Edyta Klim

Hello World – świat oczami Eweliny

Mama, nauczycielka i motocyklistka - czyli Ewelina, autorka bloga „Hello World”, opowiedziała nam o tym, co ją w życiu kręci.

Kiedy do określeń: „Mama, Nauczycielka”- jakich używasz, dołączyło: „Motocyklistka”?

Mamą zostałam mając niewiele ponad 18 lat, byłam w klasie maturalnej i musiałam wtedy zmierzyć się z nie lada wyzwaniem. Dzięki wsparciu rodziny zdałam maturę i mogłam się w pełni oddać się opiece nad synkiem. Macierzyństwo pochłonęło mnie całkowicie, byłam zafascynowana tym, co dzieje się z dzieckiem podczas pierwszych miesięcy i lat życia. Cztery lata później urodziła się moja córka, a ja już wiedziałam co chcę w życiu robić. Wtedy do określenia „Mama” dołączyło „Nauczycielka”. Świadomie używam tu wielkich liter, bo są to bardzo ważne i niezwykle cenne życiowe role. Motocyklistką stałam się dużo później, już po 30-tce, a na 35-te urodziny dostałam swój pierwszy motocykl.

To, że dzieci masz prawie „odchowane,” pozwala Ci na większą swobodę w ruszaniu przed siebie?

Zdecydowanie tak – pewnie dlatego moja motocyklowa przygoda zaczęła się tak późno. Najpierw były dzieci, później inne „przyjemności”. Wcześniej w opiece pomagała mi moja mama i jestem jej za to bardzo wdzięczna, bo bez niej nic by się nie udało! Dziś mój syn ma prawie 20 lat, córka 16. Są już samodzielni, a jednocześnie bardzo rozsądni – mogę ich bez obaw zostawić na weekend w domu i ruszyć na wycieczkę.

Stałaś się nauczycielką, bo dzieci obudziły w Tobie taki cel?

Pomysł na studia pedagogiczne zakiełkował w mojej głowie, kiedy syn był małym szkrabem. Odkryłam wtedy, że obcowanie z dziećmi bardzo mi się podoba i sprawia mi ogromną radość. Kiedy zauważyłam, jak poświęcony mu czas przynosi efekty w postaci nowych umiejętności, zdolności – zdecydowałam, że chcę to robić w życiu.

Ile to już lat? Nadal masz z tego zawodu satysfakcję?

Od 15 lat pracuję w przedszkolu, a od niedawna uczę też dzieci angielskiego. To praca pełna wyzwań, codziennie coś mnie zaskakuje – czasem dzieci, czasem ich rodzice i choć bywa trudno, to mam satysfakcję z każdego postępu, jaki robią „moje” dzieci.

Niestety zawód nauczycielki w przedszkolu jest bardzo niedoceniany – ludziom się wydaje, że przez cały dzień nic się nie robi, pije kawę i tylko uważa, żeby dzieci sobie nie zrobiły krzywdy. A tak nie jest. Każdego dnia mam do rozwiązania setki problemów, które dla dorosłych wydają się błahe, a dla dzieci to cały ich świat. Uczę nie tylko kolorów i literek, ale przede wszystkim wytrwałości, szacunku i empatii. Pokazuję im, że życie nie zawsze jest proste, ale zawsze trzeba wyciągać wnioski, nie zniechęcać się i robić tak, żeby każdy czuł się szczęśliwy i doceniony. Wkładam w moją pracę całe serce, obserwując jednocześnie, jak takie nieporadne „maluchy” przekształcają się w odważne „starszaki”, które wyfruwają w świat i zaczynają naukę w szkole.

Wierzysz, że w życiu nie ma przypadków? W Twoim blogu jest sporo życiowej mądrości.

Wierzę, że wszystko w życiu jest „po coś”… W 2020 roku usłyszałam miażdżącą diagnozę – złośliwy nowotwór tarczycy. Musiałam wtedy zwolnić i zastanowić się, jak to wszystko „ogarnąć”. Miałam 37 lat, dwoje dzieci i tyle marzeń do spełnienia, tyle pięknych miejsc do odwiedzenia, tyle pasji, które chciałam rozwijać… Kilka lat wcześniej zrobiłam patent żeglarza jachtowego, jestem też członkiem Klubu Zdobywców Korony Gór Polski. Obiecałam sobie, że jak wyzdrowieję, to zrobię coś, co zostawi po mnie jakiś ślad i jednocześnie da innym coś pozytywnego. I zaczęłam pisać bloga o: życiu, mojej pracy, podróżach na motocyklu po Polsce i Europie, ludziach, których spotkałam na swojej drodze (dzięki którym poradziłam sobie i przetrwałam trudne chwile).

To nie jest przypadek, że w życiu poznajemy różne osoby. Każda z nich daje nam jakieś doświadczenie. Czasem dobre, czasem nieprzyjemne… ale tylko od nas samych zależy, jakie uczucia będziemy w sobie pielęgnować: miłość i radość czy złość i agresję. Ja na swojej ścieżce natknęłam się na wspaniałych ludzi. Są ze mną na co dzień, wspierają mnie – dzięki nim odkryłam co jest dla mnie ważne i którędy chcę iść. Wśród moich przyjaciół jest wielu motocyklistów i to oni zarazili mnie pasją. Dzięki nim zapragnęłam poczuć tę „wolność”, którą daje motocykl.

Co Ci dała jazda motocyklem w tamtym czasie? I pewnie daje cały czas…

Jazda na motocyklu jest wymagająca – muszę się bardzo skupić na drodze, bo pełna koncentracja to podstawa. Musiałam nauczyć się zostawiać za sobą wszystkie problemy. A na motocyklu wszystko znika… To trochę tak, jakby powiew wiatru wywiewał z mojej głowy wszystkie złe emocje.

Często mam tak, że podczas jazdy myśli same układają mi się w zdania, które po skończonej przejażdżce spisuję na moim blogu. Wszystko co piszę, pochodzi prosto z serca. Dzielę się tą radością, którą daje mi świat. A cieszą mnie na prawdę banalne rzeczy: zachwycam się przyrodą, widokami, wiatrem, który wieje, słońcem, które mnie grzeje. I w każdej – nawet najgorszej sytuacji – staram się dostrzec coś pozytywnego!

Pisanie bloga pomogło Tobie, a innym też pomaga jego czytanie? Masz jakiś odzew?

Dostaję wiele wiadomości, że fajnie się czyta te moje opowieści. Piszą do mnie starzy znajomi, którzy nie znali mnie od „tej” strony, ale też zupełnie obce osoby. Odezwała się do mnie dziewczyna (motocyklistka), która zmaga się z podobną chorobą i na początku była przerażona – tak jak ja kiedyś… A teraz już wie, co ją czeka. Jest spokojniejsza, bo widzi, że „po raku” można żyć normalnie i spełniać marzenia. Z drugiej strony to uświadamia mi, że to co robię ma sens.

Na blogu będę też pisać o mojej pracy, o: wychowaniu dzieci, trudnościach i sprawdzonych sposobach na to, jak sobie z nimi poradzić. Chciałabym się podzielić swoim doświadczeniem jako „Mama i Nauczycielka”.

Jakim jeździsz motocyklem i czy spełnia Twoje oczekiwania?

Zaczynałam od motocykla o małej pojemności – była to Aprilia RS4 o pojemności 125ccm. Objechałam nią całe Mazury, od Giżycka po Augustów. Mogłam nią jeździć, posiadając tylko prawo jazdy kat. B, a w międzyczasie już kończyłam kurs na kat. A. Drugim motocyklem było Kawasaki ER6f, a obecnie jeżdżę Yamahą FZ8. Ten motocykl bardzo mi odpowiada – ma wygodną pozycję, jest dobrze dobrany do mojego wzrostu i świetnie się prowadzi. W tym roku po raz pierwszy wybrałam się na nim w podróż po Europie, odwiedziłam Chorwację, Austrię i Włochy.

Wolisz właśnie takie dłuższe wycieczki czy krótkie wypady? W miejsca turystyczne czy odludne?

Zdecydowanie wolę dłuższe wycieczki niż jazdę „po mieście”. Do pracy jeżdżę samochodem, bo moja praca wymaga, żebym „odpowiednio” wyglądała (strój, fryzura, makijaż). Ale w weekendy, kiedy pogoda dopisuje, sprawdzam, co na mojej „mapie marzeń” mam jeszcze do zobaczenia i jadę tam. Wolę miejsca, gdzie są ludzie, gdzie coś się dzieje. Lubię oglądać twarze, dzielić się uśmiechem, ale chętnie też podziwiam naturę – piękne widoki potrafią wywołać u mnie łzy wzruszenia. Nie umiem się jeszcze tylko przekonać do jazdy po szutrach, piachu, bo offroad raczej nie jest dla mnie.

Jakie masz jeszcze marzenia do spełnienia jako „Motocyklistka”?

Na mojej liście jest jeszcze wiele miejsc do odwiedzenia – w Polsce: „pętla bieszczadzka”, Dolny Śląsk, pojezierze kaszubskie. A w Europie: okolice czeskiej Pragi i Brna, południowa Chorwacja, Hiszpania w rejonie Walencji i na pewno, po raz kolejny, chcę przejechać przez Alpy.

Blog na FB: www.facebook.com/ewelinaflisekblog

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze