Ewa Kania

Kolizja na autostradzie, kierowca BMW uciekł, a sprawa ciągnęła się 2,5 roku. Jaki finał?

To mogło być kolejne nagranie z typowego na polskich drogach zachowania - Jeden kierowca nie zna przepisów, a drugi reaguje agresją. Ta historia jest jednak ciekawa z uwagi na to, co było po zdarzeniu.

Początkowo sytuacja wyglądała jak wiele innych na polskich drogach. Autor nagrania trzyma się uporczywie lewego pasa, chociaż ma przed sobą pustą drogę. Dlaczego łamie przepisy i nie jedzie prawym pasem? Odpowiedziałby z pewnością, że to dlatego, iż chce wyprzedzić jadące z przodu Audi. Tacy kierowcy zwykle nie rozumieją różnicy między wyprzedzaniem, a mozolnym zbliżaniem się do innego uczestnika ruchu. Zwróćmy też uwagę na „ocenzurowaną” prędkość. Czyżby nagrywający miał coś do ukrycia?

Autor nagrania blokuje lewy pas przed 20 sekund, a jak długo czekał kierowca BMW, żeby nagrywający mu zjechał? Tego nie wiemy. Wreszcie kierujący BMW wyprzedził autora nagrania prawym pasem (co jest dozwolone), ale zrobił to bardzo zbliżając się do niego. Nagrywający zamrugał więc światłami długimi, ponownie łamiąc przepisy.

Co byście zrobili w takiej sytuacji? Ktoś blokuje wam drogę, łamie w ten sposób przepisy i robi to w sposób uparty. A potem świeci na was długimi światłami, najwyraźniej zaskoczony i urażony. Oczywiście należy jechać dalej i nie dawać się prowokować.

Lecz kierowcy BMW puściły nerwy i zahamował przez moment awaryjnie (migające światła stopu), co nagrywającemu nie dało do myślenia, że ma do czynienia z agresywnym kierowcą i lepiej trzymać od niego większy dystans. Utrzymał tylko taki, żeby nie wjechać w BMW. Więc przy drugim hamowaniu wjechał.

Nagranie kończy się tak, że oba pojazdy zjeżdżają (nieprawidłowo) na pas zieleni. Trudno stwierdzić, czy powstały jakiekolwiek szkody, ale kontakt był, bo wezwano na miejsce policję. Po 20 minutach oczekiwania nagrywający przyznał się, że ma w aucie kamerkę. Słysząc to kierowca BMW odjechał. Jak zakończyła się ta sprawa? Pod nagraniem czytamy, że (pisownia oryginalna):

Sąd i policja byli innego zdania jeśli chodzi o sprawcę zdarzenia, policja wystawiła wniosek o ściganie, a sąd po roku przysolił odpowiednio wysoką grzywnę. Losy regresu ubezpieczeniowego są mi nieznane, moje uszkodzenia zostały wycenione i naprawione z OC sprawcy z rachunkiem na ponad 11 tyś zł.

Policja zrobiła akcję specjalną. Nie chodziło o pieszych, tylko o kasę z mandatów? W komentarzach burza

Nie wiemy, jakie było to „inne zdanie”, kogo policja ścigała i ile „przysolono” grzywny. Z kontekstu możemy domyślać się, że ukarano kierowcę BMW. Nagrywającemu jego nieprawidłowe zachowanie uszło najwyraźniej płazem. Nie wiemy też, jakie szkody powstały w jego aucie, że wymagały wypłacenia aż 11 „tyśięcy” złotych.

Komentarze:

Pokaż więcej komentarzy
Pokaż Mniej komentarzy
Schowaj wszystkie

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze