Kobiecy żużel na Wyspach – wywiad z Kate Mcauley
Kate Mcauley jest bardzo znana postacią sportu żużlowego na Wyspach. To właśnie ona była pierwszą kobietą, która podpisała kontrakt w Wielkiej Brytanii. Kiedyś usłyszała: „po co się męczysz, kobieta nigdy nie będzie mistrzynią świata!". Z Kate rozmawia dziennikarka zajmująca się żużlem - Kinga Wachowska.
fot. z archiwum Kate Mcauley
|
Kate Mcauley jest rodowitą Brytyjką. Urodziła się 7 listopada 1973 roku. Choć, liczy sobie już 37 wiosen i niektórzy sądzą, że to za późno na poważne uprawianie żużla, jej to zupełnie nie przeszkadza.
Skąd u Ciebie taka pasja do czarnego sportu?
Zawsze postrzegano mnie jako chłopczycę. Może dlatego, że mam starszego brata, który ciągle mnie zaczepiał i chciał się ze mną bić (śmiech – przyp. red.). Jak byłam mała, zaczęłam jazdę na rowerze bmx, później mój brat dostał motox (motocykl motocrossowy – przyp. red.) i bardzo lubiłam z nim jeździć. Niebawem mój tata sprawił mi motocykl, w sumie do zabawy, ale szybko chciałam na nim zacząć uprawiać wyścigi. Ojciec co tydzień zabierał mnie też na zawody żużlowe. Pewnego dnia powiedziałam do niego, że to wygląda na bardzo proste. Wtedy dostaliśmy motocykl żużlowy od Steve’a Schofield’a (trenera), który także udzielił mi kilku wskazówek. Po kilu wyjazdach zaczęłam łapać, o co chodzi podczas jazdy i już łapałam ślizg na łukach. Pierwsze treningi odbywały się na małym torze w Londynie. Później odwiedzaliśmy wszystkie możliwe obiekty w pobliżu i tak często, jak tylko było to możliwe.
Na jakich motocyklach zaczynałaś jeździć?
Pierwszym moim motocyklem była Honda 80 cm3, drugim Kawasaki 100 cm3, następnie przesiadłam się też na Kawasaki, ale już o pojemności 125 cm3.
fot. z archiwum Kate Mcauley
|
Na początku Twoich startów uczestniczyłaś w zawodach na równi z chłopakami?
Dobrze radziłam sobie w moich klubach motocrossowych i przeważnie kończyłam na podium. Często też byłam w rezerwie w międzynarodowych zawodach. Od zawsze jeździłam i ścigałam się z chłopakami, głównie dlatego, że nie było sekcji kobiet.
Jak dzisiaj z perspektywy czasu wspominasz pierwsze jazdy na motocyklu żużlowym?
Pamiętam mój pierwszy raz, kiedy wyjechałam na maszynie o pojemności 500 cm3. Poczułam wtedy, że moc tego jednoślada jest ogromna. Na szczęście umiałam już panować nad gazem i umiejętnie go dodawać. Te manierę wyrobiłam sobie na crossie. Już po moim trzecim wyjeździe zaczęłam wchodzić w łuki ślizgiem kontrolowanym. To było niesamowite przeżycie.
fot. z archiwum Kate Mcauley
|
Niektórzy uważają, że żużel to sport dla facetów. Co sądzisz o takiej opinii?
Wielu ludzi uważa, że jest to męski sport. Jednak to właśnie ci mężczyźni, z którymi jeździłam byli bardzo pomocni i dawali wiele cennych rad. Myślę, że większość widzi speedway jako męski sport, ale tak naprawdę każdy sport otwiera się na obecność kobiet.
Czy spotykałaś się z negatywnymi docinkami ze strony mężczyzn? A może kobiet?
Więcej negatywnych uwag słyszałam ze strony innych kobiet, niż mężczyzn. „Po co się męczysz, kobieta nigdy nie będzie mistrzynią świata” – słyszałam. Moją odpowiedzią było „tak długo jak będę najmocniej się starać, jak długo będę czerpać z tego radość i się uśmiechać, będę szczęśliwa”. Wielu ludzi uprawiających sport, nie zostaje mistrzem świata, a mimo to nadal go uprawia i czerpie z tego satysfakcję. Ludzie uważają, że kobiety mają słabsze ciało od mężczyzn, ale osobiście uważam, że wszystko leży w sile ducha i przygotowaniu. Ważny jest przecież balans ciała, kontrola gazu, technika jazdy i stalowe nerwy, a nie tylko krzepa.
Bardzo szybko zaczęłaś jeździć ślizgiem. Czy jednak było coś, co w trakcie nauki sprawiało Ci trudności?
Nauka jazdy na żużlu szła sprawnie. Sporo pomógł mi mój tata, który na początku stał na zewnętrznej części łuku. Robił co jakiś czas kilka kroków w przód, dzięki czemu zaczęłam łapać kąty. Szybko nauczyłam się jeździć po zewnętrznej jak i wewnętrznej części toru. Troszkę trudności na początku sprawiało mi jednak łamanie motoru i jazda przy linii na odpowiedniej prędkości. Kiedy już do tego dojdziesz, zdajesz sobie sprawę z tego, że na spokojnie o wiele łatwiej to wychodzi, niż gdy chcesz łamać się jak najszybciej.
fot. z archiwum Kate Mcauley
|
Na pewno spotkałaś się z sytuacją, gdzie w trakcie Twojej nauki nagle pojawiło się wielu doradców…
Kiedy zaczynasz jeździć, to sądzę, że powinnaś słuchać jednej osoby. Wiele osób próbuje dawać rady na temat tego co i jak powinnaś robić, jak to dalej wygląda. Nie mówię, że jest to złe, ale lepiej trzymać się jednego i nie wprowadzać zamieszania. Dobrze jest też mieć jakieś video czy zdjęcia, by móc później wszystko zobaczyć, ocenić, co robisz dobrze, a co źle, a następnie robić postępy.
Jesteś pierwszą kobietą w Wielkiej Brytanii, która podpisała kontrakt z klubem. Jakie uczucia wtedy Ci towarzyszyły?
Pierwszym klubem, z którym podpisałam kontrakt był Hackey Speedway Club, był on moim ulubionym. Kontrakt podpisałam w czasie moich studiów, zawody odbywały się w piątki, wtedy jeszcze tak naprawdę nie myślałam poważnie o podpisaniu doumentu. Po prostu cieszyłam się jazdą i to było „to”. Następnie również Milton Keynes chciało podpisać ze mną kontrakt. Sądzę, że głównym powodem było posiadanie w składzie dziewczyny i czerpanie korzyści z mojej jazdy – zawsze to coś innego. Byłam dużą szczęściarą mając nowy motocykl i pomoc sponsorów. To bardzo nam pomogło.
Czyli podejście w pewnym stopniu było komercyjne. Dziewczyna na motorze dobrym chwytem reklamowym…
Kiedy jeździłam na crossie było inaczej. Też był to sport uznawany za męski, jednak dziewczyna nie wzbudzała takiego zainteresowania. Byłam po prostu kolejnym zawodnikiem. Powstał program dokumentalny o mnie, pisano artykuły, robiono wywiady tylko dlatego, że jestem dziewczyną.
Na pewno już wiesz, że w Danii ruszyła kobieca drużyna. Nie myślałaś o tym, by stać się jej częścią?
To jest fantastyczne, że w Danii w tym roku będzie drużyna kobiet. Jestem pełna podziwu, że dziewczyny będą jeszcze bardziej utożsamiane z tym sportem. W Wielkiej Brytanii mamy teraz kilka kobiet, które jeżdżą. Moim marzeniem jest, by właśnie tutaj pewnego dnia powstała drużyna kobiet. Niestety wiążą się z tym spore wydatki. Bardzo bym chciała stać się częścią takiej drużyny, ale nie sądzę, by mój wiek był na to odpowiedni.
fot. z archiwum Kate Mcauley
|
Przeważnie jest tak, że żużel zajmuje większość czasu. Czasem trudno znaleźć chwilkę wytchnienia, tym bardziej, że masz własną rodzinę…
Kiedy byłam młodsza, żużel zabierał mi każdą chwilę. Całe weekendy. Przywykłam do spotkań w piątkowe wieczory, do treningów w soboty i jazd na crossie w niedziele. Miałam taki punkt widzenia, że odpuszczałam wszystko, jeździłam na crossie, by się odstresować psychicznie. Teraz w wolnym czasie dbam o dwójkę swoich dzieci, gram w tenisa i chodzę na fitness. Uwielbiam spędzać czas z rodziną, jednocześnie pracuję nad tym, bym ponownie była odpowiednio przygotowana do zawodów.
Wiem, że miałaś przerwę od jazdy na żużlu. Jednak wróciłaś do tego sportu. Dlaczego?
Po przerwie wróciłam do żużla w zeszłym roku. Miałam styczność z czterema zawodnikami, dzięki którym zrozumiałam, że właśnie żużel sprawia mi ogromną radość. Zaplanowałam, że będę teraz jeździła jeszcze więcej, niż to było do tej pory.
Jakie zatem są Twoje cele na 2010?
Moim planem jest powrót na tor. Chcę znów być w dobrej formie i pracować nad osiąganiem dużych prędkości. Chciałabym też trochę podróżować, pojeździć na innych torach i pokazać, że „co faceci mogą robić, mogą robić też kobiety”. Pomagam również u nas podczas treningów. Chcę to robić nadal i uczestniczyć w postępach naszych zawodników i czerpać z tego satysfakcję, doświadczenie.
Na koniec naszej rozmowy chciałabym Cię poprosić o kilka słów dla wszystkich dziewczyn, które chcą jeździć.
Każda dziewczyna, która chce jeździć powinna spróbować. W Wielkiem Brytanni są szkółki, w których nauczysz się jeździć. Dziewczyny nigdy nie mogą słuchać tego, że nie powinny jeździć! Idźcie za tym! GIRL POWER!
Najnowsze
-
Test Skoda Enyaq Coupe RS Maxx. Ile warta jest najdroższa Skoda w historii?
Kiedy debiutowała na rynku, wielu przecierało oczy w niedowierzaniu. Elektryczna Skoda wyceniona na ponad 300 tys. złotych zwiastowała poważną zmianę wiatru w ofercie czeskiego producenta. Co otrzymamy, kupując najdroższy model w historii marki? Sprawdziłyśmy to, testując model Enyaq Coupe w topowej wersji wyposażenia RS Maxx. -
Gosia Rdest z kolejnym podium w tym roku!
-
Brak miejsca na pieczątki w dowodzie rejestracyjnym. Czy trzeba wymieniać go na nowy?
-
Ford Puma 2024 – test. Miejski crossover ze sportowymi korzeniami
-
La Squadra One Shoot – do takich samochodów wzdychają fani motoryzacji!
Zostaw komentarz: