Dyskretny urok burżuazji – test Mercedesa E350 CGI Cabriolet

Kabriolet to głód wolności, pragnienie doznawania otaczającego świata, czucia jego zapachów, dźwięków i przestrzeni zuchwale wdzierającej się do wnętrza samochodu. Jeśli ma masce tkwi dumnie gwiazda, oznacza to zwykle jedno - blichtr i szacunek. Czy stateczny bezdachowiec Mercedesa może być jednocześnie obiektem żądzy?

Jesienne popołudnie, na zewnątrz chłodna temperatura, szaro, buro i melancholijnie. W duchu snuję wyobrażenia o żywiołowej przejażdżce bez dachu, w połyskującym słońcu, na spektakularnych serpentynach np. hiszpańskiej wyspy. Przez myśl klatka po klatce przewijają się obrazy rodem z filmów drogi: Thelma i Louis gnające przez pół Ameryki na zatracenie, Sailor Ripley z „Dzikości serca” przemierzający z Lulą Stany w poszukiwaniu własnego miejsca na ziemi… Tylko gdzie w tych opowieściach miejsce na burżujskiego merola, który przyszło mi testować?

fot. Katarzyna Frendl
fot. Mercedes

Faktem jest, że dla większości wybór kabrioletu to jak spełnienie motoryzacyjnego marzenia; dla innych z kolei, to po prostu uzupełnienie rodzinnej floty składającej się już z nudnej limuzyny, czy pakownego, rodzinnego samochodu, o to bardziej „ekscytujące” auto. Ale czy aby Mercedes E-klasa właśnie takim jest? Nawet najnowsza odmiana kabrio bardziej niż z przebojowym zawadiaką kojarzy się raczej z dystyngowanym gentlemanem, z wytwornym szykiem i luksusem. Innymi słowy, daleko mu do wybryków przykładowej Britney Spears czy Paris Hilton, a bliżej do stonowania Sofii Loren lub Claudii Cardinale. Czy zatem tylko dojrzali kierowcy docenią jego zachowawczą stylizację i czy potrafi wzbudzić coś więcej niż estymę i cześć?

Wśród rozwiązań zwiększających bezpieczeństwo Klasy E znajduje się system kontroli zmęczenia kierowcy „attention assist”, system ochrony pasażerów pre-safe, inteligentny system oświetleniowy ILS, system Active Bonnet minimalizujący obrażenia pieszego w przypadku kolizji z samochodem, oraz układ kontroli odległości od pojazdu poprzedzającego „distronic plus”.

Na początek mierzę samochód badawczo spojrzeniem, zastanawiając się w duchu, czy to auto w gruncie rzeczy mi się podoba. Dawno nie widziałam tak konserwatywnych linii – jakby nie patrzeć – nowego dzieła Mercedesa. Jednak powierzchowność tego kabrioletu potrafi się obronić tak po prostu, bez zbędnej ekstrawagancji i ociekania designerskimi ozdobami. Zdawkowe przetłoczenia na masce i subtelne z boku nadwozia są tylko uwieńczeniem klasycznej sylwetki samochodu, która wznosi się ku zadziornemu tyłowi – tam samochód wieńczą dwie, połyskujące owalne nakładki na końcówkę wydechu, występujące przy okazji napędu benzynowym 6-cylindrowcem. Z przodu dominuje nowo zinterpretowane „czterookie oblicze” z reflektorami projekcyjnymi. Rację miał w tym względzie Antoine de Saint-Exupery – doskonałość osiąga się nie wtedy, kiedy nie można już nic dodać, ale kiedy nie można już nic ująć.

Zwiedzanie w Mercedesie E-cabrio pozwala w pełni chłonąć atmosferę miasta.
fot. Katarzyna Frendl
Na pierwszy rzut oka mrowie przycisków nieco przytłacza; po chwili ich obsługa  jest igraszką.
fot. Katarzyna Frendl

Powiew luksusu
Zaglądam do wnętrza. Otwieram ogromne drzwi czteromiejscowego pojazdu, by zza połyskującego progu dopadła mnie woń elitarności. To aromat skórzanych foteli i zapach prawdziwego drewna – do wyboru jesionu, orzecha, lub pini. Ucieszone oczy oślepia pięknie szczotkowane aluminium. Po zajęciu miejsca w środku, czuję się jak w luksusowej motorówce. Siedzenia z przodu – ogrzewane i wentylowane – poza zwykła elektryką, mają specjalny panel sterowania masażerem lędźwi i pleców. Obleczony miękką skórą wieniec kierownicy jest w dłoniach zarazem przyjemnie mięsisty, jak i delikatny w dotyku. W pierwszej chwili konfunduje nieco konsola centralna, na której zastaję mrowie przycisków i przełączników, jednak wszystko jest na tyle intuicyjne, że ich obsługa rychło staje się igraszką.

W Polsce można wybierać spośród trzech silników diesla o mocy 170, 204 lub 231 KM i trzech jednostek benzynowych (204, 292 lub 388 KM). Flagowym okrętem jest wersja E500 z motorem o mocy 388 KM.
Masażer pleców i lędźwi – boski!
fot. Katarzyna Frendl

Uruchamiam silnik, pasy wyjeżdżają uprzejmie z podajników, wrzucam drive i płynę. Auto przy wolnej jeździe wręcz zniechęca do wciskania gazu; jest czarująco ekskluzywnie i ujmująco przyjemnie. Zgodnie z mottem modelu – „cztery pory roku – cztery osoby” – założono możliwość całorocznego użytkowania tego auta, przy zachowaniu komfortu dla wszystkich podróżnych. Spojrzenie do tyłu i wszystko jasne: mimo pierwszorzędnie wyprofilowanych foteli, wygodnie będą w nich podróżować jedynie pacholęcia. Dostrzegam za to między tylnymi siedzeniami rasowy głośnik sygnowany marką harman/kardon; gdy wiedziona ciekawością wsłuchuję się w audio, zniewala mnie głębia płynących z niego dźwięków. Taki odsłuch jest zapewne idealny dla przeciwników dudniących basów, lecz raczej nie ukoi też ambicji melomana. – Być może inżynierowie wyszli z założenia, że uznana marka sprzętu wystarczy, bo przecież i tak w kabrio niewiele słychać – myślę w duchu. O jakże się mylę! Miękkie poszycie wielowarstwowego dachu (barwę tkaniny można dobrać do lakieru nadwozia: w kolorze czarnym, granatowym lub ciemnobeżowym) ma wysoki współczynnik tłumienia odgłosów z zewnątrz – model ten posiada jedno z najcichszych wnętrz wśród kabrioletów tej klasy! Producent dodatkowo szczyci się, że dach chroni podróżnych przed skutkami ewentualnego wypadku nie gorzej niż auta z hardtopem. Przy zamkniętej kabinie i ściszonym radiu wewnątrz panuje rozkoszna cisza, ale zaraz: przecież nie po to kupuje się kabriolet! Jadąc nawet 40 km/h mogę błyskawicznie otworzyć elektrycznie dach (w 20 sekund; z zewnątrz możliwość sterowania dachem z kluczyka) i chłonąć całą sobą wszystkie dźwięki, zapachy i ciepło słońca. Poza tym zaletą miękkiego dachu są jego niewielkie gabaryty – gdy jest złożony, pojemność bagażnika zmniejsza się praktycznie niezauważalnie, z 390 do 300 litrów.

Tymczasem śmigam po nęcących rozgrzanym asfaltem drogach urokliwej Majorki by stwierdzić z zadowoleniem, że podczas pokonywania ich z otwartym dachem przy autostradowej prędkości doskonale słychać zarówno rozmówcę, jak i wiadomości w radiu. Rozochocona postanawiam sprawdzić pogodową uniwersalność kabrioletu. Jednym z rozwiązań umożliwiających jazdę z otwartym dachem bez względu na temperaturę na zewnątrz, bez ryzyka wizyty u laryngologa oraz nieprzyjemnych zawirowań powietrza, jest zastosowany tu air cap. To deflektor zlokalizowany nad przednią szybą, który umiejętnie odchyla strumień wiatru, zachowując jednocześnie strefę ciepłej aury wewnątrz samochodu. System składa się właśnie ze sterowanego elektrycznie przedniego modułu lameli przeciwwiatrowych oraz owiewki umieszczonej pomiędzy tylnymi zagłówkami – całość można łatwo uaktywnić przyciskiem znajdującym się obok kontrolera komputera pokładowego, nawet jadąc do 160 km/h. Dzięki temu tradycyjny windshot nie zajmuje już miejsca za pierwszym rzędem foteli, a boczne kontury kabrioletu pozostają gładkie. Do wyposażenia standardowego samochodu dorzucono także ulepszoną wersję systemu grzewczego airscarf, który wbudowany w oparcia foteli daje nawiew powietrza poprzez regulowane trzystopniowo wywietrzniki umieszczone w zagłówkach. W chłodne dni przyjemne ciepło opływa szyję i ramiona podróżujących, jak niewidzialny szal.

Dach składa się bezszelestnie i szybko.
fot. Katarzyna Frendl
Ciepło z tych szczelin owiewa kark i szyję.
fot. Katarzyna Frendl
Opcjonalny pakiet sportowy AMG z zestawem spojlerów, 18-calowymi obręczami, sportowym zawieszeniem i układem kierowniczym, sugestywnie akcentuje rasowy charakter kabrioletu.

Mimo jesiennej temperatury panującej na zewnątrz jazda E-klasą z otwartym dachem jest wprost kapitalna. Ten model Mercedesa należy ewidentnie do aut, które uspokajają; podczas jazdy można się tu poczuć jak w rejsie ekskluzywnym jachtem. Zupełnie nie w głowie wówczas skoki adrenaliny, lecz powolne kontemplowanie krajobrazu i otaczających doznań. Mimo że pod maską tkwi dzielne, 3,5- litrowe V6, jednostka oddaje swą moc blisko 300 KM równie statecznie, jak się porusza samochód. Silnik ani nie kipi agresją, ani drapieżnie bulgocze, a mimo to wiadomo, że do dyspozycji jest pikanteria, która działa jak odrobina tabasco w wykwintnym daniu. Przytulone do ziemi nadwozie i uniwersalnie zestrojone zawieszenie sprawia, że dla chętnych Mercedes staje się Terminatorem, choć do obsługi swej broni wkłada rękawiczki z krokodylej skóry. Biegi przełącza standardowo automatyczna skrzynia biegów 7G-tronic – która tworzy idealną konfigurację z silnikiem, ale też zmniejsza zużycie paliwa (poniżej 10 l./100 km). Potrafi pominąć poszczególne przełożenia, co umożliwia szybsze przełączanie biegów. Można ją wygodnie obsługiwać za pomocą manetek umieszczonych pod kołem kierownicy. Mimo przyspieszenia rzędu 6,8 sekund do setki (dane producenta), nie czuje się, że E-cabrio jest szybsze od przeciągu, że w uniesieniu daje z siebie wszystko. Trudno tu mówić o ekscytacji, za to nadal pozostaje  nobliwy powab i gracja, z jakim porusza się nawet po szybko pokonywanych zakrętach. Nie czuć tu zacięcia do sportu, a przeciwnie – głód przesyconej stoickim spokojem atmosfery. Cóż, szlachectwo zobowiązuje.

Szarmancki styl
Kabriolet jest już czwartą (po limuzynie, kombi i coupe) odmianą nadwoziową w rodzinie nowej E-klasy i zastępuje powoli w ofercie Mercedesa CLK cabrio. Choć auto nie ma szczególnie wysublimowanej urody, niemieckiej funkcjonalności, czy ambitnego charakteru prowadzenia, to jednak całokształt powoduje, że człowiek zapada się w marzeniach o pędzącej w nieznane bryce, w której wiatr rozwiewa włosy, słońce rozświetla skórę, a zapachy i brzmienie świata otaczają ze wszystkich stron. Tę odmianę Mercedesa docenią wszyscy Ci, którzy wyrośli z samochodowego lansu, chcą przejechać przez życie ciesząc się pozytywnymi emocjami, prestiżem i dyskretnym czarem wyższych sfer. Dla nich lato, wakacje, czy przyjemności trwają znacznie dłużej. Klasa E Cabriolet z powodzeniem posłuży im przez wszystkie pory roku niezależnie, czy właśnie wjeżdża do narciarskiego kurortu u stóp alpejskiego lodowca, czy na riwierę Saint Tropez. Ten samochód to synonim powodzenia, sukcesu i szczęścia, który można mieć już za 184 tysięcy złotych.

Dane:
Mercedes-Benz E350 CGI Blue Efficiency Cabriolet
Moment 365 Nm w zakresie 3500-5100 obr./min
Moc 292 KM przy 6400 obr./min
0-100 km/h 6,8 s
V maks. 250 km/h
Śr. Spalanie 8,8-9,0 l/100 km
Cena od 262 500 zł

Artykuł ukazał się w magazynie Logo.

Komentarze:

Anonymous - 5 marca 2021

piękno i elegancja… ale te czerwone paznokcie, rozpraszają totalnie Kasiu 😉

Odpowiedz

Anonymous - 5 marca 2021

Fajne zdjęcia.
Autko też fajne, ale nie na nasz klimat (…) dlatego, że nie ma słońca nieomal przez siedem miesięcy w roku, a lato bywa czasem niegorące (…)

Odpowiedz
Pokaż więcej komentarzy
Pokaż Mniej komentarzy
Schowaj wszystkie

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze