Zwrot myta z Niemiec – festiwal złudnych obietnic dalej trwa?
Po wyroku Trybunału UE z 28.10.2020 pojawiła się szansa – lub raczej cień szansy – na odzyskanie przez przewoźników nadpłat za myto w Niemczech od 2017 roku. Sytuację tę wykorzystują obecnie liczne firmy, które żądają od firm transportowych horrendalnie wysokich przedpłat, by zająć się sprawą zwrotu środków.
Jednym koniecznym dziś krokiem dla firmy transportowej, jest zatrzymanie biegu przedawnienia roszczeń, na co czas jest tylko do 31 grudnia br. Pośredniczyć w tym może partner Polskiej Unii Transportu – kancelaria TSL Lawyers, która za przygotowanie takiego pisma pobiera 100 euro netto.
Działając z ramienia Polskiej Unii Transportu (PUT), która od lat reprezentuje interesy przewoźników, apelujemy, aby bardzo ostrożnie podchodzić do zapewnień ze strony wszelkiego rodzaju pośredników. Oferta większości z nich opiera się na konieczności płacenia kwot rzędu 1000 – 500 euro na start oraz zobowiązywaniu się do oddania jako prowizji 30%-50% odzyskanych w przyszłości środków. Niestety, liczne oferty opiewające na te kwoty trafiły w ostatnich tygodniach pod adres PUT.
Doradzamy relacje tylko z pośrednikami, którzy profesjonalnie zbadali sytuację prawną wokół możliwego zwrotu myta w Niemczech i nie wykorzystuję jej do szybkiego zarobku. Wnioski z analiz przeprowadzonych na zlecenie PUT oraz innych zrzeszeń przewoźników jasno wskazują, że szanse na odzyskanie nadpłat – pomimo korzystnego dla przewoźników wyroku TSUE (Trybunału UE) – są na razie niewielkie. Stąd należy wystrzegać się współpracy z firmami naciągającymi na wysokie wydatki w zamian za „obietnicę zwrotu”. Szczegóły sprawy poniżej:
Wyrok TSUE otwiera ścieżkę do odzyskania części myta
28 października 2020 roku Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) w swoim wyroku wypowiedział się na temat nadpłaconych opłat drogowych w Niemczech: państwo niemieckie powinno zwrócić przewoźnikom 3,8% lub 6% uiszczonych opłat. Wyrok ten pozornie otworzył ścieżkę do odzyskania stałych kwot, niesłusznie doliczanych do myta (Maut). Dlaczego pozornie?
Bo przewoźnicy, którzy cały czas jeżdżą po niemieckich drogach wiedzą, że pomimo tego wyroku, opłaty nie uległy zmniejszeniu. Co więcej, nie zmienią się one w najbliższych miesiącach. Tak będzie przynajmniej do chwili, gdy nie zakończy się sprawa rozpatrywana obecnie przez Wyższy Sąd Administracyjny w Münster. Dopiero na podstawie tego wyroku może zostać ustanowiona wysokość nowych stawek za przejazd i odpowiednia procedura ewentualnego zwrotu proporcjonalnej części dotychczas wniesionych opłat.
Warto nadmienić, że orzeczenie Wyższego Sądu Administracyjnego w Münster nie musi być ostateczne. Państwo niemieckie może odwołać się od korzystnego dla przewoźników wyroku w ramach skargi kasacyjnej do Bundesverwaltungsgericht (Federalnego Sądu Administracyjnego). Jest to wysoce prawdopodobne, choćby przez wzgląd na czas niezbędny dla rezerwacji środków pieniężnych w budżecie oraz przygotowanie proceduralne i operacyjne ewentualnych zwrotów.
Dlatego obecnie oferować można co najwyżej „obietnicę odzyskania Maut”. Choć oczywiście przewoźnik winien zabezpieczyć swoje roszczenia, do czego jeszcze wrócimy.
Oferty z „obietnicą odzyskania Maut”
Niestety jak to zwykle w Polsce bywa, na wizji szczęścia jednych, drudzy chcą zrealizować wizję szybkiego wzbogacenia się. Dlatego w jednej chwili pojawiły się na rynku setki ofert „obietnicy odzyskania Maut”. Łatwo powołać się na TSUE, a klient zwykle i tak mało z tego rozumie. Ważne, by sprzedać mu obietnicę za możliwie najwyższą prowizję i opłaty wstępne.
W efekcie, naciągnięci w ten sposób przewoźnicy, płacą za „kota w worku” – obietnica zwrotu środków może spełnić się za kilka lat lub nigdy. Opłaty wstępne bywają pobierane są za sztuczne działania, rzekomo konieczne dla pozytywnego biegu sprawy. Należy dodać, że firmy zajmujące się oferowaniem „obietnic odzyskania Maut”, często nie mają profesjonalnej wiedzy o tym zagadnieniu. Należą do nich: agenci ubezpieczeniowi, firmy kadrowe, księgowe liczące czas pracy kierowców oraz tzw. kancelarie od wszystkiego.
Najnowsze
-
Test Skoda Enyaq Coupe RS Maxx. Ile warta jest najdroższa Skoda w historii?
Kiedy debiutowała na rynku, wielu przecierało oczy w niedowierzaniu. Elektryczna Skoda wyceniona na ponad 300 tys. złotych zwiastowała poważną zmianę wiatru w ofercie czeskiego producenta. Co otrzymamy, kupując najdroższy model w historii marki? Sprawdziłyśmy to, testując model Enyaq Coupe w topowej wersji wyposażenia RS Maxx. -
Gosia Rdest z kolejnym podium w tym roku!
-
Brak miejsca na pieczątki w dowodzie rejestracyjnym. Czy trzeba wymieniać go na nowy?
-
Ford Puma 2024 – test. Miejski crossover ze sportowymi korzeniami
-
La Squadra One Shoot – do takich samochodów wzdychają fani motoryzacji!
Zostaw komentarz: