Edyta Klim

Ania Wrzesińska: „Pojechałam na zakręty i przepadłam!”

Ania Wrzesińska w każdy wolny weekend zakłada kask i się ściga. Amatorskie imprezy o charakterze rajdowym i wyścigowym dają jej jednocześnie adrenalinę, jak i najlepszą formę odpoczynku.

fot. Rafał Kurek

Pragniesz adrenaliny i szukasz jej w życiu? Czy raczej żyjesz sobie spokojnie, a od czasu do czasu wyskoczysz się pościgać?

To bardzo ciekawe pytanie! Od poniedziałku do piątku pracuję za biurkiem, w państwowej instytucji kultury. Większość moich współpracowników chyba nawet nie wie, że niemal w każdy wolny weekend zakładam kask, wsiadam do auta i się ścigam. Zdecydowanie nie jest to tylko „od czasu do czasu”. Tych imprez jest tak dużo, że raczej nie mam już czasu ani siły szukać innych wrażeń, a do tego jestem potwornie leniwa, więc inne aktywności, wymagające wysiłku fizycznego, odpadają (śmiech). Nie mówiąc już o budżecie, bo budowanie auta do sportu (to jest właściwie proces, bo ciągle znajduje się coś do ulepszenia) i same starty (wpisowe, paliwo, eksploatacja) – pochłaniają niemało.

Jak wyglądał Twój „pandemiczny” sezon startów i czy obecny jest zdecydowanie lepszy?

Wbrew pozorom, pod względem wyścigowym 2020 nie był taki zły. Z ciekawości kiedyś to policzyłam i sama wystartowałam w tamtym sezonie w 16 imprezach – to sporo, a znajomi śmiali się, że nie jeżdżą tyle, nawet w „normalnych” czasach. Ale wyjazdów na tor było jeszcze więcej, jeśli doliczyć starty mojego chłopaka – motorsport to nasza wspólna zajawka. Mimo, że w 2020 roku wiele imprez zostało odwołanych (jedna nawet na dzień przed, kiedy mieliśmy już spakowane auta!), to po początkowym lockdownie, a potem lekkim chaosie, coś zaczęło się dziać. W końcu takie imprezy odbywają się na świeżym powietrzu, a każdy siedzi sam w aucie.

Był taki moment, w którym tory organizowały kameralne treningi do 6 osób (ze względu na wytyczne rządu dotyczące wielkości zgromadzeń) i to było super, bo na niemal pustym torze można było się porządnie wyjeździć i kręcić swoje rekordy. Sezon 2021 to taki powrót do normalności, zawody odbywają się w reżimie sanitarnym, ale na szczęście już w miarę regularnie. Na tyle, że w niektóre weekendy znowu stoję przed dylematem, które zawody wybrać. Ale to cieszy, że tak dużo się w polskim motorsporcie dzieje. 

Startujesz z chłopakiem w tych samych imprezach?

Dużo imprez jeździmy razem, każdy swoim samochodem, ale ostatnio staramy się to dzielić, bo transport i obsługa dwóch aut na raz bywają kłopotliwe. Wtedy druga osoba pełni rolę serwisową, zmienia koła, przygotowuje samochód, dzięki temu jest trochę więcej czasu na wszystko, a zawodnik ma spokojniejszą głowę.

Jak się poznaliście? To pasja Was połączyła?

Tak, poznaliśmy się oczywiście na zawodach. Robert przez wiele lat był sędzią na Torze Kielce, ale też startował. Na jednej z rund SuperOES-u byłam jakoś bardzo spięta i nic mi nie szło – poprosiłam go wtedy o instruktaż z prawego fotela, bo on zna ten tor jak własną kieszeń. No i tak się zaczęło…

Wiele się od siebie uczymy. Był taki czas, że przez kilka miesięcy Robert nie miał swojego samochodu i startowaliśmy moim, zmieniając się na zawodach. Nagrywaliśmy nasze przejazdy i potem je analizowaliśmy. Oczywiście zazwyczaj był ode mnie szybszy, ale bywały na przykład partie zakrętów, na których przejechanie ja miałam lepszy pomysł. Eliminowaliśmy też w ten sposób swoje błędne nawyki. Bardzo polecam wszystkim taką metodę nauki, zarówno tym na początku drogi, jak i tym już zaawansowanym. Takie zweryfikowanie swoich umiejętności z innym kierowcą, w tym samym aucie. Myślimy nawet o powtórzeniu tego „eksperymentu”, żeby nabrać świeższego spojrzenia na swoją jazdę.

Jakim samochodem startujesz? Jaka jest historia tego auta i jego przygotowywania do startów?

Od początku, czyli od 2017 roku, mam to samo auto – Hondę Civic piątej generacji z silnikiem 1.5. Zmieniał się tylko jej wygląd. Kupiłam ten samochód jako zupełnie seryjny z przekonaniem, że pewnie silnik wyzionie ducha po dwóch, trzech imprezach i pomyślę wtedy o czymś mocniejszym. Silnik jednak, jak na złość, służy do dzisiaj, czasem z zaskakująco dobrymi efektami. Nie będę miała do niego pretensji, jeśli w końcu padnie po tylu latach wspólnych przygód i sukcesów (śmiech). Oczywiście Honda już w niczym nie przypomina tej z dnia zakupu – jest mocno odelżona, wyposażona w klatkę bezpieczeństwa, ma sportowe zawieszenie i wszystko, co się przydaje do walki o jak najlepsze czasy. 

Sama lubisz „grzebać” przy swoim samochodzie czy oddajesz go w ręce profesjonalistów?

Lubię, choć oczywiście wielu rzeczy nie potrafię, albo zwyczajnie brakuje mi siły, żeby coś odkręcić. Żałuję też, że nie umiem spawać, i że ogólnie nie mam wykształcenia w tym kierunku. Na szczęście przygotowanie auta do motorsportu to też wiele lekkich prac i sporo przy samochodzie zrobiłam sama: przerabiałam elementy karoserii, montowałam wyposażenie, malowałam czy oklejałam. Za mechaniczne sprawy w naszych autach odpowiada mój chłopak, a jeśli praca wymaga użycia podnośnika czy wyspecjalizowanych narzędzi, to dopiero wtedy korzystamy z zaprzyjaźnionych warsztatów. Można powiedzieć, że garaż to nasz drugi dom, bo zawsze znajdzie się tam coś do zrobienia. Jest to też miejsce spotkań towarzyskich, bo zwykle ktoś wpada, np. po pomoc, żeby wspólnie „pogrzebać” albo po prostu pogadać przy autach (śmiech).

A od czego zaczynałaś pierwsze kroki w motorsporcie? I właściwie dlaczego taką pasję wybrałaś?

To był właściwie przypadek, może bardziej ciekawość? Miałam dość mocne auto do jazdy na co dzień i kilka razy brałam nim udział w wyścigach na 1/4 mili. Na jednym z takich eventów, równolegle odbywały się zawody Time Attack, wystarczyło wtedy dopłacić jakąś niewielką kwotę, żeby wziąć w nich udział. Prosto z „ćwiartki” pojechałam w zakręty i przepadłam! Nie chciałam już więcej ścigać się na wprost (śmiech). Trzy dni później kupiłam Hondę i to była jedna z lepszych decyzji w życiu!

Wolisz startować z pilotem czy bez?

Nie mam licencji, więc startuję tylko w amatorskich zawodach, w których najczęściej nie ma wymogu jazdy z pilotem, ani wyraźnego podziału na imprezy rajdowe i wyścigowe. Jest taki umowny podział na zawody o charakterze bardziej rajdowym, przygotowujące zawodników do startów w rajdach (KJS-y, SKJS-y, rally sprinty) na mieszanej lub szutrowej nawierzchni i o charakterze bardziej wyścigowym (mimo, że zwykle nie jeździ się na nich bok w bok z innymi zawodnikami), na torach o gładkiej asfaltowej nawierzchni.

Początkowo jeździłam jedne i drugie, aby zobaczyć, co mi się bardziej podoba. Lubiłam też, gdy ktoś z prawego fotela dzielił się doświadczeniem i podpowiadał mi jak jechać – czułam się wtedy bezpieczniej. Szybko okazało się jednak, że moim ulubionym środowiskiem jest gładki asfalt, a podczas walki o czas liczy się każdy kilogram, więc teraz w swoim aucie nie mam nawet fotela pasażera (śmiech). Poza tym mam wrażenie, że tego typu imprez jest trochę więcej w mojej okolicy.

W jakich cyklach zwykle startujesz?

Z Warszawy mam „rzut beretem” na Tor Słomczyn i Tor Modlin – na których odbywają się odpowiednio: Puchar Toru Słomczyn i Puchar Toru Modlin. W tym pierwszym zdobyłam mistrzostwo swojej klasy (do 1600 ccm pojemności silnika) w sezonie 2019 i v-ce mistrzostwo w 2020, a w drugim v-ce mistrzostwo w 2019. To imprezy o charakterze supersprintu, w których sumuje się wynik kilku prób sportowych, ale uwielbiam też rywalizację w formule time attack, czyli jazdę w pętli i walkę o najlepszy czas dnia. Takim cyklem jest na przykład VTEC Cup Poland, który odbywa się na różnych torach w całej Polsce. To była dla mnie okazja posmakowania jazdy po dużych obiektach, jak tor Poznań i Silesia Ring, i na pewno będę chciała tam kiedyś wrócić. W tej lidze również udało mi się zdobyć v-ce mistrzostwo sezonu 2020 w swojej klasie.

Świetnym cyklem jest również toruński Motorsport Trophy – i chociaż to trochę daleko, a tor jest bardzo mały, to nie ujmuje to rywalizacji o najlepszy czas okrążenia, a organizatorzy po każdej rundzie wywieszają na obiekcie wielką tablicę z rekordami toru w różnych kategoriach. Chciałabym powalczyć w tym roku o podium na koniec sezonu i na razie wszystko jest na dobrej drodze.

Bardzo sentymentalnie podchodzę też do kieleckiego SuperOES-u, chociaż moje auto jest trochę zbyt słabe do wspinania się pod górę (tor Kielce to jakby dwa tory w jednym – próba składa się z krętej części kartingowej oraz szybkiej nitki prowadzącej pod górę przez las) i ciężko mi tam zawalczyć w klasie pojemnościowej. Za to w 2020 roku niespodziewanie znalazłam się na podium w Klasie Pań na koniec sezonu, mimo że pojechałam tylko dwie rundy – to było bardzo miłe i chyba chciałabym, w którymś z następnych sezonów, mocniej skupić się na tym cyklu.

Rozwijasz się, masz pierwsze sukcesy, to czy w przyszłości planujesz profesjonalne starty?

Wciąż czuję się w tym sporcie jak nowicjusz-amator, więc traktuję je typowo rozrywkowo i na razie nie myślę o kierowaniu tego na bardziej profesjonalną drogę. Tak naprawdę ten profesjonalizm oznacza wyrobienie licencji, co jest formalnością. Jest mnóstwo licencjonowanych zawodników, którzy mają nawet mniejsze doświadczenie niż ja, jeśli chodzi o przejechane kilometry. Jednak starty w zawodach rangi Mistrzostw Polski wymagają dużo więcej nakładów finansowych – początkowo w przygotowanie auta (zgodne z regulaminami), a potem dochodzą wyższe koszty wpisowego, podróży i noclegów, no i warto mieć już ze sobą profesjonalny serwis, który też kosztuje. Samych imprez tej rangi też jest mniej, dodatkowo posiadanie licencji sprawia, że w tych moich ulubionych cyklach będę klasyfikowana w klasie „Gość”, nie uwzględnianej w klasyfikacji. Dla mnie to brak plusów, ale nie wykluczam, że może, kiedyś…

Na razie chciałabym wyciągnąć jak najwięcej z auta w obecnej konfiguracji i zawalczyć o mistrzostwo, jeszcze w kilku amatorskich ligach. Tylko niech nikogo nie zmyli określenie „amatorskie”, bo obecnie zawodnicy podchodzą do startów bardzo poważnie i auta jakimi przyjeżdżają to naprawdę szybkie i przemyślane konstrukcje, nieograniczone regulaminami technicznymi. Skrajne odelżanie karoserii czy ekstremalne modyfikacje silnika – to zabiegi często spotykane na naszych zawodach. Niektóre auta są naprawdę trudne do doścignięcia, dlatego rywalizacja toczy się zarówno na torze, jak i w garażu.

Można powiedzieć, że to obecnie Twoja ulubiona forma spędzania wolnego czasu?

Aktualnie starty w zawodach to dla mnie sposób na aktywne spędzenie weekendu, spotkanie podobnie zakręconych znajomych, poznanie nowych ludzi, „zresetowanie się” i odpoczynek – bo ja wtedy odpoczywam! To pewnie dziwne, ale wolę pojechać na zawody, niż na tygodniowe wakacje. Oczywiście cieszą mnie sukcesy, obserwowanie własnych postępów i kombinowanie, co by tu jeszcze ulepszyć w aucie. Cieszy mnie, gdy ktoś zauważa moją osobę i na przykład proponuje wywiad, albo gdy znajdę wzmianki o swoich osiągnięciach w branżowej prasie. Być może nadejdzie taki moment, że będę w „amatorkach” takim dinozaurem, że już po prostu będzie wypadało zrobić licencję i pójść dalej. Na razie jednak się na to nie zanosi, zarówno przez wzgląd na poziom umiejętności, które wciąż chciałabym szlifować, jak i poziom budżetu.

Dziękuję za rozmowę!

Fanpage: www.facebook.com/szparko 

Youtube: www.youtube.com/channel/UC-w9hplY44maywWBxdw2wCA/videos

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze

Najnowsze