Kamila Hofbauer – wierszem o motocyklu. Rozmowa

Kamila Hofbauer „Kamyk” bardzo długo czekała na chwilę, gdy spełnią się jej motocyklowe marzenia. Teraz jest już spełnioną motocyklistką, a o swojej pasji potrafi opowiadać, nawet wierszem.

Motocykle towarzyszyły Kamili od dziecka, jednak od niedawna jest motocyklistką.

– „Plecaczkiem” jestem od trzeciego roku życia. W tamtych czasach pojazdem służbowym mojego taty była WSK 125-tka. Rodzice bardzo często jeździli ze mną na grzyby lub nad jezioro, sadzając mnie pomiędzy siebie. To były piękne czasy dla motocyklistów – puste drogi i przepiękna przyroda. Niestety motocyklistek nikt wtedy nie traktował poważnie. Mój pech polegał na tym, że nie urodziłam się chłopakiem. I tak to się zaczęło… Minęło wiele, bardzo długich lat i dopiero w zeszłym roku zdałam upragnione prawo jazdy kat. A. Realizacja tego, najbardziej szalonego pomysłu w moim życiu, to składowa mojej determinacji i wsparcia wspaniałych przyjaciół, którzy nie pozwolili mi się poddać. Warto było przeżyć każdą wcześniejszą chwilę, aby doczekać się dnia, w którym pierwszy raz na swojej „Suzi”, samodzielnie wyjechałam na drogę.

Erotycznie o samochodach pisze Izabela Bill –  rozmowę z nią przeczytasz tu, a o jej najnowszym tomiku wierszy wydanym pod patronatem Motocaina.pl dowiesz się tu.

 

Kamila Hofbauer i jej Yamaha FZ6 Fazer
fot. archiwum prywatne Kamili Hofbauer

Obecnie motocyklem Kamili jest Yamaha FZ6 Fazer:

– „Smoczyca” jest najpiękniejsza na świecie! (śmiech). To Yamaha FZ6 Fazer o pojemności 600 cm3. Wcześniej jeździłam na Suzuki GS 500 i to właśnie na niej trenowałam technikę jazdy i robiłam swoje pierwsze kilometry na drodze. W sierpniu zeszłego roku miałam solidny wypadek, z którego „Suzi” wyszła praktycznie bez szwanku, lecz ze mną było gorzej… I co robi blondynka w takiej sytuacji? Oczywiście zmienia motocykl na większy i szybszy! (śmiech) A tak poważnie… to zdarzenie dużo mnie nauczyło. Nabrałam wiele pokory wobec swoich możliwości, umiejętności, praw fizyki i faktu, że droga nie wybacza błędów motocykliście…

O swojej drodze do spełnienia motocyklowych marzeń, Kamila opowiada w wierszu:

Cena marzeń

Nie pytajcie mnie dlaczego,

Jaki sens to dla mnie ma,

O marzeniu tym myślałam,

Przeszło już trzydzieści lat.

Kiedy ojcu wspominałam,

Że tak bardzo pragnę by…

On od głupich mnie wyzywał,

Śmiał się głośno, ze mnie drwił.

Kiedy nastał dzień decyzji,

Wszystko odmieniło się,

Brak pieniędzy, strach, niewiara,

Już nie hamowały mnie.

Tak przyjaciół swych poznałam,

Murem wtedy przy mnie trwali,

Kiedy czwarty raz nie zdałam,

Bo te nerwy nie ze stali…

Kiedy w końcu stał się cud,

Usłyszałam – zaliczone,

W mojej głowie tylko szum,

Myśli jakieś wciąż skłębione.

I choć słyszę tu i tam,

Że roślinką wnet się stanę,

Na motocykl wsiadam swój,

Świetną stanowimy parę.

Kolejny wiersz mówi o zagrożeniach, jakie czyhają na drodze:

– Jestem mamą i babcią, przede mną jeszcze wiele rzeczy i miejsc, które chciałabym odkryć, poczuć, posmakować – chcę żyć. Dlatego staram się być bardzo zdyscyplinowaną motocyklistką. Przestrzegam zasad ruchu drogowego, nie jestem uciążliwa dla pozostałych kierowców – sama prowadzę samochód, więc cierpliwie czekam w kolejce na światłach. Nie wpycham się na trzeciego, chyba, że ktoś wyraźnie mnie przepuści. Nie mniej jednak sytuacje, które spotykają mnie na drodze nie pozwalają zapomnieć o tym, że każda moja wyprawa na „Smoczycy”, może być tą ostatnią…

Ku przestrodze

Smoczyca moja w garażu cicho stoi…

Wyglądam przy niej niczym rycerz w zbroi,

Gdy kurtkę ubieram i kask trzymam w dłoni,

Radosne pląsanie czuję w sercu moim…

Po chwili na drogę wyjeżdżamy śmiało,

A tu dwoje oczu, to ciągle zbyt mało…

Smoczyca moja do zabawy skora,

A ja widzę przed sobą prawdziwego potwora…

Spacerowym tempem lewym pasem jadę,

Trzymając kolejkę w tym mobilnym stadzie,

A na prawym pasie wózek ciężarowy,

Nie wiedzieć dlaczego urwać chce mi głowę…

Rozpędzone cielsko bez żadnej przyczyny,

Spycha mnie na trawę w listki koniczyny,

Nie w głowie mi teraz śniadanie na trawie,

Wyprzedzając unikam udziału w tej zabawie…

Jedno skrzyżowanie, drugie i trzecie,

Pani kończy makijaż w pięknym kabriolecie,

Stoi toto przede mną, miny robi nieskromne,

Że ja też jestem kobietą wcale tu nie wspomnę…

Ruszamy z tych świateł, wcale nie z kopyta,

Wyprzedzam panią, niech za mną pomyka,

Smoczycy silnik mruczy wesolutko,

Ja tętno mam wysokie i jest mi cieplutko…

Raz skręcamy w lewo, raz jedziemy w prawo,

Nagle pan mi wyjeżdża jakąś starą zastavą,

W lewej dłoni telefon kurczowo trzyma,

Prawą manewruje łypiąc gdzieś oczyma…

I doprawdy nie wiem gdzie jego wzrok sięga,

Ominięcie go to dla mnie prawdziwa udręka,

Pot obficie, strumieniami po czole mym spływa,

Nie wiem jak to się stało,  ja ciągle jestem żywa…

Do celu naszej drogi jest już niedaleko,

To przyjemność miała być, a mi jest nielekko,

Smoczyca rześka do przodu wciąż wyrywa,

Ja stan przedzawałowy będę miała chyba…

Kamila Hofbauer
fot. archiwum prywatne Kamili Hofbauer

W wierszu „Niemożliwe” Kamila dodaje otuchy tym, co boją się walczyć o marzenia. Ona o swoje marzenia motocyklowe walczyła wytrwale, aż do szczęśliwego finału:

– O tak! To jest opowieść z cyklu: „Jak hartowała się stal” (śmiech). Nie miałam odwagi, pieniędzy i jak mi się wydawało, przez te wszystkie lata – kompletnie do tego się nie nadawałam. I przyszedł taki dzień, w którym wiedziałam, że jak czegoś nie zmienię w swoim życiu, to oszaleję. I zadałam sobie pytanie: „Jak nie teraz, to kiedy?” Wiedziałam wtedy, że wbrew wszystkim i wszystkiemu, po raz pierwszy zrobię coś wyłącznie dla siebie – zrealizuję marzenie swojego życia! Jesienią 2012 roku zapisałam się na prawo jazdy – jeszcze według starych zasad. Przeczytałam dwie znakomite książki: „Strategie uliczne” i „Motocyklista doskonały” – Davida L. Hough, które to pozycje gorąco polecam każdemu, kto zaczyna swoją przygodę z motocyklem. W międzyczasie jakimś cudem, wygospodarowałam pieniądze na strój motocyklowy (tekstylny) i kask (Shark – model fosforyzujący po zmroku) oraz buty motocyklowe, a rękawiczki pożyczył mi kolega. Na pierwszy egzamin się nie załapałam, gdyż zaskoczyła mnie zima. Wiedziałam, że na wiosnę będę musiała zdawać na nowych zasadach, a co za tym idzie – czeka mnie trudny plac manewrowy i zmiana motocykla z pojemności 125 cm3 na 600 cm3. Dla mnie to było tak, jakbym miała przesiąść się z Fiata 125 do ciężarówki! Wymogi nowego egzaminu pomogły mi podjąć decyzję o zakupie swojego pierwszego motocykla Suzuki GS 500. Codziennie rano, przed pracą, około godziny piątej jeździłam na krytym torze kartingowym ćwicząc manewry, technikę jazdy i opanowanie motocykla. Nareszcie motocykl jechał tam, gdzie chciałam, a nie odwrotnie (śmiech). Wiedziałam, że jestem bardzo dobrze przygotowana do egzaminu. Nie mniej jednak zdawałam go – uwaga – pięć razy! Na placu manewrowym szkoły jazdy przez całą godzinę nie popełniałam błędów, na egzaminie jednak potrafiłam „zawalić” najbardziej lubiany przeze mnie slalom między bramkami. Prawdziwy dramat i lekcja pokory. I przyznam szczerze, że gdyby „Killer” (mój instruktor i bardzo serdeczny kolega) nie stawiał mnie do „pionu” po kolejnej porażce, to na pewno nie dotrwałabym do ostatniego egzaminu. Z perspektywy czasu jestem wdzięczna losowi, że zmobilizował mnie do tak dużego wysiłku i pracy, bo dzięki temu, moje szanse na przeżycie na drodze w pierwszych samodzielnych podróżach po mieście – znacznie wzrosły.

Czy było warto? Hmm… zakładam kurtkę, biorę kask do ręki, pozwalam „zamruczeć” mojej „Smoczycy” i czuję, jak serce przyśpiesza rytm, endorfiny rozpływają się po całym ciele i przez parę chwil wydaje mi się, że jestem wolna, nieskrępowana, prawdziwa… Trudno zastąpić to czymkolwiek innym – to najwspanialsza przygoda mojego życia!

Niemożliwe…

W snach swych często widywałam,

Horyzontu siną dal,

Gdy pędziłam wprost przed siebie,

Gubiąc gdzieś za sobą żal…

Rankiem zawsze powtarzałam,

To marzenia, zwykły sen,

W codzienności udawałam,

Że tak dobrze z tym mi jest.

Wstydem ból swój przepłaciłam,

Rezygnując z marzeń swych,

Dziś nadrabiam każdą chwilą,

Z motocyklem dzielę dni.

Piszę o tym bardzo szczerze,

By odwagi dodać wam,

Tym co wątpią i nie wierzą,

Że odmienić można czas…

Nie ma rzeczy niemożliwych,

Wszystko do zrobienia jest,

Trzeba jednak ruszyć z miejsca,

Samo nic nie zrobi się…

Nie myśl teraz o pieniądzach,

O przeszkodach, pechu, losie,

Skup się na tym czego pragniesz,

Grając wszystkim na ich nosie.

I nie słuchaj złych doradców,

Tych co snują wizje złe,

Realizuj swe marzenia,

Dziś już nie powtórzy się…

Kamila Hofbauer i jej Yamaha
fot. archiwum prywatne Kamili Hofbauer

Pseudonim Kamili i jednocześnie tytuł kolejnego wiersza to Kamyk:

– „Kamyk”, to zdrobnienie mojego imienia Kamila. Dla mnie jednak, to coś więcej – to hart ducha, który nakazuje mi za każdym razem jak upadnę na kolana, podnieść się z nich i z wysoko podniesioną głową ruszyć dalej. Najważniejsza osoba w moim życiu – babcia, zawsze powtarzała: „Bądź jak skała, o którą rozbijają się morskie bałwany. Nigdy się nie poddawaj…”. To życie sprawiło, że jestem „wojownikiem”. Zawsze w pełnym rynsztunku, tarczą w jednej i mieczem w drugiej dłoni, gotowa do odparowania ataku. Jestem twarda. I choć czasami się „potykam”, to jednak próbuję żyć według tej zasady.

Wiersz pt. „Ja – Kamyk” powstał w odpowiedzi na małą prowokację mojego kolegi „od pióra”, który dla mnie jest mistrzem słowa – ale to już, zupełnie inna historia…

Ja – Kamyk

Może Kamyk jest z potoku,

Może gdzieś na brzegu leży,

Ziarnka piasku, krople wody,

Milsze mu są niż nagrody.

Czasem w bucik jakiś wpadnie,

Trze, uwiera, mocno gniecie,

Czasem toczy się przy drodze,

Patrząc na te dziwy w świecie.

Kamyk jest z natury twardy,

Lecz nie rani bez przyczyny,

Bywa jednak, że czasami,

Obcym rzedną przy nim miny.

Gdzie tu haczyk na Kamyka?

Dziś niejeden tak zapyta,

Kamyk cicho sobie bieży,

W swe marzenia chce uwierzyć.

Kamyk bywa, tu i tam,

Choć wśród ludzi – ciągle sam,

Na Smoczycy swej pomyka,

W duszy słyszy pląs strumyka…

Spytaliśmy, czy twórczość Kamili to tylko wiersze i czy ją gdzieś publikuje.

– „Twórczość” – jak to brzmi… (śmiech) To tylko takie, moje wierszowanki, które piszę „do szuflady”, bo gdzie mi się mierzyć z prawdziwymi mistrzami słowa. Lubię pisać – zdecydowanie prozą. Wtedy chyba jestem, najbardziej prawdziwa. Poprzez słowa przelewane na papier poznaję siebie, porządkuję myśli i uczucia, docieram do tego, co mnie „uwiera” oraz poznaję swoje pragnienia. Nie czuję skrępowania, wstydu, kompleksów i całego balastu zasad. Odkąd pamiętam, kartka papieru była moim powiernikiem. Wytrwała, wierna, stała, a przede wszystkim bezpieczna. Ta jednostronność kontaktu też miewa swoje zalety – „zmory” z przeszłości pozostają uśpione…

W moim życiu są dwie osoby, które przez „dziurkę od klucza” podejrzały kilka moich tekstów i namawiają mnie do pisania, nie tylko dla siebie. To moje kolejne niespełnione marzenie. Kto wie… dla osoby, która ma dar spełniania marzeń, nie ma rzeczy niemożliwych!

Kamila Hofbauer
fot. archiwum prywatne Kamili Hofbauer

Usprawiedliwienie

Czasem słowo rymem płynie,

czasem utknie w pajęczynie…

wielu myśli, wątpliwości,

musisz być wciąż w gotowości,

aby ująć w lot co trzeba,

nie ma zmiłuj, nie ma przebacz…

Tak powstaje wierszowanka,

z uczuć moich to pisanka,

słowem myśli ozdobiona,

nikt koloru jej nie dodał,

nieporadna i kanciasta,

najważniejsze jest że własna.

Wielu dzisiaj zwolenników,

tyle samo jest krytyków,

nie chcę słuchać więc nikogo,

pójdę teraz swoją drogą,

i kto chce niech to przeczyta,

jeśli nie, niechaj stąd zmyka. 

I na koniec – coś o tych, co wierni swej pasji, odeszli…

Spotkanie

Pewien Ktoś mnie nie rozumie,

Że motoru dźwięczny rym,

To marzenia są wyśnione,

Więc przed siebie mknę co sił…

Czasem mijam na poboczu,

Krzyż a na nim wisi kask,

Lewa w górę przyjacielu,

Więcej z Tobą będzie nas…

I pomkniemy tam w przestworzach,

Na podniebnym szlaku gwiazd,

Słońce będzie światłem naszym,

Księżyc nam wymierzy czas…

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze