Wizyta w muzeum Lamborghini: wrażenia naszej czytelniczki

Trwa majówka. Spędzamy ją we Włoszech, w słonecznej Anconie. Właśnie zjedliśmy śniadanie i zastanawiamy się nad planami na resztę dnia. Pojawia się temat muzeum Lamborghini.

Oczywiście już wcześniej rozmawialiśmy na temat muzeum Lamborghini, ale myśleliśmy o tym, by o nie zahaczyć w drodze powrotnej. Powrót jednak planujemy na sobotę, a wtedy muzeum będzie, jak się okazuje, nieczynne.

Szybka akcja, sprawdzenie odległości – to tylko 250 km w jedna stronę, tak więc pakujemy się do samochodu i w drogę.  

Kierunek Bolonia i Sant’Agata. Piękne słońce, fajne plany i całkiem ciekawa perspektywa na popołudnie – czego chcieć więcej?

Taki widok raduje serce każdego wielbiciela motoryzacji
fot. Diana Prietz

Minęliśmy Bolonię. Jeszcze kawałek i dojeżdżamy do Sant’Agata. Szukamy – a przed nami  czerwono-perłowy Aventador. Przejechał i zniknął, ale ten odgłos silnika! Od razu podskoczyło ciśnienie, ogarnęło nas podniecenie. Gdzie jest fabryka, gdzie to muzeum? Już chcemy tam być!

W końcu – znaleźliśmy. Oczy mamy już jak pięciozłotówki. Przed budynkiem dwie śliczne zabaweczki – zielona i pomarańczowa. Aż chce się dotknąć i pogłaskać.

Uśmiech nie schodzi nam z twarzy. Wchodzimy, oczywiście wejście płatne, i bardzo miła pani wyjątkowo mówiąca po angielsku (bo jakoś Włosi nie lubią wypowiadać się w innych językach oprócz własnego) prosi nas o podanie kraju, z jakiego przyjechaliśmy. Jak na jeden dzień, to lista dość pokaźna – goście z różnych zakątków Europy…  czyżby tacy sami maniacy motoryzacyjni jak my?

Chwytamy w dłonie aparat, telefon, wszystko, co tylko jest w stanie zrobić zdjęcia, i zaczynamy.

Już na początku mieliśmy dylemat – oglądać zabaweczki począwszy od parteru czy od piętra wyżej. Dylemat rozwiązała za nas wycieczka nastolatków, która zwaliła się na parter. Nie chcieliśmy im przeszkadzać, więc zaczęliśmy od piętra…

A tam przedstawiciele F1 – Lambo F1 i Lola Larousse LC 89 F1. To dla mnie pierwszy raz, kiedy takie okazy widzę z bliska. Mogę sobie wyobrazić kierowców na torze, to, jak mało mają miejsca, jakie drobne ruchy muszą wykonywać przy skrętach kierownicą. Cały przejazd na torze  musiał być wykonywany z ogromną precyzją i wyćwiczeniem. Także od razu rzuca się w oczy to, jakie te bolidy mają niskie zawieszenie. Zastanawiam się, czy którakolwiek warszawska ulica pozwoliłaby na to, by takim autem rozwinąć „odpowiednią” prędkość.

Lamborghini Diablo
fot. Diana Prietz

Obok pomarańczowy Diablo GT2 oklejony logo Pirelli. Za czasów dzieciństwa bawiłam się takimi resorakami  Lamborghini Diablo!  Tuż za nim policyjne Gallardo. Robi wrażenie, a jakie by robił gdyby pokazał się na polskich ulicach!

Rozglądam się dookoła. Muzeum stworzone z klasą, świetnym pomysłem. Niby prostota, chłód, cisza, niewielki lokal – ale jest tu dusza. Nawet żółciutkie cacko powieszone na ścianie i silniki stojące pośród samochodowych eksponatów – wszystko to oddaje charakter marki. Czuć tu historię, dumną, nieprzeciętną, nieokiełznaną.  Sportową pasję z klasą i miłością. Każda nazwa kolejnego  modelu auta  udowadnia, że Lamborghini to nie tylko bryła i silnik. To auto z duszą i imieniem pobudzającym wyobraźnię.

W muzeum widzieliśmy praktycznie wszystkie modele, te obecne, najnowsze dzieła i te kultowe, odziane w historię. Każdy z nich jest wyjątkowy: pierwsze dzieła  Ferruccio Elio Arturo Lamborghini, jak Miura, Islero, Espada, Jarema. Także  różowe Zagato „Kanto”, Urracco, Jelpa, Concept S, carbonowy Reventon, Diablo czy Gallardo. SUV Lamborghini LM002 czy odpowiedź Lambo na Porsche Panamera – EstoQue.

Szkoda, że nie można wsiąść…
fot. Diana Prietz

Szkoda tylko, że nie mogliśmy otworzyć drzwi, wsiąść do środka aut – poczuć się jak ktoś ważny, niebanalny.

Z muzeum wynieśliśmy prawie 300 zdjęć. Sfotografowaliśmy szczegóły, każdy element, który został dopracowany ze starannością, lusterka, wnętrza, lotki, spojlery, dosłownie wszystko. Również silniki. Ich dźwięku się nie zapomina. Po naszej wizycie w muzeum w Sant’Agata utwierdziliśmy się w przekonaniu, które dziecko pana Ferruccio jest naszym faworytem. Piękne pomarańczowe cudeńko – Lamborghini Gallardo Spyder!

Będąc we Włoszech grzechem byłoby nie zobaczyć tego miejsca. Tu żyje legenda.

Zostaw komentarz:

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Wszyskie pola są wymagane do wypełnienia.

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze