Joanna Nowak – malarka na Romecie: „muszę się wyjeździć tak, żebym zaraz znowu nie tęskniła”
Asia Nowak ma artystyczną duszę, ale jest też aktywną poszukiwaczką wrażeń. Chcąc poznać bliżej motocyklową pasję zdecydowała się na zakup małego Rometa ADV. Przed wami Joanna Nowak - malarka na Romecie.
Joanna Nowak – malarka na Romecie – sama przyznaje, że nie potrafi oddać się jednej pasji. Woli próbować, testować, wymieniać pasje i wracać do tego, co daje jej szczęście. Chyba właśnie dlatego tak chętnie wraca do terenowej jazdy motocyklem.
Zakup Rometa ADV to był strzał w 10-tkę, bo dzięki niemu mogła bez obaw wyszaleć się w terenie. Teraz już myśli o większym motocyklu.
Ten Romet ADV to twój pierwszy motocykl? Dlaczego go wybrałaś?
Tak, „Romek” to mój pierwszy motocykl. Prawda jest taka, że wyswatał nas mój partner, który jeździ motocyklem. W sumie to myślał, że na kolejne hobby nie będę miała czasu, bo uprawiam wiele sportów, a w terenie mogę się wyszaleć się na rowerze. Sama jednak chciałam nauczyć się jeździć na motocyklu, właśnie w terenie, bo lubię nowe wyzwania, a ze strony praktycznej, gdyby mojemu partnerowi była potrzebna pomoc – to zawsze mogę podjechać.
Jestem niskiego wzrostu i małej wagi, więc nie było pewności, czy mi się to w ogóle spodoba i czy dam radę. Dlatego celem na początek był motocykl za rozsądną cenę, ale od razu taki w teren. Szukaliśmy czegoś w internecie i akurat pan Lech Potyński (przy okazji wspomnę, że tata mojej współlokatorki na studiach) opublikował artykuł w „Świecie Motocykli” o Romecie ADV, oceniając, że świetnie daje sobie radę w terenie. Zaczęliśmy zgłębiać temat, zwłaszcza mój partner, który nie tylko ma wieloletnie doświadczenie w jeździe na motocyklu, ale wie wszystko o ich wnętrznościach i możliwościach.
Myślałam, że trochę czasu minie, nim ja rzeczywiście sobie kupię ten motocykl, ale właściwie po kilku dniach okazało się, że niedaleko naszego miejsca zamieszkania ktoś sprzedaje ADV z 600 km na liczniku, za naprawdę niską cenę. Stwierdziliśmy, że warto przynajmniej pojechać go zobaczyć i się przymierzyć. Motocykl był w praktycznie salonowym stanie, sprzedawca bardzo o niego dbał, tylko nie miał czasu używać. Nie zastanawiałam się długo, a sam „Romek” zachwycił nas do tego stopnia, że mamy jeszcze jednego! (śmiech) Dodam, że oboje jesteśmy z Bydgoszczy i Romet też. Rowery z tej firmy naprawdę służyły nam wiele lat i mimo, że w tej chwili to już nie jest polski produkt – to jakoś tak nie bałam się zaufać i nie zawiodłam się.
Mały dużo może? Czy ten motocykl spełnia twoje oczekiwania? Jak lubisz na nim spędzać czas i kiedy ci się to udaje?
Uwielbiam intensywną jazdę na w terenie. W każdych możliwych warunkach – w błocie, piachu, na wymagających wertepach. Lubię jeździć po górkach, szutrach, ale jak muszę, to też po wszystkich „normalnych” drogach (oprócz autostrad) wolę jeździć motocyklem niż autem. Jesienią zeszłego roku zdążyłam tylko trochę pojeździć, więc byłam zdeterminowana, by nauczyć się jak najwięcej na wiosnę i chciałam pojechać na zlot weteranów terenowej jazdy (Dominatora).
Naprawdę starałam się często jeździć, dowiedziałam się sporo o budowie motocykla, jego utrzymaniu oraz możliwych usterkach, nauczyłam się jak z niego spadać i być niezależną. Od początku sama podnoszę swój motocykl, pokornie znoszę też uwagi od partnera i innych doświadczonych osób. Zawsze chcę poznać, wiedzieć i spróbować więcej. Jechać dalej i szybciej…
Spędzam na „Romku” sporo czasu. Między bieganiem a rowerem, wymyślam trasy wycieczkowe z ok. 80% trasy w offie, bo ja nie lubię siedzieć. Jak już siedzę na motocyklu to lubię zakręty i szybkość, na tyle… ile mi Romet pozwoli.
Jak przez innych motocyklistów jesteś odbierana? Małe pojemności nie zawsze spotykają się z szacunkiem innych?
Myślę, że motocykliści na ścigaczach generalnie patrzą z pogardą na wolniejsze, słabsze maszyny, albo zwyczajnie nie mają czasu na pozdrawianie czy pogaduchy. Wszyscy inni, nawet kobiety bez motocykli, zawsze reagują z uśmiechem na widok Rometa i zagadują. Trochę niedowierzają, że to dziewczyna na nim siedzi i do tego często ubłocona (śmiech). Z chęcią i ciekawością dopytują się o szczegóły motocykla – to zainteresowanie bardzo mnie zaskoczyło… A czym dłużej jeżdżę, tym bardziej nie boję się już wyjechać z innymi, bo „Romek” po prostu daje radę i nadąża w terenie za „prawdziwymi”, wielkimi motocyklami. Niejednokrotnie udowodniliśmy, że dużo zależy od tego, co umiem ja, a nie on, choć wiem dobrze o jego ograniczeniach i słabościach.
Jakie masz teraz plany i marzenia związane z motocyklami?
Teraz moje największe marzenie to prawo jazdy kat. A. Chcę zdać egzamin, żebym mogła wyjeżdżać na motocyklu za granicę oraz rozwijać umiejętności jazdy.
Dojrzałaś już do większej pojemności?
„Romek” to wierny i cierpliwy druh, ale w kolejnym etapie swojej nauki potrzebuję silniejszego motocykla, by podróżować jakąkolwiek trasą, bez obaw, że zajadę sprzęt czy gdzieś nie podjadę. I żeby partner nie musiał już nigdy na mnie czekać (śmiech). Myślałam, że to może zbyt śmiałe i ambitne marzenia po 30-tce, bo w pewnym sensie zazdroszczę dzieciakom, które uczą się jazdy na motocyklu od najwcześniejszych lat, a nie dopiero będąc dorosłymi. Jednak przekonałam się znowu, że chcieć to móc i nie ma co się ograniczać.
Gdy po raz pierwszy miałam odwagę usiąść na cięższym, o wiele wyższym motocyklu XR 650, to poczułam się jak na skrzydłach! Uczę się jeździć tak, by móc sobie wybrać model, jaki chcę, a nie jaki muszę – bo tak naprawdę to liczy się to, jak dobrze będę jeździła ja, a nie on. Także do roboty! (śmiech)
Jazdę terenową masz zamiar także doszkalać pod kątem jakiś zawodów? Czy tylko dla frajdy?
Nie mogę zaprzeczyć, że marzyło mi się branie udziału w zawodach czy raczej rajdach, bo lubię się sprawdzać i porównywać z innymi. Ta emocjonalna „ja” uwielbia wyścigi, konkursy, zawody. To zawsze duże wyzwanie psychiczne i fizyczne, ale też idealna okazja, by się wiele nauczyć, przekroczyć swoje granice komfortu. Zdaję sobie jednak sprawę (ta „ja” racjonalna), że na poważne zawody i wyścigi to jestem: a) już chyba za stara, żeby dorównać młodszym; b) lubię różnorodność i chyba nie potrafię oddać się w całości jednemu hobby.
Myślę, że i w tym przypadku, bez całkowitego poświęcenia swojego wolnego czasu na ćwiczenie umiejętności – nie można oczekiwać dobrych wyników. Lata spędzone na doskonaleniu technik malarskich, gry na instrumentach czy nauce języków obcych, tylko potwierdzają odwieczną prawdę – talent to 10% sukcesu, a 90% ciężka praca.
Motocykl okazał się dobrym, nowym hobby dla Ciebie? Czy mogłabyś bez żalu z tego zrezygnować?
Och, to jest miłość od pierwszej jazdy, jeszcze jako pasażer. Wcześniej jakoś nie zdarzyło mi się zetknąć bliżej się z motocyklowym światem. Ponad dekadę swego życia spędziłam w Czechach, a mieszkając w Pradze – człowiek ledwo miał miejsce na rower, o garażu nawet nie było co śnić. I nagle, zrządzenie losu sprawiło, że motocykle zaczęły pojawiać się wszędzie. Wzbudziły mój podziw i zaczęły mnie fascynować. Gdy zobaczyłam, jaką radochę mają dzięki nim nie tylko faceci, ale i dziewczyny – nie byłabym sobą, jakbym nie spróbowała poznać i poczuć to na własnej skórze.
Podobną ekscytację i odwagę czuję zawsze, jak sięgam po nowy instrument albo pędzle. Nie waham się ani chwili, bo w końcu to poznawanie empiryczne bez zobowiązań. Żadne potknięcie czy błąd mnie wtedy nie zniechęca, a każdy mały krok do przodu sprawia, że ogarnia mnie euforia i energia do dalszego działania. Nie zawsze ten efekt jest długofalowy i dostatecznie intensywny, ale w tym wypadku wsiąkłam i nie potrafiłabym teraz zrezygnować z jazdy na motocyklu. Bardzo by mi tego brakowało. Jak już gdzieś jadę, to muszę się wyjeździć tak, żebym zaraz znowu nie tęskniła…
Masz artystyczną duszę, a jednocześnie pasjonują cię różne, wydawać by się mogło, że twarde sporty i motocykle – jak to wszystko łączysz? To są takie odskocznie?
Tworzenie obrazów to proces, który podobnie jak nauka jazdy na motocyklu, wymaga skupienia, wielu godzin praktyki, eksperymentowania, niekiedy szukania własnych rozwiązań czy dostosowywania narzędzia (motocykla, środków wyrazu) do siebie i swego stylu. I oczywiście ciągle można dążyć w tych dziedzinach doskonałości. Zawsze człowiek może się rozwijać i coś zmieniać, a to działanie pobudza najróżniejsze obszary w mózgu, dając w efekcie dużo radości i satysfakcji. To jest właśnie dobra odskocznia jak codzienność wkurza i nudzi.
Paradoksalnie dzisiaj, jadąc na motocyklu, zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę te zainteresowania i hobby się przenikają oraz uzupełniają. Chyba nic tak mnie nie boli w czasie jazdy jak serce, że nie mogę uwiecznić wszystkich tych cudownych widoków, wydarzeń, niuansów pogodowych! Ileż ja w ostatnim czasie narobiłam zdjęć do swoich prac to wie tylko mój partner, który ma niezwykłą cierpliwość…
Rutyna mnie osłabia i hamuje, nawet jeśli to powtarzanie jakiejś przyjemności – dlatego muszę je sobie wymieniać (śmiech). W końcu zmęczenie bywa różnego rodzaju, czasem wystarczy drobna zmiana w ramach jakiejś aktywności, a kiedy indziej całkowita jej zmiana. Dlatego zdecydowanie potrzebuję różnego rodzaju aktywności, by odpocząć i znaleźć siłę do dalszych działań. Ta różnorodność zainteresowań wynika z mojego charakteru i wychowania, bo w mojej rodzinie wszyscy tak mają.
Joanna Nowak – malarka na Romecie
W jaki sposób oddałabyś piękno tych widoków? Jak lubisz tworzyć?
Od przynajmniej 25 lat rysuję i maluję pod okiem nauczycieli, innych malarzy czy moich kolegów artystów z pracy. Kiedyś więcej rysowałam i malowałam tylko dla siebie, teraz często tworzę obrazy mniejszego formatu lub kartki, ale za to konkretnie dla jakiejś osoby (z jakimś wybranym motywem czy sceną). Jak mam takie ukierunkowanie, to też mam większą motywację, by prace ukończyć w jakimś racjonalnym czasie, a gdy sprawia to komuś przyjemność – ja również “nabijam swoje baterie”.
Prace wykonuję zarówno akwarelami, akrylami, jak i farbami olejnymi, niekiedy tylko cienkopisem lub tuszem. A w wolnych chwilach bawię się łącząc np. rozcieńczoną kawę, z ołówkami, lakierem do paznokci czy pastelami. Lubię eksperymenty kolorystyczne i fakturowe oraz kocham nietradycyjne powierzchnie. Dlatego często maluję przedmioty lub meble, np. drzwi, szafy, okna, karmniki, deski do krojenia i co wpadnie w ręce.
Swoje talenty w pewnym sensie odziedziczyłaś?
W moim domu, zwłaszcza ze strony mamy, zawsze było wielu malarzy, muzyków, koneserów sztuki, architektów. Ze strony taty niezupełnie artystyczne, bo moi dziadkowie mieli pracownię krawiecką, ale z pewnością mój tata w genach odziedziczył świetne widzenie przestrzenne i kreatywność. Myślę, że ich zamiłowania stały się dla mnie naturalnym elementem życia. Przyznam też, że przez pryzmat mojego bagażu doświadczeń zauważyłam, że zdecydowanie przejęłam po rodzicach ciekawość świata, chęć ryzyka i odwagę (niekiedy pakującą mnie w kłopoty), właściwie w każdym aspekcie życia.
Te motocykle w ogóle ich jakoś nie zaskoczyły, biorąc pod uwagę, że kiedyś zrobiłam licencję pilota paraglidingu dzień, przed osobistym dowiezieniem mojej pracy magisterskiej promotorce do Warszawy… Były też inne zwroty akcji! (śmiech)
Wracając do tworzenia… także moja siostra od najwcześniejszych lat bardzo spełnia się rysując, choć właściwie nikt z nas nie oparł na tych umiejętnościach swojej pracy. Wszystkim nam się to niezwykle przydało i przydaje, ale nie jest to źródło dochodów i główne zajęcie. I chyba dlatego wszystkim nam daje to tyle radochy.
Masz jakąś stronę, fanpage?
Nie, dawno temu miałam tylko konto myspace, gdzie dzieliłam się pracami artystycznymi, ale teraz już coraz rzadziej siedzę przy komputerze po pracy (spędzam przed monitorem i tak wiele godzin, bo pracuję w przemyśle gier komputerowych). Oczywiście podglądam świat tu i ówdzie, szukając inspiracji, ale sama uczę się od kilku lat żyć bardziej “tu i teraz”, zamiast wspominać, albo wybiegać za bardzo w przyszłość. Nic nie czyni mnie szczęśliwszą niż miłość, wolność i przyroda, dlatego nawet śniegi, deszcze i mrozy – nigdy nie powstrzymują mnie przed codziennym wyjściem z domu.
Poznaj też inne inspirujące motocyklistki – rozmowy z nimi tutaj.
Najnowsze
-
Gosia Rdest z kolejnym podium w tym roku!
Autodromo Nazionale di Monza docenia zazwyczaj tych kierowców, którzy nie boją się wysokich prędkości, podejmują próby wyprzedzania w nielicznych zakrętach i wykorzystują błędy popełnione przez rywali. To właśnie oni, najlepsi z najlepszych, mają szanse stanąć na podium na włoskiej ziemi. Gosia Rdest w ostatnim wyścigu sezonu dowiodła, że należy do tego grona, zajmując trzecią pozycję w klasie Challenger. -
Brak miejsca na pieczątki w dowodzie rejestracyjnym. Czy trzeba wymieniać go na nowy?
-
Ford Puma 2024 – test. Miejski crossover ze sportowymi korzeniami
-
La Squadra One Shoot – do takich samochodów wzdychają fani motoryzacji!
-
8 typowych błędów, jakie polscy kierowcy popełniają na rondach
Zostaw komentarz: