest w kuchni i nie damy sobie rady ze zmianą koła (ten tekst pojawia się wyjątkowo często, jakby zmiana koła definiowała prawdziwego kierowcę). Takie zachowanie obserwuję tylko w internecie, gdzie każdy jest „mądry”. Lepiej przelać swoje frustracje czy niedowartościowane ego na klawiaturę – tak to sobie tłumaczę.
Myślisz, że zostaniesz już w tym zawodzie, czy masz na swoje życie inny jeszcze pomysł do zrealizowania?
W tej chwili nie wyobrażam sobie siebie nigdzie indziej, jak właśnie za kierownicą, bo to powiązanie mojej pasji z pracą. Zawsze szukałam czegoś, co pozwoliłoby mi się wpisać w słowa „jeśli robisz to, co kochasz, nigdy nie przepracujesz ani jednego dnia”. Poza tym cenię sobie ten zawód za to, że poznałam masę naprawdę wartościowych ludzi. Nauczyłam się też o sobie więcej, niż byłabym w stanie na innej posadzie. Jestem silniejsza.
Patrząc na swoje dotychczasowe doświadczenia – jakim kobietom poleciłabyś taką pracę?
Zdecydowanie tym, które nie boją się wyzwań, lubią stawiać sobie wysoko poprzeczkę i lubią „survivalowy” tryb życia. To nie praca dla „księżniczek” – tu paznokcie się łamią, niekiedy nie ma czasu na zrobienie makijażu czy ułożenie włosów. Tu trzeba walczyć o przetrwanie! W drogowej dżungli oczywiście (śmiech). Tak naprawdę wiele kobiet do mnie pisze, bo chciałyby się podjąć takiej pracy, ale nie są pewne, czy sobie poradzą. I co na to inni ludzie powiedzą, skoro mają tytuł magistra, są nauczycielkami, matkami… A wiele kobiet nawet nie wie, na co je stać, dopóki nie spróbują czegoś nowego. Dlatego ja zawsze odpowiadam, że trzeba iść za głosem serca i nie zważać na opinie innych. Polecam więc tym, co się zastanawiają – po prostu spróbować tego życia.
Jakim samochodem obecnie jeździsz, w jakim systemie i jaki typ ładunku przewozisz?
Obecnie jeżdżę Scanią R450, ciągnikiem siodłowym z naczepą. Moja praca to dwa wyjazdy w tygodniu na maksymalnie dwa dni, jestem więc często w domu. Importujemy warzywa, owoce i grzyby z naszych okolic i wywozimy je na rynek niemiecki, dlatego nasze zestawy to chłodnie.
Dbasz o kondycję, nawet w trasie – zdrowy tryb życia da się prowadzić, będąc godzinami za kierownicą?
Oczywiście, że się da i jest masa osób, które to potwierdzają. Wszystko zależy od naszych chęci, motywacji, zaciętości i wytrzymałości. Niektórzy wolą po dniu pracy otworzyć piwko i oglądać filmy, a ja należę do grupy ludzi, którzy wolą ten czas spędzić aktywnie. W pół godziny można przecież wykonać jakikolwiek trening: od spaceru, rolek, roweru, po trening siłowy czy aerobowy. Taki też utrzymuję standard – 30 minut aktywności po wykonanej pracy. Nie wierzę ludziom, którzy mówią, że się nie da, że „Hardkorowi Trakersi” robią to tylko „dla fejmu”. Przełamujemy stereotypy i próbujemy propagować zdrowy tryb życia. Cieszymy się, że grono takich ludzi się powiększa!
Profil FB: https://www.facebook.com/KateTruckDriverka
Najnowsze
-
Volvo ES90 – 700 km zasięgu w elektryku dzięki polskim innowacjom! Co jeszcze stworzyli eksperci z Volvo Tech Hub w Krakowie?
Volvo Cars Tech Hub w Krakowie obchodzi drugą rocznicę działalności. Firma chwali się, że to właśnie tam powstały kluczowe technologie dla nowego elektrycznego sedana ES90. Ale czy rzeczywiście polscy inżynierowie mieli tak duży wpływ na ten samochód? Przyjrzyjmy się faktom. -
Kto buduje polskie drogi? Firmy z UE i… Chin. Kto jeszcze zarabia miliardy i czy zdąży do 2030 roku?
-
Nowa Mazda6e – czy elektryk z duszą sportowego sedana podbije rynek?
-
Polskie warsztaty na skraju bankructwa? Długi sięgają 458 mln zł, a wiarygodność płatnicza spada
-
Elektryczny SUV – sprawdź model EX90 od szwedzkiej marki Volvo